[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się dzieje? - spytała szeptem.- Nie wiem - skłamałam, bo jeśli kocha psy tak samo jakJoel, to będzie chciała pobiec im na pomoc.- Poczekamy tu naAdama.Przygotowuje się, ale to zajmie chwilkę, więccierpliwości.Jeśli panikuję bez powodu, to nic się nie stanie, alejeśli coś tam jest, to wolę się z tym zmierzyć z wilkołakiem uboku.- Przygotowuje się.Masz na myśli, że przemienia wwilkołaka?- Tak.Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wiem to dziękinaszej więzi partnerskiej.Nic mi nie powiedział przed tym jakwysiadłam i podbiegłam do Lucii.- Możesz zaczekać w swoim samochodzie, jeśli chcesz.Wątpiłam, by chciała zostać w aucie, ale warto byłospróbować.Gdyby coś poszło nie tak, łatwiej byłoby jej uciec.- To dlatego, że twój brat jest Indianinem? - spytała.Dobrze widzę w ciemności, ale pomimo wysiłków,dostrzegłam jedynie wiewiórki i nietoperze.Dopiero po chwilizorientowałam się, że nie mam pojęcia o czym ona mówi.- Co dlatego, że jest Indianinem?- Przepraszam.Kiedy się denerwuję zapominam powiedziećcałą myśl na głos.Czy on jest medium, bo jest Indianinem?- O ile mi wiadomo wśród Indian występuje tyle samo osóbz takimi zdolnościami, co wśród innych nacji.Choć mój ojciec.Był czym? Coyote?-.ujeżdżał byki na rodeo, a w wolnym czasie polował na.wampiry-.demony.Był kimś w rodzaju szamana i część tego daruprzeszła na jego dzieci.- Ale ty nie miewasz wizji?- Nie.Zmieniam się w kojota i widzę duchy.- Mówisz o nim w czasie przeszłym - zauważyła.Luciazadaje dużo pytań, gdy jest zdenerwowana.Rozumiem to, też takczasem mam.Najczęściej dużo mówię w takich sytuacjach.Czasem się śmieję.To lepsze od płakania i wygląda się naodważniejszą osobę.Skinęłam.- Mój ojciec umarł.Dopadli go ci zli.Coyote przeżył, a ludzkie przebranie, które przywdział znudów, mężczyzna, którego pokochała moja matka, nie.Drzwi SUVa otworzyły się.Za wcześnie na Adama.- Poczekam na zewnątrz - oznajmił Gary.- Nie mam nicprzeciwko wilkołakom, ale kiedy się przemieniają.- I dobrze - powiedziałam - bo robią się zrzędliwe.Gary uniósł głowę i powąchał powietrze.Zerknął na mnie, aja skinęłam głową, wiedząc, że po raz pierwszy wywęszyłGuayotę.Skrzywił się.- Tak na marginesie, mała - powiedział.-Zwykle uciekam, gdy zbliża się niebezpieczeństwo.- Ja też - rzuciła Lucia.Uśmiechnęliśmy się z Garym do siebie porozumiewawczo,bo skłamała.Odwróciliśmy się na dzwięk otwieranych drzwi auta.Adam jest piękny tak samo jako mężczyzna, jak i wilk.Jegobestia nie jest wielka, jak Charles a lub Samuel a, ale jest dobrzezbudowana i pełna wdzięku.Bezszelestnie wyskoczył z SUVa,podniósł łeb i spojrzał na dom.- No dobra - powiedziałam, - Wchodzimy.Adam naprzedzie, potem ja, Lucia, a Gary jako tylna straż.- Słyszałaś, jak mówiłem o uciekaniu, co?- To dlatego będziesz z tyłu - wyjaśniłam.- Gdy wróg ciębędzie pożerał, to będzie ostrzeżenia dla nas.Roześmiał się, przyjrzał drzwiom i zatrzymał.- Ktoś był wśrodku.Gdy wyruszaliśmy do restauracji, Lucia zamknęła drzwi naklucz, ale to nie powstrzymało intruza.Drzwi wyłamano zfutryny.Większość uszkodzeń dokonano z wewnątrz.Adam popchnął drzwi, zatrzymał się na moment i ruszyłdalej.Poszłam za nim.Przechodząc przez wejście zrozumiałam, co go na chwilęzatrzymało.Ktoś oznaczył terytorium wewnątrz domu.Zmarszczyłam nos.To nie pies ani człowiek.- Jeśli to zrobił Guayota, to będę musiał zrewidować swąopinię o pierwotnych bóstwach - stwierdził Gary.- Słyszałeś opowieści o Coyote, prawda? - spytałam.Co prawda nie słyszałam historii o Coyote znakującymterytorium, ale wiele opowieści o nim brzmiało, jakby zostaływymyślone w szatni przez gromadkę napalonych, nastoletnichchłopców.Z tych z Coyote cieszy się z pewnością najbardziej.Może nawet wszystkie są prawdziwe.Adam obejrzał się na nas, patrząc z wyrzutem.On nie gadajak najęty, gdy się boi.Adam tu rządzi.Jego wilk rządzi, więc jeśliwymaga ciszy, to lepiej się zamknąć.Zapach krwi stracił na intensywności, gdy znalezliśmy się wdomu.Zatem nic tu nie umarło.Chyba.Woń moczu była takpaskudna, że nawet Lucia kasłała, więc nie miałam pewności.Nikogo tu nie ma.Każ jej spakować się, a potem zajrzymydo kenela.Głos Adam wśliznął się do mojej głowy niczym ciepłymiód.Nie powiedziałam mu, jak bardzo to lubię, bo to jedna z tychrzeczy, które się nie mówi.Ja też lubię, kiedy mówisz do mnie w ten sposób,odpowiedział.- Adam twierdzi, że włamywacza już tu nie ma -powiedziałam, starając się nie uśmiechać, bo o byłobyniewłaściwe.- Spakuj się, a potem sprawdzimy, co z psami.Nie powiedziałam jej, co możemy znalezć w kojcach.Gdybypsy biegały wolno, może miały by szansę przeciwko takiemuwrogowi, ale nie miały takiej możliwości.- Gdzie jest sypialnia?- Drugie drzwi po lewo - wskazała.Otworzyłam drzwi do sypialni i od razu poczułamzwielokrotniony smród moczu i piżma.Zajrzałam do środka.Pomieszczenie wyglądało, jakby ogromny pies poszarpałwszystko na kawałki, złożył to na kupkę pośrodku łóżka, a potemjeszcze nasikał na to.Możliwe, że tak się właśnie stało.Szybko zamknęłam drzwi.- Albo nie - powiedziałam.-Znajdziemy ci jakieś ubrania u Honey.Obserwowanie jak czyjeś życie się rozpada to niczabawnego.Lucia nie spytała, co zobaczyłam w pokoju, jej ludzkinos też to wyczuł.Podniosła głowę wysoko i zawróciła.Gary patrzył w dół, starając się nie spotkać wzrokiem zAdamem.Zastanawiałam się, co ujrzałabym w jego oczach, gdybypozwolił mi w nie spojrzeć.Z pewnością nie chował oczu byjedynie kogoś nie urazić; kojoty nie czują takiej potrzeby.Kiedy tylko znalezliśmy się na zewnątrz, Adam wysunął sięna czoło pochodu.Skręcił za dom, gdzie furtkę na podwórzewyrwano i odrzucono na bok.Reszta ogrodzenia składała się zgęstego żywopłotu, wiec nie widzieliśmy co jest za nim, dopókinie weszliśmy na podwórko.Gary jęknął, a Lucia weszła prosto w kałużę krwi u uklękłaprzy swojej wielkiej, białej amstaffce, by zamknąć jej oczy.Połowę podwórza zajmowały kojce, zrobione z metalowejsiatki.W każdym stała buda z przedłużonym daszkiem.Resztępodwórka porastała schludnie przystrzyżona trawa.Obejście było dobrze utrzymane i pewnie ładne, ale ktośpozabijał wszystkie psy i pozostawił tu ich truchła.Furtki ośmiukojców zostały wyrwane z zawiasów i porozrzucane jak popadnie.Jedna została zgnieciona w kulę.Przed kojcami spoczywało osiem ciał.Ułożono każde naboku.Wszystkie miały poderżnięte gardła.Rozpoznałam psa,który położył mi łeb na kolanach i zamrugałam, by odgonić łzy.- Nienawidzę, gdy za wszystko obrywa na końcu pies -powiedział spiętym Głosem Gary i walnął ręką w siatkę.-Podarłem swój egzemplarz %7łółtego Psiska i wyrzuciłem.Lucia nawet nie drgnęła, pomimo hałasu.Głaskała łebswojej suczki.Adam spojrzał na mnie ostro, dając mi do zrozumienia, żecoś przeoczyłam.Rozejrzałam się jeszcze raz i wciągnęłamgwałtownie powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]