[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szosie zatrzymali się, spotkali bowiem jakiś inny samochód i wszyscywidzieli z daleka, że ludzie z owych dwóch samochodów rozmawiali ze sobą.Tamci z tegodrugiego wysiedli i obejrzeli podziobany dach, po czym zawrócili i odjechali razem w tę samąstronę. Coś mi się wydaje, że jedni drugich zniechęcili do tego miejsca  powiedział pozastanowieniu Remigiusz. Szkoda, że odjechali.Byłoby lepiej, gdyby zostali i zniechęcaliwszystkich.Przed wieczorem przyjechały jeszcze dwa samochody razem.Ludzkich osób wyszło z nichsześć i, zdaniem dzików, zaczęły zachowywać się bardzo przyzwoicie.Wszystkie wyjmowanerzeczy układały na trawie bez żadnych stolików i najwyrazniej w świecie przygotowywały siędo jedzenia.Pojawiła się jednak pewna drobna komplikacja.Mianowicie cztery osobyzajmowały się tym wyciąganiem i układaniem, a dwie od razu pomaszerowały po wodę. Uwaga!  zaczął ostrzegawczo Remigiusz, ale Euzebiusz przerwał mu od razu. Przepraszam cię bardzo, czy nie można by chwilę zaczekać?  spytał błagalnie. Takjak poprzednim razem.Mam wrażenie, że oni jeszcze wszystkiego nie wyjęli.Byłaby takaszkoda, gdyby z tym odjechali! Zastanów się, co mówisz!  skarciła go Marianna. Będzie większa szkoda, jeżelinapuszczą trucizny do wody!Remigiusz miał duże doświadczenie i załatwił sprawę ugodowo. Nic, nic, nie obawiaj się  rzekł uspokajająco. Dopóki leją samą wodę, nic złego się nie dzieje.Niebezpieczeństwo pojawi się dopiero, jak zaczną robić pianę.Na razie niechwyjmują, możemy zaczekać.Tylko dzięcioły powinny być przygotowane do ataku. Dziękuję ci bardzo  powiedział Euzebiusz.W wielkim napięciu i wśród nerwowego prychania Marianny przeczekali kilka chluśnięć.Tamte cztery osoby przestały wyjmować rzeczy i zaczęły krzątać się wokół tego, co jużzostało wyjęte.Euzebiusz powęszył. Jaki cudowny zapach!  szepnął z zachwytem. Nie wiem, gdzie on widzi ten cudowny zapach  parsknęła Marianna. Ja czuję samąobrzydliwość!Jeden człowiek postawił wiaderko z wodą obok samochodu i sięgnął po coś do środka. Teraz!  krzyknął gwałtownie Remigiusz. Dzięcioły, już!!!Dzięcioły rozdzieliły się na dwie grupy i powietrze zafurkotało.Trzy spadły na jeden dach,cztery na drugi.Brzęczący terkot zagrzmiał ogłuszająco.Ludzie zbaranieli tak, że dzięciołyzdążyły wykonać bardzo porządną pracę, zanim spłoszył je pierwszy przerazliwy krzyk.Ludzie rzucili się do samochodów i poprzewracali wiaderka.Znów zaczęło się macanie ioglądanie podziobanych dachów, znów jedna osoba podniosła jakiś przedmiot i wydałanastępny okrzyk, bo szczur wodny był bardzo pracowity.Ludzkie zamieszanie trwało, osobynaradzały się i z daleka widać było, że nikt nie wie, co zrobić. No i co to ma być?  zniecierpliwiła się Marianna. Jeszcze nie zrezygnowali? Będątu stali do jutra? Pafnucy, przestrasz ich!Pafnucy posłusznie podniósł się i wymaszerował z lasu na łąkę.Za nim wysunęło się pilniewęszące stado dzików z Euzebiuszem na czele.Ludzie odwrócili się nagle i zobaczyli ich.Wszyscy znieruchomieli kompletnie.Przestalisię odzywać i tak stali naprzeciwko siebie, sześć ludzkich osób i jeden niedzwiedz, a do nichprzysuwało się powoli duże stado dzików.Pafnucy w gruncie rzeczy wcale nie miał w sobie skłonności do straszenia Wydawało musię, że powinien może coś powiedzieć.Odchrząknął.Wszystko nastąpiło natychmiast potem w jednym i tym samym momencie.W ludzkichuszach chrząknięcie Pafnucego zabrzmiało jak grozny ryk.Sześć osób rzuciło się w popłochuku samochodom, po drodze jednak chwycili z trawy jakieś przedmioty. O nie!  zawołał na to Euzebiusz z wielkim oburzeniem.Najmłodszy i najbardziejlekkomyślny dzik nie wytrzymał.W szalonym tempie runął na jeden z samochodów, dopadł go, kłapnął paszczą, kwiknąłokropnie i natychmiast uciekł.Ludzie wrzasnęli.Z lasu dobiegło nagle głuche, ponure,przeciągłe wycie.Tego już było za wiele.Remigiusz, piejąc z uciechy, chwytał się za brzuch i fikał koziołki, a ze śmiechu łzypłynęły mu z oczu. Wilki!  pokrzykiwał. Cudo! W najlepszym momencie! Patrzcie, co oni robią! Niemogę, pęknę chyba!Ludzie na łące prawie dostali szału.O żadnym podnoszeniu niczego już nie myśleli,wepchnęli się do samochodów na oślep, samochody ruszyły, omal się nie zderzając ze sobą,uciekły z łąki, jeden przodem, a drugi tyłem.W ciągu minuty już ich nie było widać.Dziki nie czekały nawet, aż im znikną z oczu, tylko od razu zajęły się tym, co leżało natrawie.Euzebiusz wrócił do lasu uszczęśliwiony bezgranicznie. Jest to absolutnie najpiękniejsza zabawa ze wszystkich możliwych  oznajmił. Jasię stąd nie ruszę.Kto wpadł na ten cudowny pomysł? Będę mu wdzięczny do końca życia! Pafnucy  powiedziała, chichocząc, Marianna. Nic podobnego  zaprzeczył sprawiedliwie Pafnucy. To Pucek.I Karuś. W takim razie kochamy Pucka i Karusia  powiedział Euzebiusz. Pafnucy, ciebieteż! Piknik, cóż to za znakomite jedzenie!Wszyscy byli do tego stopnia rozbawieni, że prawie zaczęli pragnąć przyjazdu następnych samochodów.Zaczynało się jednak już zmierzchać i Remigiusz oznajmił, że na dalszerozrywki nie ma szans. Nikt więcej nie przyjedzie  zawyrokował. Ludzie nie potrafią nic robić wciemnościach.Uzgodnijmy, co ma być jutro, bo jeden dzień straszenia to za mało.Jeszcze sięnie przyzwyczaili, że tu jest niedobrze. My zostajemy  powiedziały dziki od razu. Znamy ten teren i czujemy się tudoskonale.Nie musimy nigdzie odchodzić. Przyjdziemy trochę wcześniej niż dziś, bo widzę, że tu bywa bardzo śmiesznie obiecał wilk. Mam wrażenie, że niezbędny jest także Pafnucy i, oczywiście, dzięcioły. O, my będziemy od rana  powiedziały dzięcioły. Znalazłyśmy tu kilka bardzopociągających drzew i nie zostawimy ich własnemu losowi.Praca jest wprawdzie trochęnerwowa, ale rozumiemy, że konieczna.Wszyscy postanowili trzymać się blisko, żeby obejrzeć następne przedstawienie.Do domuzdecydowały się wracać tylko bobry. Mamy co opowiadać, bo to było bardzo zabawne  oznajmiły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •