[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napad na Aysego Wiktora i pozbawienie go mienia z całą stanowczością byłyfaktami i stanowiły jedyny wypadek ujawnienia krzywdy przez ofiarę.Poza AysymWiktorem nie było obrabowanych.- Narodowy Bank Polski dostał prawie sto tysięcy- zauważył z goryczą porucznik Wilczewski.- Przemycili najmarniej trzy razytyle.%7ładna ludzka siła we mnie nie wmówi, że to wszystko ten cały Krzaczkiewicznosił przy sobie.- Wypierają się w żywe oczy - przyświadczył porucznikGumowski.- Kapitan ma rację, nie pójdzie nam to łatwo.A propos, kto nadałostatnią przesyłkę dla Kokosza? Przeoczyłem to w tym całym urwaniu głowy.Porucznik Wilczewski z niejakim wstrętem udzielił odpowiedzi na to pytanie.Poinformował porucznika Gumowskiego, że panienka na Poczcie Głównej, przyjmującapoleconą przesyłkę od Stanisława Wiśniewskiego, zdołała przypomnieć sobie, iżbył to niziutki, wiekowy staruszek o drżącym głosie.Wiadomość wydała siędziwna, odnaleziono zatem nadawców przesyłek, zanotowanych przed i zaWiśniewskim.Jednym z nich był niziutki, wiekowy staruszek, który przedWiśniewskim nadawał list polecony do Prokuratury Generalnej i który okazał sięemerytowanym profesorem prawa.Bez okularów nic nie widział i na nikogo niezwrócił uwagi.Z osób z kolejki za staruszkiem wchodziły w rachubę dwie, zktórych jedna, płci męskiej, zauważyła wyłącznie blondynkę przy sąsiednimokienku, druga zaś, płci żeńskiej, twierdziła, że stał przed nią wytworny pan wśrednim wieku, w okularach, ze szpakowatą bródką w szpic i ze złotym sygnetem napalcu.Kwity pocztowe wskazywały, iż między nią a staruszkiem występował tylkoWiśniewski, a zatem wytwornym panem musiał być Wiśniewski.- Odczepi bródkę,zdejmie okulary, nasadzi na tyłek stare dżinsy i zaraz się okaże, że jest tomłody brunet z marginesu - dodał melancholijnie porucznik Wilczewski nazakończenie relacji.Porucznik Gumowski pokiwał głową, machnął ręką, westchnął ioddalił się do swoich zajęć.Nazajutrz po odzyskaniu przez Maciusia utraconychdóbr zadzwoniła Baśka z informacją, że w sklepie na Zwierczewskiego sprzedająszklanki w karciane wzory i ona też chce kupić.Zabrałam ją po drodze, szklankikupiłyśmy, po czym, wracając, wstąpiłam do pralni na Wilczej po sweter, któryleżał tam już od miesiąca, bo wciąż zapominałam go odebrać.Samochódzaparkowałam po lewej stronie jezdni, Baśka zaczekała w środku, do pralniweszłam sama.Kiedy ze swetrem pod pachą zbliżałam się już do drzwiczek, ktośmnie nagle zatrzymał z tym.- Bonjour madame! - usłyszałam radosny głos,odwróciłam się i ujrzałam Felusia.Feluś był obcokrajowcem nie znanej minarodowości i obywatelstwa.Nazywał się Lothar Warden, poznałam go przypadkiemprzed laty w towarzystwie Gawła i stałam się dla niego kością zgryzoty na całeżycie.Feluś mianowicie wziął mnie w pierwszej chwili za damę lekkiej konduity ipo wyjaśnieniu pomyłki o mało nie oszalał ze zdenerwowania.Pluł na Gawła, którydopuścił do błędu, przepraszał mnie w sześciu językach, wyleciał z samochodu ikupił kwiaty, prawie padał na kolana i na twarz, Gaweł zaś dostałniepohamowanego ataku wesołości, popłakał się ze śmiechu, chichotał i kwiczałtak, że się ludzie oglądali.To Gaweł właśnie z niewiadomych powodów ochrzcił goFelusiem.Od tamtego czasu Feluś uważał za swój obowiązek dzwonić do mnie zakażdym pobytem w Polsce, ogniście przepraszając i wygłaszając rozmaite wyrazyszacunku, jeśli zaś nie mógł się dodzwonić, wszystko przekazywał przez Gawła.Gaweł oczywiście powtarzał mi to po swojemu.- Hi, hi! - mówił.- Ten kretynznowu tobą czka!Razem wziąwszy, widziałam Felusia nie więcej niż trzy razy w życiu.Terazujrzałam czwarty.Niewymownie uszczęśliwiony spotkaniem, pięknym, potrójnym,francusko-niemiecko-polskim językiem oznajmił, że tym razem nie zdążył do mniezadzwonić, jest zatem zachwycony, że mnie widzi.Przyjechał na bardzo krótko, ledwie parę godzin, nie mógł się bowiem inaczej skontaktować z monsieurRakiewiczem, który ostatnio ma jakieś tajemnicze trudności z wyjazdem z Polski.Mogłam mu powiedzieć, co to za trudności i skąd się biorą, ale mi się niechciało.Feluś zakomunikował dalej, że z monsieur Rakiewiczem musi się widywać,bo mają wspólne interesy i bezpośrednie porozumienie niekiedy jest niezbędne.Teraz, kiedy monsieur Rakiewicz jest uwiązany w kraju, główną trudność sprawiauzgodnienie podejmowanych decyzji.- Największą trudność sprawiają chyba sprawypieniężne? - powiedziałam grzecznie, chociaż nic mnie to nie obchodziło.- PanRakiewicz nie może podejmować z kont.- Ależ nie! - przerwał żywo Feluś.- Tożadna trudność! Ni ma troskę.Piniądze jest, spokojna głowa.Monsieur Rakiewiczma przecież swoich ludzi, plenipotentów, pieniądze można podejmować na czeki inblanco albo na hasło.Ale on ma talent, rozpoznanie, jego decyzje zawsze trafne!O ile zdołałam się zorientować, co najmniej trzema językami Feluś mówił perfekt,kulał mu tylko polski.Posługując się tą wspaniałą mieszaniną zdradził mitajemniczo, że właśnie mają na oku interes, który Gaweł wymyślił, interes wręczznakomity i niemożność opuszczenia kraju przez Gawła jest im szalenie nie narękę.Feluś, jak głupi, musi latać samolotami tam i z powrotem i chyba w końcubędzie musiał coś na to poradzić.Pytanie, czy zamierza skombinować Gawłowifałszywe dokumenty, wydało mi się nietaktowne.Przyjęłam jeszcze kolejneprzeprosiny, pożegnałam się z nim i wsiadłam do samochodu.- Co on gadał, tenwulkaniczny cap? - spytała Baśka niespokojnie.- I w ogóle kto to jest? -Wspólnik Gawła.Od zagranicznych interesów.Słyszałaś przecież, co gadał.- Tekawałki po polsku i po francusku zrozumiałam, ale reszty nie.Powtórz, co gadał,bo mnie bardzo zaciekawiły te operacje finansowe na odległość.Gaweł teraz niemoże wyjeżdżać, to też zrozumiałam.- Ale może podejmować pieniądze z rozmaitychkont.- Na odległość? Jak?- Zwyczajnie.Ma swoich ludzi, rozsianych po całym świecie, to ja już dawnowiem, oni pewnie mają jego czeki in blanco i podejmują, co trzeba, sukcesywnie.Albo podaje im hasło do któregoś banku i też mogą podejmować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •