[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po jeziorze ktoś płynął, słychać było chlupot wody i postukiwanie wioseł w dulkach.Gdzieś bliżej ktoś się kąpał, chlapiąc i parskając, dalej siedziała na brzegu chyba jakaś młodzież, dobiegały stamtąd głośne rozmowy, okrzyki, śmiechy i gwałtowne pluski.Możliwe, że spychali się do wody z pomostu.Przytknęłam twarz do najbliższej szyby i syczącym szeptem wezwałam Roberta.— Poświeć!Potężny strumień światła z reflektora rozjaśnił pomieszczenie za oknem.Była to kuchnia, za nią widniał salon.— Kuchnia to chyba na nic — zaopiniował Robert.— Już prędzej salon.Chodźmy od razu na tamtą stronę.— Nie możesz tego jakoś wyregulować? — spytałam z niezadowoleniem.— Świeci jak latarnia morska, jeszcze kto zwróci uwagę.Wystarczyłaby połowa.— Nie mogę.Tu wszędzie coś się świeci.Nikt nie zwróci uwagi, bo nikt nie wie, że nikogo nie ma.Obeszliśmy dom dookoła.Od drugiej strony hałasy znad jeziora dobiegały wyraźniej.Weszliśmy na tarasik i zaczęliśmy przytykać twarze i reflektor do kolejnych okien i przeszklonych drzwi.Barometr na białej ścianie dostrzegliśmy równocześnie.W każdym razie to coś wiszącego wyglądało jak barometr, ponadto charakterem przypominało hinduskie dekoracje, oglądane w sklepie.Należało przystąpić do następnego punktu programu.Oderwałam twarz od szyby i nagle doznałam wrażenia, że coś mignęło za kuchnią, po drugiej stronie domu.— Zgaś! — syknęłam do Roberta.Zapanowała ciemność.Za kuchnią nic nie migało, ale opanowały mnie złe przeczucia.Z denerwującą dokładnością uświadomiłam sobie, co robię, w obcym kraju, w ciemnościach, zamierzam włamać się do cudzego domu w celu popełnienia kradzieży.W dodatku dom należy do człowieka, zamordowanego przed trzema dniami… Nie dość na tym, wspólnikiem włamania czynię własnego syna, mieszkającego i pracującego w Kanadzie…— Zjeżdżaj stąd! — rozkazałam wzburzonym szeptem.— Zabierz samochód i odjeżdżaj bez świateł! Tyłem, przodem, jak chcesz! Jedź byle gdzie i przejeżdżaj tędy co kwadrans.Spotkamy się na szosie albo wcale… Już!— Jak to, wcale? — zaniepokoił się Robert.— Matka, co ty…?— Gliny, ty głupcze! Ja się jakoś wyłgam, ale ty nie! Jutro mnie wypuszczą… Wynoś się! Tamtą stroną i po cichu…Nie starając się unikać hałasu, zeskoczyłam z tarasiku.Księżyc świecił doskonale.Tupiąc i szurając, obeszłam dom z powrotem i wyszłam przed front.Moje przeczucie okazało się słuszne.Przez trawnik podchodziła do drzwi jakaś postać, była już blisko budynku.Na mój widok zatrzymała się.Zatrzymałam się również.— Dobry wieczór — powiedziałam grzecznie po chwili, na wszelki wypadek po angielsku.— Dobry wieczór — odparła postać damskim głosem.Uczyniła jeszcze dwa szybkie kroki, wyciągnęła rękę ku drzwiom i cały trawnik zalało nagle silne, jasne światło.Postać stała się w nim doskonale widoczna.Popatrzyłam na nią i osłupiałam.Nie uwierzyłam własnym oczom.Przyjrzałam się, pomyślałam, że to niemożliwe, mylę się.halucynacja, gapiłam się, znieruchomiała, śmiertelnie zaskoczona i wstrząśnięta.Nie, jaka tam halucynacja, dobrze widzę… Wątpliwości znikły, przede mną stał potwór.Nie zdołałam nad sobą zapanować.— Finetka…! — wykrzyknęłam, prawdopodobnie ze zgrozą.Postać przy drzwiach przyjrzała mi się wzajemnie, lekko marszcząc brwi.— A.to ty — powiedziała prawie bez zdziwienia.Przez długą chwilę oglądałyśmy się w milczeniu.— Zestarzałaś się — powiedziała Finetka nielitościwie i po namyśle dodała, jakby z lekkim żalem.— Ale nie bardzo… Co tu robisz?Nie byłam w stanie odpłacić jej komplementem.Komunikat, że nie zmieniła się wcale, nie przeszedłby mi przez gardło.Najpiękniejsza dziewczyna z czasów mojej młodości pozostała taka jak była, nadal piękna i młoda, wszystkie minione lata spłynęły po niej jak woda po tłustej gęsi.Owszem, coś tam się uwidoczniło, nie była to już dwudziestoletnia twarz, ale wiek dodał jej tylko wyrazistości i wdzięku.Charakter, zdaje się, też jej pozostał…— A ty? — spytałam sucho.— Ja tu mieszkam.Chwilowo… A ty…?— Szukam Joli.— Jakiej Joli?— Wernerowej.Gdzieś tu powinna mieszkać.— A co ty masz do Joli? Znasz ją?— Tak się składa, że jej siostra, Elżbieta, dwadzieścia lat temu wyszła za mąż za mojego kuzyna.Właśnie stwierdziłam, że coś mi tu nie gra i że się chyba wrąbałam w cudzą posiadłość, pojęcia nie miałam, że się natknę na ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •