[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mnie zależy szczególnie na jednej bryle, dużej,z tchnieniem boga. Proszę.? nie wytrzymał znów podporucznik.Hindus się zakłopotał. Kwestia wierzeń.Religii.Tak się to u nas określa.Mgła, chmura.W tejbryle.Wyjątkowa rzecz i, o ile wiem, drugiej takiej nie ma.Pilnuję tego, dowie-działem się niejasno, że jeszcze ktoś chce to nabyć, a pan Fran-jo mi obiecał.To-czyliśmy pertraktacje.A tu nowy kontrahent.Zdenerwowałem się i poszedłem193do niego wyjaśnić sprawę.Pan Fran-jo, to nie był rzetelny człowiek, twierdził, żenie wie, gdzie to jest.Nieprawda.Sam widziałem. Po kolei proszę.Przyszedł pan tam i co? Otworzył mi drzwi.Wydawał się zaskoczony i niezadowolony.Nie miałochoty mnie wpuścić, mówił, że czeka na kobietę.To była prawda.Jednak wsze-dłem, zapraszał mnie do sypialni, może to była scysja.Robił drinki, łagodziłsytuację, ja wyrażałem pewne.no, pretensje.Chodziłem po pokoju, na wła-sne oczy ujrzałem nagle na półce, pod ścianą, trzy bursztyny, w tym ten mój i drugijeszcze, sławny, ze złotą muchą w środku, słyszałem o nim.Pochyliłem się nadnimi, pan Fran-jo użył siły, pociągnął mnie do sypialni, wciąż mówiąc o kobiecie.Ja o bursztynie, on o kobiecie.Podał mi drinka, byłem zdenerwowany, wypiłem.Zakręciło mi się w głowie.Odetchnął głęboko i nie wytrzymał.Zerwał się z fotela, podszedł do barku, na-lał sobie jakiegoś napoju i wypił dość gwałtownie.Zaraz potem przeprosił, oznaj-mił, że znów jest zdenerwowany, i zaproponował gościom poczęstunek.Goście,przebywający tu służbowo, stanowczo odmówili.Nie upierał się, nalał sobie po-nownie i ze szklaneczką w dłoni wrócił na fotel. Potem ocknąłem się.Leżałem na ziemi, bardzo bolała mnie głowa.Wszyst-ko było zamazane, nic nie myślałem.Bardzo chciałem wody.Zacząłem się pod-nosić, żeby poszukać tej wody, z trudem, powoli.Przeszedłem.przelazłem.przeczołgałem się.Dokądś.Straciłem orientację.Znalazłem się w salonie, za-czynałem lepiej widzieć, ujrzałem potworną rzecz.Ktoś.leżał.Straszny wi-dok.Poszarpana maska.Nie mogłem na to patrzeć, zasłoniłem twarz, krew miciekła z czoła.Szklaneczką z napojem dotknął głowy.Kapitan i podporucznik słuchali w ka-miennym milczeniu.Hindus najwyrazniej w świecie na nowo przeżywał okropnąscenę, można było uwierzyć, że nie udaje.Wypił resztę, znów popatrzył na bareki chwilowo się wstrzymał z repetą. Nie wiem, jak długo to trwało.Wspomnienia mam bardzo mętne.Pojawiłasię jakaś kobieta, pózniej druga.Dały mi wody.? Chyba dały.Pytały, co tu sięstało, nie wiem, co im odpowiedziałem.Dostałem koniaku, to mi pomogło, gło-wa mnie ciągle bolała, chciałem lekarza.One proponowały pogotowie, bez sensu,mogłem przecież iść.Umyłem się trochę, zrobiło mi się lepiej, prawie oprzytom-niałem, ale byłem przerażony, chciałem być sam, zebrać myśli.Tam blisko jestlecznica, pamiętałem o niej, chyba wyszedłem, a one też wyszły, nie wiem, cozrobiły, bo odjechałem.Mały kawałek.Opatrzono mnie, dostałem lekarstwa, za-strzyk.Pózno w nocy wróciłem do domu.I to wszystko.Wiedziałem, że będęmusiał zeznawać, ale nie zabiłem go i nic więcej nie wiem.To był pan Fran-jo,w jakiejś chwili poznałem po ubraniu.Zamilkł i teraz już w sposób zdecydowany posłużył się barkiem.Podporucz-nika zaciekawiło, co pił, przesunął dyskretnie krzesło, łypnął okiem i stwierdził,194że jest to zwykła brandy.Rozczarowało go to okropnie, zdążył już bowiem wy-obrazić sobie jakiś nadzwyczajnie egzotyczny alkohol. Te kobiety pan znał? spytał. Nie.Nigdy w życiu ich nie widziałem. A może je pan opisać? Jak wyglądały? Nie wiem.Obie jasnowłose.Blond.Nie stare. Coś więcej.Grube, szczupłe? W okularach może? Nie wiem. A jak ubrane? Nie wiem. Po jakiemu mówiły? Po angielsku.I po polsku, między sobą.To wiem. A przedtem.Stracił pan przytomność, rozumiem, ale może coś pan sły-szał? Nic.Czarna masa.Podporucznik popatrzył pytająco na kapitana.Nie bardzo wiedział, co z tymfantem zrobić. Czy denat groził panu bronią? spytał po namyśle, bez nacisku, przypo-minając sobie nagle swoją matkę i błogosławiąc ją za upór, z jakim od dzieciństwapchała w niego język angielski.Także za jedne całe, długie wakacje w Anglii, któ-re załatwiła mu ciężkim wysiłkiem.Także za te wszystkie lektury, których mu do-starczała.Jaka mądra matka.! Teraz mógł po angielsku powiedzieć, co zechciał,nawet w wyszukanej formie. Jaką bronią? zainteresował się Hindus. Bronią palną.Pistoletem. Nic o tym nie wiem.%7ładnego pistoletu tam nie widziałem. Ale jest pan pewien, że on na kogoś czekał? Sam to mówił odparł Hindus z lekką urazą. Na kobietę.Intymnespotkanie.Dlatego chciał, żebym sobie poszedł.Nie wierzyłem mu, ale potemwidziałem kobietę. Co jeszcze mówił? To ja mówiłem.O bursztynie.Twierdził, że go nie ma, a oto jest.A onmnie zapewniał, że się mylę, że go naprawdę nie miał, dopiero dzisiaj zdobył,że nikomu nie sprzedaje, że ja mam prawo pierwokupu.Chciał mnie ułagodzić.Więc zacząłem udawać, że mu wierzę i wypiłem tego drinka, nie spodziewałemsię otrucia.On mnie otruł! Zostawimy go na razie odezwał się wreszcie Bieżan po polsku. Ist-nieje szansa, że mówi prawdę.Bo jedno z dwojga.Dalszy ciąg rozpoczętego zdania wygłosił już po opuszczeniu podejrzanego,w drodze powrotnej do komendy.195 Albo go rąbnął od razu, w trakcie kłótni, ale w takim wypadku dlaczegoleżał na tej nodze od szafy i siedział na kanapie? W sypialni się nie bili, nie manajmniejszych śladów, dla przyjemności się przecież tam nie położył i łba sobienie rozbił.Albo Leżoł rzeczywiście go załatwił, bo czekał na babę, a on oprzytom-niał, wstał i poszedł się mścić.Ale temu znowu ślady przeczą, jego krwi nie manigdzie więcej, tylko na nodze i przy kanapie.Gdyby się tam z nim szarpał, pry-skałoby szerzej.No i, oprzytomniały, nie siedziałby tam przecież i nie widziałbyżadnej kobiety.A twierdzi, że widział dwie. Mogło mu się w oczach dwoić.Dwie blondynki. Jeśli zdołał sam dojechać do lecznicy, musiał już widzieć pojedynczo.Jegogadanie zgadza się z sytuacją, chociaż nie powiem, co nam z tego przyjdzie.Coto za jakieś baby cholerne.? W każdym razie już widać, że wszystko kręci się dookoła tej złotej mu-chy stwierdził podporucznik pocieszająco.Z nielicznych dam, zapisanych w notesie Frania, żadna nie wchodziła w ra-chubę.Podejrzenia mogły jeszcze paść na wcześniej przesłuchanego Zenobiego,ale w mieszkaniu denata nie znaleziono najmniejszego śladu jego obecności.Pozazłotą muchą kapitan nie miał żadnego porządnego punktu zaczepienia.Stare akta zdążył już przeczytać, spędziwszy nad nimi razem z podporuczni-kiem pół nocy, wnioski z nich wyciągnął i zdecydował się ruszyć do tyłu.Przesłuchany jako następny Baltazar okazał się wściekle rozmowny.Nie usiłował wcale ukrywać swoich kontaktów z nieboszczykiem, skąd, cóżznowu, znali się wiele lat, chociaż o żadnej przyjazni mowy być nie może.Tencały Leżoł to nie był człowiek porządny, wrogów mógł mieć całe kopy.On sam,Baltazar, podejrzewał go o rozmaite machlojki, oszustwa nawet, ale oczywiściedowodów żadnych na nic nie miał, a co do tego piątku, kiedy Leżoła zabito, tojeszcze przed południem pojechał na wybrzeże i o czwartej, szesnastej znaczy,siedział w knajpie w Krynicy Morskiej z dwoma rybakami, proszę bardzo, mo-że podać nazwiska, a widziało go z dziesięć innych osób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]