[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przewodnicząca pozwoliła wszystkim się wypowiedzieć, potem zaczęła podsumowanie.- Pierwsze pytanie jest oczywiste: na ile poważnie winniśmy potraktować to ostrzeżenie.Czy warto poświęcać mu czas? Nawet, jeśli to fałszywy alarm lub nieporozumienie, waga sprawy nakazuje zająć się nią tak, jakby groźba była realna, chyba że dowiedziemy czegoś wręcz przeciwnego.Zgoda?- Dobrze.Nie wiemy, ile mamy czasu.Musimy zatem przyjąć, że przeznaczenie puka już do drzwi.Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że HAL zdoła przekazać nam konkretni ej szy termin, ale wtedy może być za późno.W ten sposób pozostaje nam zdecydować tylko o jednym: w jaki sposób obronić się przed czymś tak potężnym jak monolit? Pamiętamy, co stało się z Jowiszem! A teraz jeszcze nova Skorpiona.Rozwiązanie siłowe uważałabym za chybiony pomysł, chociaż niewykluczone, że powinniśmy rozpatrzeć i tę opcję.Doktorze Kraussman, jak długo potrwałaby budowa super - bomby?- O ile zachowały się jeszcze dawne projekty, wtedy zaoszczędzilibyśmy sobie badań, to może ze dwa tygodnie.Bomby wodorowe są raczej proste, surowce do nich łatwo dostępne, ostatecznie to pomysł jeszcze z drugiego tysiąclecia! Ale gdybyście chcieli czegoś nowocześniejszego, powiedzmy ładunku antymaterii czy miniaturowej czarnej dziury.no, to zabierze kilka miesięcy.- Dziękuję.Zaczniecie się rozglądać? Na wszelki wypadek, bo, jak powiedziałam, to chyba bezcelowe.Coś tak potężnego potrafi się niewątpliwie obronić przed tym, czym samo włada.Dalsze sugestie?- Może by negocjować? - spytał ktoś niepewnie.- Z czym.znaczy z kim? - odezwał się Kraussman.- Wiemy już, że monolit jest tylko maszyną wykonującą programy.Pewnie ma pewną swobodę działań, ale jak wielką? A odwołanie do centrali nic nie da, zbyt duża odległość.Poole dalej tylko słuchał, nie miał nic do powiedzenia, i z wolna popadał w przygnębienie.Może nie należało przekazywać tej informacji? Jeśli alarm okazałby się fałszywy, sprawa rozeszłaby się po kościach bez tego zamieszania.A jeśli nie.No to przynajmniej oszczędziłby ludzkości nerwów wobec nieuniknionego.Dumał jeszcze ponuro, gdy usłyszał jakiś znajomy zwrot.Siedzący dotąd cicho, drobniutki członek Komitetu o nazwisku tak skomplikowanym, że Poole nawet nie próbował go zapamiętać, rzucił nagle tylko dwa słowa:- Koń trojański!Zapadła cisza, określana czasem w powieściach jako “brzemienna", potem rozległ się cały chór.- Czemu wcześniej o tym nie pomyśleliśmy! - Oczywiście!- Świetny pomysł!Przewodnicząca musiała przywołać gremium do porządku.- Dziękuję profesorze Thirugnanasampanhtamoorthy - powiedziała płynnie, nie roniąc ni głoski.- Czy można prosić o szczegóły?- Jasne.Jeśli monolit zaiste jest tylko bezrozumną maszyną, to znaczy, że jego możliwości kontroli własnego ustroju pozostają ograniczone.Czyli jednak dysponujemy bronią, która zdoła go pokonać.Spoczywa zamknięta w Lochu.- I mamy łącze przesyłowe.HAL-mana!- Właśnie.- Chwilę, doktorze T.Nie wiemy nic, absolutnie nic, o wewnętrznej strukturze monolitu.Jak uzyskamy pewność, że jakiekolwiek nasze prymitywne dzieło będzie w tym przypadku efektywne?- Nie uzyskamy, ale pamiętajmy, że nawet najbardziej złożony komputer podlega tym samym uniwersalnym prawom logiki.Dokonania naszych przodków, Arystotelesa i Boole'a, są wciąż aktualne.Dlatego monolit może, a nawet powinien być wrażliwy na to, co mamy w Lochu.Należy tylko tak diabelstwo podrasować, aby choć jeden element zadziałał.W tym widzę naszą jedyną nadzieję, chyba że ktoś ma lepszy pomysł.- Przepraszam - wtrącił się Poole, który wreszcie stracił cierpliwość.- O jakim to słynnym Lochu mówicie?36 - KOMNATA GROZYHistoria obfituje w koszmary, tak naturalne, jak i zrodzone przez człowieka.Większość naturalnych wyeliminowano do końca dwudziestego pierwszego stulecia.Ospa, czarna śmierć, AIDS i odrażające wirusy czające się w afrykańskiej dżungli zniknęły lub znalazły się pod kontrolą dzięki postępom medycyny.Nauczono się jednak nie lekceważyć Matki Natury i nikt nie wątpił, że przyszłość kryje jeszcze wiele niemiłych dla człowieka, biologicznych niespodzianek.Stąd też postanowiono zatrzymać na wszelki wypadek okazowe kolonie owych plag do dalszych badań.Oczywiście bacznie pilnowano, aby żaden mikrob nigdy nie wymknął się z zamknięcia na zgubę ludzkości.Jednak jak uzyskać pewność, że coś takiego na pewno się nie zdarzy?Pod koniec dwudziestego stulecia podniósł się wielki krzyk protestu wywołany zamiarem zachowania ostatnich znanych wirusów ospy w ośrodkach epidemiologicznych Stanów Zjednoczonych i Rosji.Bunt wydawał się całkiem zrozumiały, gdyż istniało pewne, niewielkie wprawdzie, ale wyższe od zera prawdopodobieństwo, że zaraza uwolni się przypadkiem, na skutek trzęsienia ziemi czy awarii systemów, ewentualnie za sprawą działań terrorystów.Ostatecznie znaleziono rozwiązanie, które usatysfakcjonowało wszystkich prócz nielicznych obrońców dziewiczych lunarnych skał.Próbki trafiły na Księżyc i spoczęły w laboratorium wykutym na dnie kilometrowego szybu w samotnej górze Pico, stanowiącej charakterystyczny element krajobrazu Marę Imbirum.Z latami do wirusów dołączyły jakieś wytwory błądzących geniuszy lub zgoła szaleńców.Były tu gazy lub opary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]