[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułam ich strachi niepokój - śmierdział jak palony plastik.I choć cieszyłam się, że nie muszę z nimirozmawiać, i tak miałam wyrzuty sumienia.Swoją drogą, niezła sprawa z tym węchem.Nagle stałam się supernosem.No bo niby odkiedy emocjemają zapach? A jednak polegałam na nosie w takim samym stopniu jak na oczach i uszach.Byłam nieumarłym psem gończym! Dziwne, ale fajne.- Nie do wiary - powtarzała Jessica.- Nie do wiary? Też mi coś! Pomyśl, jak to jest ocknąć się w trumnie, usiłować ogarnąćsytuację.Niemal dwa dni dochodziłam do siebie.Czy raczej zaczęłam dochodzić dosiebie.Nie wiem nawet, jak do tego doszło ani co mam.- Mam to w nosie.- Jessica nie dała mi dokończyć.- %7łyjesz.no, powiedzmy, ale chodziszi gadasz, i tylko to mnie interesuje.- Znowu mnie objęła.Ważyła jakieś czterdzieści pięćkilogramów i czułam się, jakby otoczyły mnie patyki.- Liz, tak się cieszę, że tu jesteś!Dzisiaj był najgorszy dzień mojego życia!- Co za zbieg okoliczności! - zawołałam i obie zaniosłyśmy się śmiechem.- I nie mów domnie Liz, nienawidzę tego.- Bo co, wypijesz moją krew?- Staram się to odsunąć - wyznałam, ale nie mogłam się opanować i zerknęłam na jejsmukłą hebanową szyję.- Na samą myśl chce mi się rzygać.Naprawdę.Zresztą nie lubięciemnego mięsa.Oberwałam między żebra.Drażniłam ją przy każdej okazji, po pierwsze dlatego, że jakonajlepsza przyjaciółka miałam do tego prawo, po drugie dlatego, że Jessica była rasistką.Uważała, że wszyscy biali są wredni i zdradzieccy, z ewentualnym wyjątkiem niżejpodpisanej.Przyznaję, że nie zawsze udawało mi się ją przekonać, że jest inaczej.Kiedy poznałyśmy się w siódmej klasie, pierwsze, co od niej usłyszałam, to:- Padnij trupem, biała uprzywilejowana szmato.-Fakt, że mówiąc te słowa, ściskałatorebkę od Gucciego, nie miał tu większego znaczenia.Moja reakcja:- Porycz się w czworakach nad bawełną, kochanie -zaskoczyła ją tak bardzo, że sięzaprzyjazniłyśmy.Zawsze tak działam: wykorzystuję element zaskoczenia.- Od ciebie, jako osoby nieumarłej, oczekuję, że przestaniesz wykorzystywać i dręczyćmnie i inne osoby mojej rasy.- Chciało mi się śmiać, bo Jessica była mniej więcej takudręczona, jak królowa angielska.- Tak jest.- Czy żądza krwi doprowadza cię do szału? - zapytała lekko, jakby chodziło o mleko doherbaty.Uśmiechnęłam się.- Nie do szału, ale bardzo, ale to bardzo chce mi się pić.Jakbym ćwiczyła przez godzinęzaraz po wstaniu z łóżka.Przetańczyła całą noc.Tak się obudziłam i tak jest cały czas.- Więc trzymaj się ode mnie z daleka, siło nieczysta.Wolałabym nie potraktować cięsprejem pieprzowym.- Jasne.Po tym, jak skoczyłam z dachu pod śmieciarkę, potraktowałam się prądem,wypiłam odplamiacz, dokonałam pobicia i podwójnego zabójstwa bardzo się boję twojegospreju.Uśmiechnęła się.- Nie można cię zabić.Zwietnie.Nie życzę sobie więcej takich telefonów jak w zeszłymtygodniu.A te dupki dostały, na co zasłużyły.Zaczepiać matkę z dzieckiem w środkunocy!- Staram się o tym nie myśleć - przyznałam ze skruchą.- Mówię tylko, że nie masz czym się martwić.- Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale moja nowa rola morderczyni mścicielki nie spędza misnu z powiek.Od dawna nie żyję? Co się działo? Ich przecież nie zapytam.- Wskazałamgłową salon.- On jest w szoku, a ona do niczego się nie nadaje, bardziej ją martwi straconazaliczka na rejs niż moje zejście.Jessica zmrużyła oczy, ale milczała.Bo i co miała po-wiedzieć? Znała Antonię równie długo, jak ja.- No cóż - zaczęła powoli.Założyła nogę na nogę, splotła palce.Wyglądała jak czarnamodliszka.- Twój ojciec zadzwonił do mnie w czwartek wieczorem.Jak usłyszałam otwojej śmierci, nazwałam go paskudnym białym kłamczuchem i rzuciłam słuchawkę.%7łebybyło jasne: jeszcze w życiu nie nazwałam nikogo paskudnym; to takie przestarzałe.Apotem zalałam się łzami, to także przestarzałe.I tak przez jakieś osiem godzin.Rozmawiałam z Posterunkowym Ciachem.Z Nickiem Berrym?- Zadzwonił, żeby zapytać o pogrzeb.Pewnie się dowiedział, bo jest policjantem i w ogóle.Był na pogrzebie - dodała sprytnie.Od wielu miesięcy dokuczała mi tym nieistniejącymromansem.- Och, proszę, kto jeszcze?- Hm.mnóstwo ludzi z pracy.I John.- Fuj! Ten, który dłubie w nosie i przykleja znaleziska do ścian?- We własnej osobie.Bez obaw, miałam na niego oko.Przyszedł też twój były szef!Najpierw cię zwalnia, ty umierasz, a ten dupek ma czelność przyjść na pogrzeb ze smutnąminą! I do tego pytać mnie, czy nie wiem przypadkiem, gdzie zapisałaś telefon do facetaod kseroi czy załatwiłaś sprawę transportu Carroll, zanim zginęłaś.Parsknęłam śmiechem.- Oczywiście w gruncie rzeczy to nie był pogrzeb, bo zgubili twoje ciało! - Jessica sięrozpędzała; w jej oczach pojawił się upiorny błysk.- Wyobraz to sobie; stoimy wszyscydokoła, czekamy, aż się zacznie, rozmawiamy z ludzmi, których serdecznie nie znosimy.- Już to widzę.- A tymczasem przychodzi szef zakładu pogrzebowego i mówi, że mają mały problem.Cowydawało mi się dziwne, póki tu nie przyszłam i nie zobaczyłam, co jest naprawdę dziwne.A skoro już o tym mowa: nie zabalsamowali cię? To znaczy, to na ciebie nie wpłynęło, czypożałowali kasy i odpuścili to sobie, czy jak?- Mnie o to pytasz? A niby skąd mam wiedzieć? -Z trudem stłumiłam dreszcz obrzydzenia.Przerażała mnie sama myśl o odsysaniu tłuszczu, a co dopiero wizja płynu dobalsamowania zwłok.Nie bardzo chciałam poznać rozwiązania tej zagadki, to fakt.- Właściwie co ty tu robisz? Nie żebym miała coś przeciwko temu, prawdopodobnie gdybynie ty, skręciłabym tej suce kark
[ Pobierz całość w formacie PDF ]