[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piętnaście godzin samo­chodem.Trzy i pół godziny prywatnym samolotem.Zadzwonił do Foga Newtona, ale Fog nie podnosił słuchawki.Ponownie zapiszczała komórka.- Jestem jeszcze w mieszkaniu.- Crawford.- Myślę, że to nie jest przypadkowe włamanie - powiedział Ray.- Wspominał pan o jakichś precjozach, o rodzinnym spadku.- Tak, trzymam to u Chaneya.Moglibyście się tam dzisiaj pokręcić?- Magazyn jest zabezpieczony.Strażnicy, kamery, całkiem niezły sprzęt.- Crawford miał zmęczony głos i było jasne, że perspektywa ca­łonocnej drzemki w samochodzie niezbyt mu odpowiada.- Pojedzie pan?- Nie wpuszczą mnie.Trzeba być klientem.- To obserwujcie bramę.Crawford mruknął coś pod nosem i wziął głęboki oddech.- No dobra, pojadę.Może niech pan przekręci do Chaneya.żeby się tam nie pospali.- Dzięki.Odezwę się jutro, jak tylko przyjadę.Zadzwonił do Chaneya.ale tam też nikt nie podniósł słuchawki.Od­czekał pięć minut, zadzwonił jeszcze raz i zaczął liczyć sygnały.Po czter­nastym usłyszał czyjś głos:- Ochrona.Murray.Ray bardzo uprzejmie wyjaśnił mu w czym rzecz.Otóż wynajmował w magazynie trzy schowki i trochę się niepokoił, ponieważ właśnie zde­molowano mu mieszkanie, dlatego miał do pana Murraya wielką prośbę o zwrócenie szczególnej uwagi na numery 14B, 37F i 18R.Czy dałoby się to załatwić?- Nie ma sprawy - wymamrotał ochroniarz; zabrzmiało to tak.jakby ziewał do słuchawki.Ray wyznał, że jest po prostu przewrażliwiony.- Nie ma sprawy - powtórzył Murray.Napięcie ustąpiło dopiero po godzinie i po dwóch drinkach.Ciągle siedział w Clanton.W pewnej chwili miał ochotę wskoczyć do wynaję­tego samochodu i pognać przez noc do Wirginii, ale szybko otrzeźwiał.Wolał się wyspać, a rano wytrzasnąć skądś samolot.Jednak zasnąć nie mógł, dlatego ponownie sięgnął po akta.Sędzia powiedział kiedyś, że nie zna się na prawie strefowym, po­nieważ w Missisipi -tym bardziej w sześciu hrabstwach dwudziestego piątego okręgu - nikt nigdy nie wytyczał żadnych stref.Niemniej ktoś zdołał nakłonić go do poprowadzenia zażartego procesu w Columbus.Według notatek rozprawa trwała sześć dni, a gdy dobiegła końca, anoni­mowy rozmówca telefoniczny groził ojcu śmiercią.Pogróżki nie należały do rzadkości, dlatego przez wiele lat Sędzia nosił w teczce rewolwer.Krążyły pogłoski, że Claudia też.Popularny pogląd głosił, że lepiej jest oberwać kulkę od niego niż od niej.Przy aktach sprawy z Columbus Ray omal nie zasnął.Ale właśnie wtedy znalazł wyrwę, czarną dziurę, której tak długo szukał, i momen­talnie zapomniał o śnie.Według zeznania podatkowego w styczniu 1999 roku wypłacono ojcu osiem tysięcy sto dziesięć dolarów za przeprowadzenie rozprawy w dwu­dziestym siódmym okręgu.Okręg dwudziesty siódmy obejmował dwa hrabstwa na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej, a więc część stanu, za którą Sędzia nie przepadał.To, że pojechał tam dobrowolnie na wiele dni.Ray uznał za bardzo dziwne.Jeszcze dziwniejszy był brak akt procesowych.Przeszukał dwa pu­dła, nie znalazł w nich nic.co miałoby związek ze sprawą na wybrze­żu, i z trudem powstrzymując ciekawość, przekopał pozostałe trzy­dzieści osiem kartonów.Zapomniał o włamaniu, o magazynie, o tym.że Murray może właśnie spać albo już nie żyć.prawie zapomniał o pie­niądzach.Brakowało akt.Rozdział 26Samolot US Air odlatywał z Memphis o wpół do siódmej rano.co ozna­czało, że musiał wyjechać z Clanton najpóźniej o piątej, a to zaś.że spał jedynie trzy godziny, czyli tyle, ile zwykle sypiał w domu Pod Klonami.Pierwszą część podróży przedrzemał, drzemał również na lotnisku w Pittsburghu, a potem w małym samolocie pasażerskim do Charlottesville.Obejrzał mieszkanie, padł na sofę i zasnął.Pieniędzy nie tknięto.Do trzech małych schowków nie próbował wejść nikt nieupoważniony.Na terenie magazynu Chaneya nie działo się nic niezwykłego.Ray zamknął się w schowku 18R, otworzył pięć ognioodpornych i wodoodpornych pojemników i przeliczył pięćdziesiąt trzy torebki.Siedząc na betonowej podłodze z rozłożonymi wokoło trzema mi­lionami dolarów, musiał w końcu przyznać, jak ważne stały się dla niego te pieniądze.Horror poprzedniej nocy uświadomił mu, że mógł je stra­cić.Teraz bał się je zostawić.Od trzech tygodni coraz bardziej interesowały go ceny różnych rze­czy, to, co można kupić za pieniądze, sposoby ich pomnażania, te zrów­noważone i te agresywne.Czasami wyobrażał sobie, że jest bogaty, i choć zaraz te myśli porzucał, zawsze tam były, zawsze czyhały tuż pod po­wierzchnią i coraz częściej go nachodziły.Powoli znajdował odpowie­dzi na najważniejsze pytania.Nie, pieniądze nie były fałszywe ani zna­kowane.Nie, nie pochodziły z wygranych w kasynie ani z łapówek od adwokatów czy stron procesowych z dwudziestego piątego okręgu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •