[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwili gdy to mówiła, kapelusz jej sfrunął ziemię, bowiem mimo że droga prowadziła jeszcze pod górę, jechali z dużą szybkością.D'Urberville zatrzymał się i chciał po niego pójść, tymczasem Tessa już wyskoczyła z drugiej strony.Przebiegła kawałek z powrotem i podniosła zgubę.– Daję słowo, że bez kapelusza jesteś jeszcze ładniejsza, o ile to możliwe – powiedział oglądając się za nią z kabrioletu.– No, a teraz wsiadaj! Na co czekasz?Tessa włożyła kapelusz, przypięła go do włosów, lecz nie ruszyła się z miejsca.– Nie, proszę pana – rzekła błyskając bielą zębów i czerwienią warg, a w oczach jej zapalił się błysk wyzwania i triumfu.– Nie wsiądę.Mam już tego dosyć!– Co! Nie chcesz usiąść obok mnie?– Nie, pójdę piechotą.– Ależ do Trantridge mamy jeszcze pięć czy sześć mil drogi!– Wszystko mi jedno, pójdę, choćby było nie wiem jak daleko.Zresztą za nami jedzie wóz z bagażem.– Ach, ty podstępna czarownico! A teraz przyznaj się, pewnie zrobiłaś umyślnie, że kapelusz sfrunął ci na ziemię.Przysiągłbym, że tak.Dyplomatyczny brak odpowiedzi potwierdził jego podejrzenie.Wtedy wpadł w złość, zaczął kląć i obsypał ją wyzwiskami, jakie mu tylko przyszły do głowy, mszcząc się za jej podstęp.Zawróciwszy nagle koniem chciał na nią najechać i w ten sposób zamknąć ją w kącie pomiędzy powozem i płotem.Nie mógł jednak tego uczynić z obawy, że ją zrani.– Powinien się pan wstydzić, że używa pan takich brzydkich wyrazów! – zawołała z oburzeniem Tessa z płotu, na który się wdrapała.– Wcale mi się pan nie podoba! Nie cierpię pana, nienawidzę! Wrócę do matki, i basta!Spojrzawszy na nią d'Urberville odzyskał dobry humor i wybuchnął serdecznym śmiechem.– Za to ty podobasz mi się jeszcze bardziej! – zawołał.– No, chodź, niech już będzie zgoda! Już nigdy tego nie zrobię wbrew twojej woli, przysięgam ci!Ale Tessa nie dała się namówić na wejście do kabrioletu.Mimo to nie sprzeciwiała się, by jechał tuż obok niej.W ten sposób wolnym krokiem zbliżali się do Trantridge.Od czasu do czasu d'Urberville'a ogarniała wściekłość, pomieszana z przykrością, gdy widział, że swym zachowaniem zmusił ją do pójścia piechotą.Co prawda mogła mu teraz spokojnie zaufać, ponieważ jednak straciła do niego zaufanie, szła dalej pieszo, zamyślona, jakby zastanawiając się, czy nie byłoby rozsądniej powrócić do domu.Skoro jednak postanowiła jechać, to cofnąć się bez poważniejszej racji byłoby chwiejnością, a może nawet dziecinadą.Jakże mogłaby teraz stanąć przed rodzicami, zabrać z powrotem kuferek i przekreślić cały plan uratowania rodziny, a to wszystko dla jakichś tam sentymentalnych powodów!Kilka minut później w oddali ukazały się kominy folwarku The Slopes, a na prawo w zacisznym zakątku podwórze z domkiem dla drobiu – cel drogi Tessy.Rozdział 9Społeczeństwo kur, wśród których Tessa objęła stanowisko dozorczyni, żywicielki, pielęgniarki, chirurga i przyjaciółki, miało swoją kwaterę główną w starej, krytej strzechą chatce, zbudowanej na ogrodzonym placu, który był dawniej ogrodem, lecz obecnie stał się zdeptanym, piaszczystym podwórkiem.Chatka obrosła cała bluszczem, a jej komin opleciony gałązkami tej pasożytniczej rośliny wyglądał niczym wieża w ruinach.Dolne pokoje zostały całkowicie oddane na użytek kur, spacerujących dokoła z minami właścicielek, jak gdyby dom ten był zbudowany przez nie, a nie przez obróconych już w proch i spoczywających dziś na cmentarzu dzierżawców.Potomkowie dawnych właścicieli uważali niemal za ujmę dla swej rodziny, że ów dom tak przez nich ukochany, dom, który niegdyś kosztował ich dziadów tyle pieniędzy i służył tylu pokoleniom, zanim państwo d'Urberville tu przybyli i pobudowali się, został tak obojętnie przeznaczony przez panią Stoke-d'Urberville na kurzą farmę, gdy tylko cała posiadłość zgodnie z prawem dostała się w jej ręce.– Za naszych pradziadów – mówili – dom ten był dość dobry dla ludzi, nie dla kur.W pokoju, gdzie niegdyś dziesiątki niemowląt popłakiwało przy karmieniu, teraz słychać było stukanie dziobów kurcząt wylęgających się z jaj.Na miejscu, gdzie niegdyś siadywali w fotelach spokojni rolnicy, dziś stały kojce pełne rozgdakanych kur.W kącie, gdzie kiedyś buzował ogień na kominku, leżały przewrócone ule, a kury składały w nich jajka; grządki przed domem, dawniej starannie okopane łopatami i pielęgnowane przez troskliwych gospodarzy, zostały teraz w dziki sposób rozgrzebane przez koguty.Ogród dokoła domku był otoczony murem, a wejście do wewnątrz prowadziło przez jedyne drzwi.Nazajutrz rano, gdy Tessa od godziny zajęta była wprowadzaniem różnych zmian i ulepszeń, jak przystało na znającą się na rzeczy córkę hodowcy drobiu, drzwi w murze otworzyły się i weszła pokojówka w białym czepeczku i fartuszku.Przyszła z dworu.– Pani d'Urberville prosi, jak zwykle, o kury – powiedziała, a widząc, że Tessa nie rozumie, o co chodzi, wyjaśniła: – Nasza pani jest stara i niewidoma.– Niewidoma! – zawołała Tessa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]