[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby chciał podnieść się w tej chwili, nie byłby zdołał tego dokazać.Tymczasem tamtym sprzykrzyło się długie czekanie, więc służka zakonna podniosła się irzekła: Już i świt niezadługo więc pozwólcie nam odejść, panie, albowiem potrzebujemy spo-czynku. I posiłku po długiej drodze dodał pątnik.Po czym oboje skłonili się Jurandowi i wyszli.On zaś siedział dalej bez ruchu, jakby ujęty snem lub martwy.205Ale po chwili drzwi uchyliły się i ukazał się w nich Zbyszko, a za nim ksiądz Kaleb. Cóż wysłańcy? czego chcą? zapytał młody rycerz zbliżając się do Juranda.Jurand drgnął, ale zrazu nie odrzekł nic, począł tylko mrugać mocno jak człowiek zbudzo-ny z twardego snu. Panie, czyście nie chorzy? ozwał się ksiądz Kaleb, który znając lepiej Juranda spo-strzegł, iż dzieje się z nim coś dziwnego. Nie odrzekł Jurand. A Danuśka? dopytywał dalej Zbyszko. Gdzie jest i co wam rzekli? Z czym przyje-chali? Z wy-ku-pem odpowiedział z wolna Jurand. Z wykupem za Bergowa? Za Bergowa. Jak to za Bergowa? co wam jest? Nic.Lecz w głosie jego było coś tak niezwykłego i jakby zniedołężniałego, że tamtych obuchwyciła nagła trwoga, zwłaszcza że przy tym Jurand mówił o wykupie, nie o zamianie Ber-gowa na Danusię. Na miły Bóg! zawołał Zbyszko gdzie Danuśka? Nie masz jej u Krzy-ża-ków, nie! odpowiedział sennym głosem Jurand.I nagle zwalił się jak martwy z ławy na podłogę.206Rozdziałtrzydziesty pierwszyNazajutrz o południu wysłańcy widzieli się z Jurandem, a w jakiś czas pózniej wyjechalizabrawszy z sobą de Bergowa, dwóch giermków, i kilkunastu innych jeńców.Jurand wezwałnastępnie ojca Kaleba, któremu podyktował list do księcia z oznajmieniem, że Danusi nieporwali rycerze zakonni, ale że zdołał odkryć jej schronienie i ma nadzieję, iż w ciągu kilkudni ją odzyszcze.To samo powtórzył i Zbyszkowi, który od wczorajszej nocy szalał ze zdu-mienia i trwogi.Stary rycerz nie chciał jednak odpowiadać na żadne jego pytania, oświadczyłmu natomiast, by czerpał cierpliwie i tymczasem nic nie przedsiębrał dla uwolnienia Danusi,gdyż to jest rzecz zbyteczna.Pod wieczór zamknął się znów z księdzem Kalebem, któremunaprzód rozkazał spisać swą ostatnią wolę, potem zaś spowiadał się, a po przyjęciu komuniiwezwał przed siebie Zbyszka i starego, wiecznie milczącego Tolimę, który bywał mu towa-rzyszem we wszystkich wyprawach i walkach, a w czasie spokoju gospodarzył w Spychowie. Oto jest rzekł zwracając się do starego wojownika i podnosząc głos, jakby mówił doczłowieka, który nie dosłyszy mąż mojej córki, którą na książęcym dworze zaślubił, na co imoją zgodę uzyskał.Ten ci ma tu przeto być po mojej śmierci panem i zaś dziedzicem gród-ka, ziem, borów, ługów, ludzi i wszelakiego statku, który się w Spychowie znajduje.Usłyszawszy to Tolima zdumiał się bardzo i począł zwracać swą kwadratową głowę wstronę Zbyszka, to w stronę Juranda; nie rzekł jednak nic, gdyż prawie nigdy nic nie mówił,tylko pochylił się przed Zbyszkiem i objął z lekka dłońmi jego kolana.A Jurand mówił dalej: Którą to wolę moją spisał ksiądz Kaleb, a pod pismem pieczęć się moja na wosku znaj-duje; ty zaś masz świadczyć, żeś to ode mnie słyszał i żem rozkazał, aby tu dla tego młodegorycerza taki sam posłuch był jako i dla mnie.Zaś co jest w skarbcu łupów i pieniędzy, to mupokażesz i będziesz mu wiernie w pokoju i na wojnie do śmierci służył.Słyszałeś?Tolima podniósł ręce do uszu i skinął głową, po czym na dany znak przez Juranda skłoniłsię i odszedł, rycerz zaś zwrócił się do Zbyszka i rzekł z naciskiem: Tym, co jest w skarbu, można choćby największą chciwość pokusić i nie jednego, alestu brańców wykupić.Pamiętaj.Lecz Zbyszko spytał: A czemu to już zdajecie mi Spychów? Więcej ci ja niż Spychów zdaję, bo dziecko. I śmierci godzina niewiadoma rzekł ksiądz Kalbe Jużci niewiadoma powtórzył jakby ze smutkiem Jurand. Toćże niedawno śniegi mnieprzysypały, a chociaż Bóg mnie zratował, nie ma już we mnie dawnej siły. Na miły Bóg! zawołał Zbyszko coś się w was odmieniło od wczoraj i o śmierci niż oDanusi radziej mówicie.Na miły Bóg! Wróci Danuśka, wróci odpowiedział Jurand nad nią jest opieka boska.Ale jak wró-ci.słuchaj.Bierz ty ją do Bogdańca, a Spychów na Tolimę zdaj.To człek wierny, a tuciężkie sąsiedztwo.Tam ci jej na powróz nie wezmą.tam przezpieczniej. Hej! zakrzyknął Zbyszko a wy już jakby z tamtego świata gadacie.Cóż to jest?207 Bom już przez pół był na tamtym świecie, a teraz tak mi się widzi, że jakowaś chorośćmnie ima.I chodzi mi o dziecko.toć ja ją jedną mam.A i ty, choć wiem, że ją miłujesz.Tu przerwał i wydobywszy z pochwy krótki mieczyk, zwany mizerykordią, zwrócił go rę-kojeścią ku Zbyszkowi: Przysięgnijże mi jeszcze na ten krzyżyk, jako jej nigdy nie pokrzywdzisz i będziesz sta-tecznie miłował.A Zbyszkowi aż łzy stanęły nagle w oczach; w jednej chwili rzucił się na kolana i poło-żywszy palec na rękojeści zawołał: Na świętą Mękę, tak jej nie pokrzywdzę i będę statecznie miłował! Amen rzekł ksiądz Kaleb.Jurand zaś pochował w pochwę mizerykordię i otworzył mu ramiona: Toś mi i ty dziecko!Po czym rozeszli się, bo noc już zapadła głęboka, a od kilku już dni nie zaznali dobregowywczasu.Zbyszko jednakże wstał nazajutrz świtaniem, albowiem wczoraj zląkł się istotnie,czy nie idzie na Juranda jakowaś choroba, i chciał dowiedzieć się, jak starszy rycerz spędziłnoc.Przed drzwiami Jurandowej izby natknął się na Tolimę, który z niej właśnie wychodził. A jakoże pan? zdrowi? zapytał.w zaś skłonił się, a następnie otoczył ucho dłonią i rzekł: Wasza miłość co każą? Pytam: jak się ma pan? powtórzył głośniej Zbyszko. Pan pojechał. Dokąd? Nie wiem.We zbroi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]