[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielu uważało go za mózg prezydenta.Ci, którym przyszło z nim pracować, drżeli na sam dźwięk jego nazwiska.- Co się stało? - spytał prezydent, wolno wymawiając słowa.- Nie wiem za wiele - powiedział Coal, przechadzając się przed biurkiem zwierzchnika.- Dwóch agentów FBI znalazło Rosenberga koło pierwszej.Leżał martwy w łóż­ku.Zamordowano także jego pielęgniarza i policjanta Sądu Najwyższego.FBI i policja dystryktu wszczęły śledztwo.Mniej więcej w tym samym czasie nadeszła informacja o znalezieniu zwłok Jensena w kinie dla pedałów.Znaleźli go dwie godziny temu.O czwartej zadzwonił do mnie Voyles, a ja pozwoliłem sobie obudzić pana, panie prezydencie.Voyles i Gminski powinni tu być lada chwila.- Gminski?- W tej sytuacji CIA musi się w to włączyć.- Rosenberg nie żyje.- Prezydent splótł dłonie z tyłu głowy i przeciągnął się.- Tak.Wreszcie.Proponuję, żeby wygłosił pan orędzie do narodu.Mabry już pracuje nad pierwszą wersją.Oso­biście dokonam poprawek.Poczekamy do świtu.Orędzie powinno zostać odczytane koło siódmej, w przeciwnym razie stracimy sporą część widzów.- Prasa.- Już wiedzą.Jakaś ekipa telewizyjna sfilmowała nawet ciało Jensena w kostnicy.- Nie wiedziałem, że był pedałem.- Teraz to już nie ulega kwestii.Mamy kryzys, panie prezydencie.Proszę o tym pomyśleć.Nie maczaliśmy w tym palców i za nic nie bierzemy odpowiedzialności.Nikt nie może się do nas przyczepić.Naród przeżyje wstrząs i skupi się, przynajmniej w części, wokół głowy państwa.Nadszedł czas, by wykazać się naszymi zdolnościami przy­wódczymi.Przyszłość rysuje się wspaniale.Nie ma mowy o żadnych potknięciach.- Będę mógł zrestrukturyzować Sąd Najwyższy.- Prezydent upił łyk kawy i spojrzał na dokumenty leżące na biurku.- To właśnie jest najlepsze.W pańskich rękach spo­czywają losy narodowej jurysdykcji.Dzwoniłem już do Duvalla z Departamentu Sprawiedliwości i poleciłem mu, by razem z Hortonem przygotowali listę kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego.Horton przemawiał wczoraj w Omaha, ale już wraca samolotem.Proponuję przyjąć go dziś przed południem.Prezydent kiwnął głową.Jak zwykle zgadzał się z su­gestiami Coala.Pozwalał mu zajmować się szczegółami.Sam nigdy nie miał do nich cierpliwości.- Są jacyś podejrzani?- Na razie nie ma.W każdym razie ja nic jeszcze nie wiem.Powiedziałem Voylesowi, że spodziewa się pan ra­portu.- Ktoś mi mówił, że FBI ochrania Sąd Najwyższy.- Zgadza się.- Coal wyszczerzył zęby i zachichotał.- Trafili Voylesa między oczy.Ciekawe, jak się będzie wy­kręcał.- Rzeczywiście.Chcę, żeby mu dokopali.Zajmij się prasą.Niech go zgniotą na miazgę.A wtedy dobierzemy mu się do dupy.Coal nie pragnął niczego innego.Zapisał coś w notat­niku.Strażnik ochrony zapukał do drzwi, a potem je otworzył.Do gabinetu weszli razem dyrektorzy Voyles i Gminski.Mężczyźni wymienili uściski rąk i z grobowymi minami zajęli miejsca przed biurkiem prezydenta; Coal stanął jak zwykle pod oknem.Szef gabinetu nienawidził Voylesa i Gminskiego, a oni odpłacali mu tym samym.Nienawiść stanowiła siłę napędową Coala, mimo to prezydent chętnie go słuchał, i tylko to było ważne.Teraz przez kilka minut musi powstrzymać się od udziału w rozmowie.W obe­cności innych należało pozwolić prezydentowi przejąć ster.- Jest mi niezmiernie przykro spotykać się z panami w tych okolicznościach, ale dziękuję za przybycie - zaczął prezydent.Voyles i Gminski kiwnęli ponuro głowami, przyjmując do wiadomości oczywiste kłamstwo.- Co się stało?Voyles referował szybko i treściwie.Opisał miejsce zbrodni w domu Rosenberga w chwili znalezienia ciał.Co noc o pierwszej sierżant Ferguson składał meldunek dwóm agentom siedzącym w samochodzie na ulicy.Kiedy się nie pojawił, agenci postanowili sprawdzić, co się dzieje.Za­bójstwa dokonano sprawnie i fachowo.Następnie Voyles przeszedł do sprawy Jensena.Morderca zmiażdżył sędzie­mu kręgi szyjne, zaciskając wokół jego szyi linkę ratow­niczą.Ciało znalazł jakiś mężczyzna, który przyszedł do kina.Oczywiście nikt niczego nie widział.Voyles położył uszy po sobie.Zniknęła gdzieś jego mrukliwość i buta.Nad Biurem gromadziły się czarne chmury i dyrektor prze­widywał nieuchronną burzę.Przetrwał jednak pięć prezy­dentur, a więc z pewnością poradzi sobie i z tym idiotą.- Nie ulega wątpliwości, że morderstwa są ze sobą zwią­zane - rzucił prezydent, wbijając wzrok w Voylesa.- Na to wygląda, ale.- Pan wybaczy, dyrektorze; w ciągu dwustu dwudziestu lat istnienia tego kraju z ręki zamachowców zginęło czte­rech prezydentów, dwóch czy trzech kandydatów na prezy­dentów, kilku przywódców organizacji walczących o swo­body obywatelskie, paru gubernatorów, ale nigdy, podkre­ślam: nigdy dotąd nie targnięto się na życie sędziego Sądu Najwyższego.A dziś, proszę, w ciągu jednej nocy, ba! w ciągu dwóch godzin - mamy dwie ofiary ze składu tego dostojnego ciała.A pan nie jest przekonany, że zbrodnie są ze sobą powiązane!- Tego nie powiedziałem.Na pewno łączy je jakaś nić.Mówiłem tylko, że ofiary zamordowano w odmienny spo­sób i w odmiennych okolicznościach.Nie ulega natomiast wątpliwości, że obydwu zbrodni dokonano niezwykle fa­chowo.Poza tym proszę nie zapominać, że mieliśmy tysiące gróźb pod adresem sędziów.- Rozumiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •