[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Potem już nigdy nie traktowałyby mnie inaczej jak zwykłej, płochej dziewczyny.- Dorosłe kobiety nie emocjonowały się tak ani nie fantazjowały o jakimś mężczyźnie w taki sposób, tego była pewna.W każdym razie nie kobiety z odrobiną rozsądku.To, o czym on śnił, mogło się stać naprawdę, ale dopiero wtedy, gdy sama tak zdecyduje.Uzyskanie pozwolenia od matki mogło okazać się trudne, ale z pewnością nie będzie jej go wzbraniała tylko dlatego, że nie widziała Gawyna na oczy.Marin al’Vere wierzyła w rozsądek swoich córek.Najwyższa pora, by jej najmłodsza córka okazała odrobinę tego rozsądku i odłożyła mrzonki na właściwszą porę.Rozejrzała się dookoła, niemal żałując, że nie pozwoliła Gawynowi wejść do jej snu.Gdzie nie spojrzała, widziała takie same masywne kolumny, wspierające niebotycznie wysoki, sklepiony sufit i wielką kopułę.Nie paliła się żadna z lamp wiszących na złoconych łańcuchach, ale mimo to było widno dzięki światłu, ani jasnemu, ani ciemnemu, bez żadnego widocznego źródła.Serce Kamienia, wnętrze wielkiej fortecy zwanej Kamieniem Łzy.Albo raczej jego obraz w Tel’aran’rhiod, obraz pod wieloma względami równie realny jak oryginał.Tam właśnie dotychczas spotykała się z Mądrymi, z ich wyboru.Co, jak na Aielów, było dziwne, zdaniem Egwene.Spodziewałaby się, że to będzie Rhuidean, teraz, gdy już zostało otwarte, albo jakieś inne miejsce w Pustkowiu Aiel, względnie po prostu to miejsce, gdzie akurat przebywały Mądre.Każde miejsce, wyjąwszy stedding ogirów, miało swoje odbicie w Świecie Snów - stedding też je zresztą miały, tyle że nie dawało się do nich wejść, podobnie jak kiedyś do Rhuidean, kiedy jeszcze było zamknięte.Obozowisko Aes Sedai, rzecz jasna, nie wchodziło w rachubę.Wiele sióstr miało obecnie dostęp do ter’angreali, które umożliwiały wchodzenie do Świata Snów, a ponieważ żadna z nich tak naprawdę nie wiedziała, co właściwie czyni, często rozpoczynały swoje eskapady od pojawienia się w widmowym obozie Tel’aran’rhiod, jakby rozpoczynały normalną podróż.Zgodnie z prawem Wieży ter’angreale, podobnie jak angreale i sa’angreale, stanowiły własność Białej Wieży, niezależnie od tego, kto akurat był w ich posiadaniu.Wieża bardzo rzadko się o nie dopominała, przynajmniej wtedy, gdy ter’angreal znajdował się w takim miejscu jak na przykład Wielka Przechowalnia w tymże właśnie Kamieniu Łzy -ostatecznie i tak trafiał do Aes Sedai, a Biała Wieża zawsze potrafiła wytrwale czekać, jeśli zaszła taka potrzeba - jednak te, które istotnie znajdowały się w rękach Aes Sedai, stanowiły dar od Komnaty, względnie poszczególnych Zasiadających.Czy raczej pożyczkę; prawie nigdy nie były dawane.Elayne nauczyła się kopiować ter’angreale snu i razem z Nynaeve wzięły sobie dwie takie kopie, pozostałe jednak znajdowały się obecnie w posiadaniu Komnaty, łącznie z tymi, które wykonała Elayne.Co oznaczało, że Sheriam i siostry z jej małego kręgu mogły je używać, kiedy tylko zechciały, i najprawdopodobniej również Lelaine z Romandą, aczkolwiek te dwie wolały raczej posyłać inne, zamiast wchodzić osobiście do Tel’aran’rhiod.Jeszcze całkiem niedawno Aes Sedai nie wkraczały do snów, nie wkraczały od wielu stuleci i nadal miały z tym spore trudności, których większość brała się z przeświadczenia, że potrafią się wszystkiego nauczyć same.Niemniej, ostatnią rzeczą, na jakiej zależało Egwene, była któraś z ich uczennic w charakterze szpiega przy tym spotkaniu.Na myśl o szpiegach poczuła się cała odsłonięta, jakby śledziły ją czyjeś niewidzialne oczy.To wrażenie było zawsze obecne w Tel’aran’rhiod i nawet Mądre nie wiedziały, skąd się ono bierze, ale chociaż oczy zdawały się tu podglądać z ukrycia zawsze, mogli tu być również prawdziwi obserwatorzy.Nie myślała teraz o Romandzie albo Lelaine.Pogładziła dłonią kolumnę i obeszła ją powoli, przyglądając się lasowi z czerwonego kamienia ginącemu w cieniu.Otaczające ją światło nie było prawdziwe; każda osoba ukryta w jednym z tych cieni widziałaby to samo światło, podczas gdy ją skrywałyby cienie.Pojawiali się tu ludzie, mężczyźni i kobiety, migotliwe obrazy, które rzadko trwały dłużej niż kilka uderzeń serca.Nie interesowali jej ci, którzy dotykali Świata Snów podczas snu; każdy mógł to zrobić przypadkiem, ale na szczęście dla nich, jedynie na kilka chwil, rzadko na tyle długo, by zetknąć się z którymś z niebezpieczeństw.Czarne Ajah też posiadały ter’angreal snu, ukradziony w Wieży.Co gorsza, Moghedien znała Tel’aran’rhiod równie dobrze, jak każda spacerująca po snach.A może nawet jeszcze lepiej.Potrafiła przejmować kontrolę nad tym miejscem i każdym, kto w nim przebywał, z taką samą łatwością, z jaką machała ręką.Egwene przez krótką chwilę żałowała, że podglądała sny Moghedien w czasie, gdy tamta była w niewoli, raz tylko, na tyle długo; by móc je potem odróżnić.Niemniej jednak, gdyby nawet zidentyfikowała jej sny, i tak nie mogłaby określić, gdzie ona teraz jest.Poza tym istniała groźba, że zostanie do nich wciągnięta wbrew swojej woli.To, co się działo w Tel’aran’rhiod, jakby się nie wydawało realne, nie pociągało rzeczywistych konsekwencji, a jednak człowiek pamiętał to potem niby prawdziwe zdarzenia.Noc spędzona w rękach Moghedien byłaby koszmarem, który musiałaby przeżywać zapewne do końca życia, zawsze na nowo od momentu zaśnięcia.A może również na jawie.Jeszcze jeden obchód.Co to było? Z cieni wyłoniła się i natychmiast zniknęła ciemnowłosa, majestatycznie piękna kobieta w czepku naszywanym perłami i w szacie z koronkową kryzą.Tairenianka pogrążona we śnie, jakaś Wysoka Lady albo kobieta śniąca, że nią jest.Na jawie mogła być żoną farmera albo kupca, mieć pospolite rysy i przysadzistą sylwetkę.Lepiej szpiegować Logaina niż Moghedien.Nadal nie będzie wiedziała, gdzie jest, ale mogłaby zyskać jakieś rozeznanie w jego zamiarach.Rzecz jasna, wciągnięcie do jego snów mogło się okazać wcale nie bardziej przyjemne niż przymusowa wizyta w snach Moghedien.Nienawidził wszystkich Aes Sedai.Zaaranżowanie jego ucieczki było jednak koniecznością; miała nadzieję, że cena nie będzie zbyt wysoka.Zapomnieć o Logainie.To Moghedien stanowiła niebezpieczeństwo, Moghedien, która mogła ją ścigać, nawet tutaj, zwłaszcza tutaj, Moghedien, która.Nagle dotarło do niej, że porusza się niezwykle ociężale; wydała jakiś zduszony odgłos, niemalże jęk.Piękna suknia przemieniła się w pełną, opancerzoną zbroję, dokładnie taką samą jak te, które nosili członkowie armii Garetha Bryne’a.Na głowie miała hełm bez przyłbicy, z czubem w kształcie Promienia Tar Valon, sądząc po dotyku.Było to bardzo irytujące.Przekroczyła granice dopuszczalnego braku kontroli nad sobą.Nieubłaganie wymieniła zbroję na strój, który nosiła podczas poprzednich spotkań z Mądrymi.To była tylko kwestia myśli.Obszerna spódnica z ciemnej wełny i luźna, biała bluzka algode, taka sama, w jaką się ubierała w czasie, gdy pobierała u nich nauki, a do tego szal z frędzlami, tak zielony, że niemalże czarny, i złożona chusta podtrzymująca włosy.Rzecz jasna, nie skopiowała ich biżuterii, całego mnóstwa naszyjników i bransolet.Wyśmiałyby ją za coś takiego.Kobieta gromadziła swoją kolekcję przez całe lata, nie podczas jednego, przelotnego snu.- Logain jest w drodze do Czarnej Wieży-powiedziała głośno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]