[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już nie miał tego wrażenia, że przewraca mu się żołądek, mimo że patrzyła na niego nawet nie jedna, a dwie Aes Sedai.“Pycha”, zaśmiał się obłąkańczo Lews Therin, a Rand zdusił grymas.- Mówiono mi, że ta rebelia naprawdę miała miejsce.Nie zamierzam zrobić im niczego złego, jestem od tego daleki.Mam podstawy do przypuszczeń, że one mnie poprą.- Nie zdradził głównej przyczyny, dla której chciał to wiedzieć.Może Bashere miał rację, może rzeczywiście potrzebował poparcia Aes Sedai, ale chciał wiedzieć przede wszystkim dlatego, że była z nimi Elayne.Potrzebował jej, by przejąć Andor pokojową drogą.Taki był jedyny motyw, dla którego jej szukał.Jedyny.Był dla niej równie niebezpieczny jak dla Aviendhy.- Na miłość Światłości, jeżeli to wiecie, to powiedzcie mi.- Nawet gdybyśmy wiedziały - odparła Alanna - to i tak nie miałybyśmy prawa mówić o tym nikomu.Możesz być pewien, że cię odnajdą, jeśli postanowią cię poprzeć.- Ale odnajdą cię w swoim czasie - dodała Verin nie w twoim.Uśmiechnął się ponuro.Powinien się spodziewać - aż tyle albo tak mało.Jego myśli zdominowała rada Moiraine.“Nie ufaj żadnej kobiecie, która nosi szal”, tak mu poradziła w dniu swej śmierci.- Czy Mat jest z tobą? - spytała Alanna takim tonem, jakby to była ostatnia licząca się dla niej rzecz.- Nawet gdybym wiedział, gdzie on jest, to czemu miałbym wam powiedzieć? Wet za wet? - Bynajmniej nie zdawały się uważać tego za zabawne.- Głupio z twojej strony, że traktujesz nas jak wrogów mruknęła Alanna i podeszła do niego.- Wyglądasz na zmęczonego.Czy dostatecznie często wypoczywasz? - Znieruchomiała, gdy cofnął się przed jej uniesioną ręką.- Podobnie jak ty, Rand, nie zamierzam zrobić nic złego.Nie skrzywdzę cię niczym, co tutaj zrobię.Powiedziała to bez ogródek, a więc tak musiało być.Przytaknął i wtedy przyłożyła dłoń do jego głowy.Skóra lekko go zaswędziała, kiedy objęła saidara, a potem poczuł, jak przenika go znajoma fala ciepła, poczuł, że ona bada stan jego zdrowia.Alanna z satysfakcją skinęła głową.I nagle ciepło stało się gorącem, w jednym wielkim rozbłysku, jakby na mgnienie oka stanął w samym środku rozpalonego pieca.Nawet wtedy, kiedy to minęło, czuł się dziwnie, bardziej niż kiedykolwiek świadom własnego istnienia, świadom istnienia Alanny.Zachwiał się, czując w głowie pustkę i rozluźnienie w mięśniach.Od Lewsa Therina pobrzmiewało echo konsternacji i niepokoju.- Co ty zrobiłaś? - spytał podniesionym tonem.Ogarnięty furią chwycił.saidina, którego siła pomogła mu się wyprostować.- Coś ty zrobiła?Coś uderzyło w splot łączący go z Prawdziwym Źródłem.One starały się odgrodzić go tarczą! Błyskawicznie utkał własne tarcze i wcisnął je na miejsce.Naprawdę wiele osiągnął i wiele się nauczył od czasu, kiedy Verin widziała go po raz ostatni.Verin zachwiała się i wsparła dłonią o stół, Alanna natomiast syknęła głucho, jakby ją uszczypnął.- Co ty zrobiłaś! - Głos mu zgrzytał, mimo że wciąż przecież otaczała go chłodna Pustka, całkiem pozbawiona emocji.- Powiedz mi! Ja ze swej strony nie obiecywałem, że wam nic nie zrobię.Jeśli mi nie powiecie.- Ona cię połączyła więzią zobowiązań - powiedziała szybko Verin, ale nawet jeśli jej spokój uległ zmąceniu, to w mgnieniu oka na powrót go odzyskała.- Związała cię z sobą jako jednego z jej Strażników.To wszystko.Alanna jeszcze szybciej odzyskała panowanie nad sobą.Otoczona tarczą, wpatrywała się w niego spokojnie, z założonymi rękoma, ze śladem zadowolenia w oczach.Zadowolenia!- Powiedziałam, że cię nie skrzywdzę i zrobiłam coś dokładnie przeciwnego.Oddychając powoli, Rand starał się uspokoić.Dał się wciągnąć w pułapkę niczym szczeniak.Po zewnętrznej stronie skorupy Pustki pełzła wściekłość.Spokój.Musi zachować spokój.Jeden z jej Strażników.A zatem ona należała do Zielonych, co zresztą niczego nie zmieniało.O Strażnikach wiedział mało, a już z całą pewnością nie miał pojęcia, jak się zrywa więź albo czy ona w ogóle może być zerwana.Od strony Lewsa Therina czuł jedynie ogłuszenie wywołane przeżytym szokiem.Nie po raz pierwszy pożałował, że Lan pogalopował w siną dal, kiedy umarła Moiraine.- Powiedziałyście, że nie jedziecie do Tar Valon.Możecie w takim razie pozostać tutaj, w Caemlyn, zwłaszcza że zdajecie się nie wiedzieć, gdzie są rebeliantki.- Alanna otwarła usta, ale on nie dopuścił jej do słowa.- Bądźcie wdzięczne, że jednak nie zawiążę waszych tarcz i nie zostawię was w takim stanie! - To do nich przemówiło.Verin zacisnęła usta, a oczy Alanny mogły znakomicie stanowić drzwiczki tego pieca, którego żar przed chwilą poczuł.- Ale trzymajcie się ode mnie z daleka.Obydwie.Dopóki po was nie poślę, Wewnętrzne Miasto pozostaje dla was zamknięte.Spróbujcie tylko naruszyć ten zakaz, a wtedy odgrodzę was tarczami i na dodatek każę zamknąć w celi.Czy rozumiemy się?- Doskonale.- Mimo tych oczu, głos Alanny przypominał lód.Verin tylko przytaknęła.Rand uchylił drzwi i zatrzymał się.Zapomniał o dziewczętach z Dwu Rzek.Niektóre rozmawiały z Pannami, inne tylko im się przypatrywały i szeptały do siebie nad herbatą.Bode i garstka mieszkanek Pola Emonda wypytywały o coś Bashere, który stał wsparty jedną stopą o ławę, z cynowym kuflem w garści.Częściowo wyglądały na rozbawione, częściowo na śmiertelnie przestraszone.Drzwi otwierające się z trzaskiem sprawiły, że gwałtownie poodwracały głowy.- Rand! - wykrzyknęła Bode - Ten człowiek opowiada o tobie jakieś okropieństwa.- On twierdzi, że ty jesteś Smokiem Odrodzonym wypluła Larine.Dziewczęta, które siedziały dalej, najwyraźniej wcześniej tego nie dosłyszały; teraz zaparło im dech.- Jestem nim - potwierdził zmęczonym głosem Rand.Larine pociągnęła nosem i założyła ręce piersiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]