[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomimo wszelkich usi³o-wañ nie móg³ znalexæ sposobnoSci wypytania go siê o ostatnie wypadki, o los Adeli i Rogo-sza.Drêczony niespokojnoSci¹, miotany tysi¹cem uczuæ, postanowi³ pewnego wieczoru ko-niecznie rozmówiæ siê z nim.Póxno ju¿ by³o, Kosmopolita nie przyszed³.Wdowa, po udaniu siê Arminii na spoczynek, Smielsza jak zwykle, jakby koniecznie potrze-buj¹ca wylania siê, spó³czucia, opowiada³a Sêdziwojowi o swoich nadziejach i troskach.42- Bodenstein - mówi³a - od czasu, jak stanowczo odmówi³am mu rêkê Arminii, bywa u nastylko pod pozorem dowiadywania siê o moim zdrowiu; ale szatañski uSmiech tego cz³owiekai jego z³oSliwoSæ ka¿¹ mi siê wszystkiego z³ego po nim spodziewaæ.On ze wszystkimi ³otra-mi tutaj zwi¹zany, a ja sama jedna czy zdo³am zas³oniæ od jego side³ córkê i siebie?- Dopóki Kosmopolita czuwa nad wami - rzek³ Sêdziwoj - nie wierzê, aby ten brudny i pró¿-ny paracelsista by³ wam w stanie szkodziæ, aby siê oSmieli³.- A jednak - doda³a posêpnie wdowa - ta opieka wiêksz¹ mnie czasem trwog¹ przejmuje jakwszystkie napaSci Bodensteina.Bóg tylko czuwa nad losem ludzi, Swiêta jego wola, a sercemi szepce, i¿ najwiêkszym grzechem sprzeciwiania siê jego woli.- A czyja¿ wola, je¿eli nie Boska, jest w stanie nadaæ potêgê, jak¹ on posiada?- Ja, s³aba niewiasta, nie umiem i nie chcê badaæ, jakie xród³o jest jego m¹droSci i si³y, leczto, czego ty mo¿e nie uwa¿a³eS, oko matki dostrzeg³o.Ja po jego wzroku, po niektórych wy-razach dostrzeg³am, i¿ usi³uje i w czêSci ju¿ wywiera wp³yw na moj¹ biedn¹ córkê.Ty niewiesz, co to za spojrzenie.On, jak w¹¿, mo¿e zakl¹æ ofiarê, i¿ mu siê broniæ nie Smie.Jalêkam siê i dr¿ê o los Arminii.Bada³am j¹ i jej serce niewinne, a ju¿ dwoma uczuciami roz-dwojone, trwog¹ mnie przejê³o.- Ka¿de jego s³owo - odpar³ Sêdziwoj oburzony - oddycha szlachetnoSci¹, wszystkie postêp-ki nacechowane najwy¿sz¹ cnot¹, ka¿dy krok jego d¹¿y do tego, co dobre i piêkne - i takiegocz³owieka mia³a¿byS siê obawiaæ?- Nie rozumiesz mnie - przerwa³a wdowa rumieniej¹c siê - wiem, i¿ zamiary jego s¹ prawe,i w³aSnie dr¿ê o to, aby jej nie ¿¹da³ za ¿onê.Odmówiæ bym nie mog³a i nie potrafi³a, bo cochc¹ tacy ludzie, to zawczasu wiedz¹, i¿ siê stanie; ale wtedy.- Jak to - zawo³a³ zdziwiony Sêdziwoj - losu, którego wszystkie kobiety na ziemi zazdroSciæby mog³y - zostania ¿on¹ tego pó³boga - ty, matka, broni³abyS swej córce?- B³ogos³awi³abym tej godzinie, gdybym nie by³a sama ¿on¹ adepty.I mój m¹¿, o którymtyle s³ysza³eS, obdarzony by³ nadludzk¹, tajemn¹ m¹droSci¹.Ja wiem i czujê, ¿e jakieS niewi-dzialne wêz³y ³¹czy³y go z Kosmopolit¹.On, nie znaj¹c nas, zna najmniejszy szczegó³ nasze-go ¿ycia; on moje mySli, moje walki wewnêtrzne zgaduje.Ja dr¿ê, aby i córka moja nie wziê³aza mi³oSæ, która siê w jej duszy do innego cz³owieka ju¿ rodzi, innego jakiegoS uroku.Jalêkam siê Kosmopolity, jak niegdyS Tholdena siê lêka³am.Wtem nagle, rzucaj¹c wzrokiem doko³a, spostrzeg³a na stole miniaturê na z³otej owalnejblaszce wystawiaj¹c¹ piêkn¹ m³od¹ kobietê.Porwa³a j¹ i ciskaj¹c od siebie zawo³a³a:- O Bo¿e! sk¹d siê to tutaj dosta³o! to mój portret, który da³am Albertowi i jest temu rok oSm-nasty.I skazuj¹c palcem w k¹t pokoju krzyknê³a bledn¹c:- Widzisz go! Oto jest! Armini¹ ratuj!Sêdziwoj spojrza³ w miejsce wskazane, lecz nic nie spostrzeg³.Wdowa upad³a zemdlonaw okropnych kurczach, taka by³a zwyk³a jej s³aboSæ.Na pró¿no póxniej dowiadywano siê, jakim sposobem nieszczêsna miniatura do domu siêdosta³a.By³a to ta¿ sama, któr¹ Albert Grandorf na godzinê przed swoj¹ Smierci¹ przegra³w karty.43VIII Niebezpieczeñstwo Jest pierwiastek w duszy wy¿szy nad ca³¹ naturê,ten mo¿e nas uczyniæ zdolnymi do wzniesienia siêi wy³amania ze zwyczajnego systemu i porz¹dku Swiata.JamblichusZ WOLNA ROZESZ£A SIÊ PO Bazylei wieSæ o zamordowaniu hrabiego Reudlina.Niespo-kojnemu Sêdziwojowi pierwszy j¹ przyniós³ przetworzon¹, okraszon¹ dodatkami czarodziej-stwa, s³uga jego, Jan.Niespokojnosæ jego zwiêkszy³a siê jeszcze, kiedy kilku z przychylnychmu rodaków przyby³o do niego ostrzegaj¹c, i¿ zabójcy po ca³ym mieScie szukaj¹.Nie tylkoopisy zgadza³y siê zupe³nie w najmniejszych szczegó³ach z powierzchownoSci¹ m³odego al-chemika, ale - jak twierdzili - ju¿ ktoS nazwisko Sêdziwoja, jako sprawcê tej zbrodni, wy-mieni³.Lecz ten daremnie usi³owa³ rozwik³aæ zdradziecki podstêp, którego siê domySla³, gdywrêczono mu pismo, które konny pos³aniec przywióz³.Pozna³ rêkê Rogosza i skwapliwieczytaæ pocz¹³.List nastêpuj¹ce zawiera³ wyrazy: Mi³oSciwy przyjacielu i bracie! - Od czasu niefortunnego wydarzenia, które mnie owej nie-szczêSliwej nocy potka³o, pozostajê ci¹gle jeñcem barona Wardstein.Przemo¿ny pan obcho-dzi siê ze mn¹, Bogu dziêki niech bêd¹, a¿ nadto ³askawie.Prawdê bowiem rzek³szy, nie za-s³u¿yliSmy na pob³a¿anie.Ty usi³owa³eS wydrzeæ od godnego ojca wybranemu panu jego na-rzeczon¹, nie mia³¿e usi³owaæ skarciæ ciê? - Ja wystêpnego usi³owania by³em uczestnikiem.Nie masz jednak z³ego, co by na dobre nie wysz³o; ten traf zapewne ciê uleczy z twej szalo-nej mi³oSci ku córce barona i ¿yciu twojemu inny nada kierunek.Uwiêzienie to moje wiêcejtobie, ni¿ mnie szkodziæ mo¿e.Radzi³bym ci z Helwecji co najrychlej uciekaæ, byS unikn¹³zemsty.Mnie pozostaw, niech odpokutujê za miêszanie siê do sprawy, ubli¿aj¹ce godnoScirozwa¿nego cz³owieka.Baron ¿¹da za mnie piêædziesi¹t funtów z³ota okupu; za wielka tosuma, abym móg³ mieæ nadziejê dostania jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]