[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tymczasem już w ubiegłym stuleciu świat miał tyle lud­ności, ile przez poprzednich sześćset tysięcy lat razem wziętych.I za niecałych dwieście lat żyłoby na świecie sto miliardów lu­dzi — jeśliby nie było planowania rodziny i przy obecnym tem­pie przyrostu — przez co cały glob, jeśli wyłączyć morza, wy­sokie góry i obszary polarne, stałby się jednym gigantycznym miastem.I oto podczas gdy wszyscy demografowie apelują do ludzi, alarmują świat, katolicyzm podtrzymuje zakaz wszelkich środków antykoncepcyjnych.Rzym przeprowadził tajną ofensywę dyplo­matyczną, domagając się od rządów, organizacji międzynarodo­wych, zwłaszcza od Stanów Zjednoczonych i ONZ, by zaprzestano finansowania i popierania kontroli urodzeń.Ostatnie, najtragicz­niejsze następstwo takiej polityki zasygnalizował działający w Rzy­mie teolog Jan Yisser, który na zadane mu w telewizji niemieckiej pytanie, czy Kościół godzi się, w związku ze swym tradycyjnym nauczaniem, na beznadziejne przeludnienie, odpowiedział: „Tak.Jeśli będzie przekonany, że taki jest nakaz Boga, to sądzę, że po­godzi się z tym.Choćby świat miał zginąć, sprawiedliwości musi stać się zadość".Fiat iustitia et pereat mundus (niech się dzieje sprawiedliwie, choćby świat miał sczeznąć).Zgoła podobnie jezuita Gundlach uznał w swej interpretacji doktryny Piusa XII o wojnie jądrowej zagładę atomową świata za „dowód wierności" ładowi bożemu i dlatego za w pełni usprawiedliwioną.Ale zanim świat zginie, trzeba jak najwięcej płodzić i w żad­nym wypadku nie należy usuwać płodów.Stąd też wzięły się la­menty Kościołów z powodu §218; zdarzyły się już występy wstrzą­sające, na przykład sui generis majstersztyk — popis uroczej małej Ewy, której los jest co prawda niepewny, ale której dziennik zo­stał przez federalny kler obu wyznań przeniesiony prosto z macicy na słupy ogłoszeniowe i wrota kościołów.„W akcie miłości — mówi ten klerykalny zarodek — zosta­łam dziś przez rodziców powołana do życia".I już to pierwsze doniesienie — jak przystało na reklamę robioną przez klechów — jest fałszywe.Bo przecież ci rodzice nie powoływali do ży­cia.Gdyby tak było, nie chcieliby — co zaraz się okaże — usu­nąć płodu! Ale nasze maleństwo tego jeszcze się nie domyśla.Przeciwnie.Po czternastu dniach, 15 lipca, chwali się ono, jak na swój wiek nieco zbyt kokieteryjnie (i nie po chrześcijańsku) swo­imi wdziękami.Mając dwa milimetry wzrostu, stwierdza: „Moja główka jest coraz ładniejsza [.]".A 2 sierpnia to maleństwo, które ma już ręce o połowę krótsze niż drukowany wykrzyknik, szczebiocze (z równym talentem, jak pani Hedwig Courths-Mah-ler): „Wyrosły mi te moje kochane paluszki.Będę się nimi ciebie mocno trzymać, kochana mamo".W cztery dni później maleń­stwo — ważące dopiero jeden gram — wzrusza do łez nawet tego, który je spłodził: „Teraz mam śliczny nosek.Moje uszy też są już gotowe i są całkiem podobne do uszu tatusia".Ale w poło­wie sierpnia ten propagandowy, klerykalny embrion zaczyna się dziwić: „Dzisiaj mama dowiedziała się, że jestem z nimi.Dla­czego ona się martwi? Przecież obie jesteśmy zdrowe i jest nam dobrze".O tak.Zwłaszcza mamie będzie dobrze.Tym lepiej, że 19 września dowiadujemy się, iż dziś „mama chce pod presją ta­tusia [albo przekonanego o słuszności swoich poczynań społe­czeństwa.] pozwolić, żeby mnie zabito.Proszę cię, proszę cię, kochana mamo, nie rób tego, jest tyle ludzi, którzy pomogą ci w potrzebie! [!]"Kłamie się i w pierwszym zdaniu, i w ostatnim.Bo któż po­może? Czyżby Kościół?Nie pomagał już przy porodzie.Aż do drugiej połowy XX wieku pozwalał, by zginęła raczej matka niż embrion.„Bezpo­średnie zabicie płodu jest zabronione i wtedy, gdy lekarz uważa za konieczną aborcję terapeutyczną dla ocalenia matki i gdy bez takiego zabiegu miałyby umrzeć i matka, i dziecko".A jak pomagał i pomaga narodzonym?W średniowieczu, by tylko wtrącić mimochodem, tolerowano dzieci w przytułkach i sierocińcach jedynie dopóty, dopóki nie mogły same żebrać, bo prócz religii nie uczyły się na ogół niczego.Ale gdy w późnym średniowieczu, u progu czasów nowożytnych, wystąpił nadmiar żebraków, zaczęto na nich dosłownie polować, bito ich publicznie, wypalano im piętna na piersiach, plecach, ramionach, ucinano im pół ucha albo i całe, okaleczano ich na inne sposoby, a po kilkakrotnym schwytaniu jako bezrobotnych — bez względu na to, czy była jakakolwiek praca — po prostu uśmiercano.Spośród siedmiuset czterdzieściorga dzieci, które w latach 1763-1781 trafiły do przytułku dla podrzutków w Kassel, pod ko­niec 1781 roku żyło już tylko osiemdziesięcioro ośmioro, a za­ledwie dziesięcioro osiągnęło czternasty rok życia.„Proszę cię, proszę cię, kochana mamo, nie rób tego, jest tyle ludzi, którzy pomogą ci w potrzebie!"Jeszcze w 1927 roku w katolickim Wiedniu osiemdziesiąt procent ludności żyło co najmniej po cztery osoby w jednym po­koju.Kilkadziesiąt lat później w katolickich Włoszech ponad mi­lion ludzi żyje z bardzo niskich dochodów z pracy chałupniczej, bez ubezpieczenia, a pięćdziesiąt procent młodych, wykwalifiko­wanych (!) robotników przemysłowych zarabia tygodniowo pięć tysięcy lirów (trzydzieści marek); milion trzysta tysięcy Włochów pozostaje bez pracy, w południowych Włoszech — aż ponad czter­dzieści osiem procent absolwentów szkół.A jaka nędza panuje w Ameryce Łacińskiej! Ale dzieci muszą się rodzić.Lament Kościoła z powodu nie narodzonych wywoływałby pewno mniej szyderstw, gdyby Kościół bardziej się troszczył o dzieci narodzone! Czyni natomiast co innego, sięgając zaiste do korzeni bytu: przy okazji każdej większej krwawej łaźni — dwie wojny światowe i długa rzeź w Wietnamie (w tych wojnach zginęło więcej ludzi niż Republika Federalna ma mieszkańców) dowodzą tego w sposób dostatecznie przerażający — Kościół nie spoczywa, póki święte życie, tak przezeń hołubione w zarodku, póki życie człowieka ukształtowanego nie przemieni się w miazgę i brud — taki stan również określa się jako święty.Od czasów Konstantyna Kościół błogosławił masowej za­gładzie, ale stosunki płciowe poza małżeństwem (i często także w małżeństwie) zawsze traktował jak zbrodnię.Sami katolicy pisują o tym, że istnieje w tej religii „długa tradyqa" uważania wszelkich aktów płciowych za grzechy albo przynajmniej za dokonywane w grzesznych okolicznościach, uwa­żania, iż „wszelka konkretna aktywność seksualna okazuje się zła, bo nieodłącznie towarzyszy jej pożądanie".I właśnie „wykrocze­nia" seksualne uchodziły zawsze za szczególnie ciężkie.Już sobór apostolski prezentuje w swoim dekrecie znaną triadę „bałwochwalstwo, mord, porubstwo" jako grzechy główne albo śmiertelne.Wszystko zostaje tu zrównane: religia, zabijanie, miłość.Augustyn, który nie radził sobie z własnymi problemami sek­sualnymi, który miotał się wciąż między lubieżnością a frustraq'ą, który potrafił na serio modlić się jak następuje: „Daj mi czystość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •