[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście Julian przerywa napiÄ™te milczenie.- A wiÄ™c wiesz, gdzie siÄ™ znajdujemy?Kiwam gÅ‚owÄ…. Wiem, kto nam może pomóc: moi ludzie.Julian nie wzdryga siÄ™ przy tych sÅ‚owach.Doceniam to. Chodzmy wiÄ™c mówi.Ruszamy wzdÅ‚uż torów ja przodem, on za mnÄ….SpÅ‚oszonegoÅ‚Ä™bie podrywajÄ… siÄ™ ze swych siedzisk, tworzÄ…c wokół nashuragan piór.Idziemy przez porastajÄ…cÄ… tory wysokÄ… trawÄ™,wypÅ‚owiaÅ‚Ä… od sÅ‚oÅ„ca i wciąż powleczonÄ… szronem.Ziemia jesttwarda i skuta lodem, ale gdzieniegdzie przedzierajÄ… siÄ™ spod niejpierwsze Å›lady odrodzenia: maÅ‚e, skulone, zielone pÄ…czkiwczesnowiosennych kwiatów.SÅ‚oÅ„ce grzeje nas w kark, lecz wiatr jest lodowaty.%7Å‚aÅ‚ujÄ™, żemam na sobie tylko bluzÄ™ od dresu.Zimno przenika przez niÄ…,Å‚apie mnie za wnÄ™trznoÅ›ci i szarpie nimi.276Wreszcie krajobraz staje siÄ™ znajomy.SÅ‚oÅ„ce rzuca na ziemiÄ™surowe cienie, podwajajÄ…c strzeliste ksztaÅ‚ty zbombardowanychbudynków.Mijamy stary drogowskaz uliczny, zgiÄ™ty w pół,który niegdyÅ› wskazywaÅ‚ drogÄ™ na Columbia Avenue.Teraz zulicy pozostaÅ‚y jedynie popÄ™kane pÅ‚yty betonu i oszronionatrawa, pokryte warstwÄ… odÅ‚amków szkÅ‚a, które wyglÄ…dajÄ… jakodblaskowy pyÅ‚. Jest! Wyrywa mi siÄ™ z piersi okrzyk. O, tam! Iruszam biegiem.WejÅ›cie do azylu jest niecaÅ‚e dwadzieÅ›ciametrów stÄ…d, za zakrÄ™tem.Mimo to w mojej gÅ‚owie caÅ‚y czas brzÄ™czy niepokojÄ…cy alarm.MieliÅ›my dużo szczęścia.MieliÅ›my szczęście, że wyszliÅ›my napowierzchniÄ™ tak blisko azylu.MieliÅ›my szczęście, że tunele nastutaj doprowadziÅ‚y.Zbyt wiele zbiegów okolicznoÅ›ci jak nazwykÅ‚y przypadek.PróbujÄ™ odsunąć od siebie tÄ™ myÅ›l.SkrÄ™camy za róg i przede mnÄ… rozciÄ…ga siÄ™ upragniony widok.Jak za dotkniÄ™ciem czarodziejskiej różdżki wszystkie mojeobawy znikajÄ… zmyte falÄ… radoÅ›ci.Julian zatrzymuje siÄ™, ale jaruszam prosto do drzwi, z naÅ‚adowanymi akumulatorami, peÅ‚nanowej energii.WiÄ™kszość azylów a przynajmniej tych, którewidziaÅ‚am powstaÅ‚a w miejscach ukrytych: w podziemiach,piwnicach, schronach przeciwlotniczych i skarbcach bankowych,których nie zniszczyÅ‚y bomby.ZalÄ™gliÅ›my siÄ™ w nich jak insekty.Natomiast ten azyl zostaÅ‚ zbudowany dÅ‚ugo po zakoÅ„czeniublitzu.Jak powiedziaÅ‚a mi Raven, byÅ‚ jednym z pierwszych,stanowiÅ‚ bazÄ™ pierwszej grupy buntowników, którzy zwyszukanych na Å›mietniku materiałów zbudowali ten quasi-äom,dziwnÄ… patchworkowÄ… strukturÄ™ stworzonÄ… z drewna, betonu,kamienia i metalu.Konstrukcja277sprawia wrażenie prowizorki, jak gdyby w każdej chwili miaÅ‚asiÄ™ zawalić.A jednak stoi.-No i jak? - pytam, odwracajÄ…c siÄ™ do Juliana.-Wchodziszczy nie?- Nie przypuszczaÅ‚em.to niemożliwe.- Julian krÄ™ci gÅ‚owÄ…,jak gdyby myÅ›laÅ‚, że Å›ni, i próbowaÅ‚ siÄ™ obudzić.-ZupeÅ‚nie nietak to sobie wyobrażaÅ‚em.- Potrafimy zbudować cos wÅ‚aÅ›ciwie z niczego, z resztek iÅ›mieci oznajmiam z dumÄ… i w tym samym momencieprzypominam sobie, jak Raven powiedziaÅ‚a mi niemal dokÅ‚adnieto samo po mojej ucieczce, kiedy byÅ‚am chora i sÅ‚aba i niewiedziaÅ‚am nawet, czy chcÄ™ umrzeć, czy żyć.ByÅ‚o to pół rokutemu, a zarazem caÅ‚e życie temu.Przez chwilÄ™ czujÄ™ przypÅ‚ywsmutku i żalu: za horyzontami, które znikajÄ… w tyle, za ludzmi,których zostawiamy za sobÄ…, którzy niczym stare lalki wÄ™drujÄ… nastrych, by po jakimÅ› czasie ostatecznie odejść w zapomnienie.Oczy Juliana majÄ… teraz elektryzujÄ…cÄ… barwÄ™, wyglÄ…dajÄ… jakodbicie nieba.ChÅ‚opak odwraca siÄ™ do mnie.- Jeszcze dwa lata temu myÅ›laÅ‚em, że wszystko to: GÅ‚usza,OdmieÅ„cy, to tylko bajki dla dzieci.- Robi dwa kroki w mojÄ…stronÄ™ i teraz stoimy bardzo blisko siebie.- Ty.Ja.nigdy bymnie uwierzyÅ‚.Wciąż dzieli nas kilka centymetrów, ale wrażenie jest takie,jakbyÅ›my siÄ™ dotykali.PrzepÅ‚ywa miÄ™dzy nami energia, któralikwiduje przestrzeÅ„ miÄ™dzy naszymi ciaÅ‚ami.- Jestem prawdziwa.- Pod skórÄ… przepÅ‚ywajÄ… mi nerwowedrgania, niczym prÄ…d, i czujÄ™ siÄ™ w tej chwili naga i bezbronna.Tu jest zbyt jasno i zbyt cicho.278 Nie sÄ…dzÄ™. ciÄ…gnie Julian nie jestem pewien, czypotrafiÄ™ wrócić. Jego oczy majÄ… kolor morskiej gÅ‚Ä™bi.ChcÄ™odwrócić wzrok, ale nie potrafiÄ™.Mam wrażenie, że upadam. Nie wiem, o czym mówisz mówiÄ™ przez Å›ciÅ›niÄ™tegardÅ‚o. Chodzi mi o to, że.Nagle z prawej strony dobiega nas gÅ‚oÅ›ny Å‚oskot, jakby ktoÅ›coÅ› przewróciÅ‚.Julian milknie i sztywnieje.Instynktowniepopycham go za siebie, w stronÄ™ drzwi, i wygrzebujÄ™ broÅ„ zplecaka.RozglÄ…dam siÄ™.Wokół same odÅ‚amki pocisków ikamienie, zagÅ‚Ä™bienia terenu i dziury jednym sÅ‚owem:mnóstwo miejsc na kryjówkÄ™.WÅ‚osy mi siÄ™ jeżą na karku, awszystkie zmysÅ‚y wyostrzajÄ….Oni zawsze obserwujÄ….Stoimy przez chwilÄ™ w nieznoÅ›nej ciszy.Wiatr szarpie popustkowiu plastikowÄ… torbÄ™, która wykonawszy trzy powolneobroty, zatrzymuje siÄ™ na od dawna nieczynnej lampie ulicznej.KÄ…tem oka dostrzegam po lewej jakieÅ› poruszenie.OdwracamsiÄ™ z krzykiem, Å›ciskajÄ…c broÅ„.Gdy spomiÄ™dzy sterty pustakówwyskakuje kot, Julian oddycha z ulgÄ…, a ja rozluzniam uÅ›cisk nabroni i napiÄ™cie odpÅ‚ywa z mego ciaÅ‚a.Chudy kot, z ogromnymioczami, przystaje, odwracajÄ…c gÅ‚owÄ™ w naszym kierunku, imiauczy żaÅ‚oÅ›nie.Julian delikatnie kÅ‚adzie mi rÄ™ce na ramionach.OdskakujÄ™ jakoparzona. PrzestaÅ„ upominam go i widzÄ™, że zraniÅ‚am jegouczucia. ChciaÅ‚em coÅ› powiedzieć zaczyna znowu.CzujÄ™, żeszuka mojego wzroku i chce, bym na niego spojrzaÅ‚a, ale279już jestem przy drzwiach, majstrujÄ…c przy zardzewiaÅ‚ejklamce.- Możesz to powiedzieć pózniej - odpowiadam, napierajÄ…c nadrzwi, które wreszcie siÄ™ poddajÄ….Od progu uderza nas zapachpleÅ›ni i kurzu.Julian, nie majÄ…c innego wyjÅ›cia, wchodzi za mnÄ…do Å›rodka.BojÄ™ siÄ™ tego, co ma mi do powiedzenia, bojÄ™ siÄ™, jakiegodokona wyboru, dokÄ…d pójdzie.Ale jeszcze bardziej bojÄ™ siÄ™tego, czego sama chcÄ™: dla niego, a co gorsza - od n iego.Ponieważ naprawdÄ™ chcÄ™.Nie jestem nawet pewna, czegodokÅ‚adnie, ale pragnienie to tkwi we mnie gÅ‚Ä™boko, tak jakprzedtem tkwiÅ‚y tam gniew i nienawiść.Lecz to nie jest wieża.Tobezkresny, gÅ‚Ä™boki tunel, który siÄ™ga gÅ‚Ä™boko i otwiera w Å›rodkumnie ziejÄ…cÄ… dziurÄ™.280WTEDYTack i Hunter nie byli w stanie uratować zbyt wiele z azylukoÅ‚o Rochester.Bomby i pożar zrobiÅ‚y swoje.Ale udaÅ‚o im siÄ™znalezć kilka rzeczy cudownie ocalonych z dymiÄ…cych gruzów:puszki fasoli, dodatkowÄ… broÅ„, puÅ‚apki i, co dziwne, jednÄ… caÅ‚Ä…czekoladÄ™.Tack nalega, żeby jej nie ruszać, i przyczepia jÄ… doswojego plecaka, niczym amulet na szczęście.Podczas marszuSara nie może oderwać od niej wzroku.I rzeczywiÅ›cie wydaje siÄ™, jakby czekolada przynosiÅ‚aszczęście a może to tylko kwestia tego, że Tack i Hunter zpowrotem sÄ… z nami, i tego, jak wpÅ‚ynęło to na nastrój Raven.Pogoda siÄ™ utrzymuje.Wciąż jest zimno, ale ze sÅ‚oÅ„cem nadgÅ‚owÄ… dużo Å‚atwiej siÄ™ idzie.Fasola zapewnia nam energiÄ™ do dalszego marszu, a do tegozaledwie po poÅ‚owie dnia drogi od ostatniego obozowiskanatykamy siÄ™ poÅ›rodku lasu na pojedynczy dom, zupeÅ‚nienienaruszony.Gdy go zbudowano, musiaÅ‚281siÄ™ znajdować caÅ‚e kilometry od jakiejÅ› dużej drogi.WyglÄ…dajak pieczarka wyrastajÄ…ca z ziemi: Å›ciany poroÅ›niÄ™te sÄ…brÄ…zowym bluszczem, gÄ™stym jak futro, a dach jest niski iokrÄ…gÅ‚y, naciÄ…gniÄ™ty jak kapelusz.Przed blitzem byÅ‚a to zapewnechatka pustelnika, oddalona od wszystkiego i wszystkich.Nicdziwnego, że przetrwaÅ‚a nietkniÄ™ta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]