[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekaliśmy.Tylko Mark się odezwał: I tak nie wyciągniemy szybowca na zewnątrz. I nie trzeba  rzuciła Helen. Od ziemi dwadzieścia metrów, sala duża, morzeobok.powiedzmy, że to nowy pas startowy.Młodszy książę nagle spochmurniał.Popatrzył na mnie i na Luizę.Też zrozumiał? Nigdy nie uniesie takiego ładunku!  wypalił w końcu.Helen tymczasem naparła na bok szybowca, skrzydła zakołysaly się, pływaki nie-chętnie zsunęły się z drewnianych podstawek. Pomóżcie!Naparliśmy razem i ruszyliśmy szybowiec z miejsca.Podłoga była parkietowa, wy-pastowana, widocznie sprzątano tu co wieczór i pływaki sunęły lekko. No, teraz mamy prawdziwe pchacze  wydyszała. Ale zwykły start się nie uda,nie starczy sił.Trzeba od razu spalić wszystkie cztery.Rozumiesz, Markus? I wtedy się uniesiemy? Możliwe.Ale nie na pewno.Ale innego wyjścia nie ma.Tylko.zapalnik nie za-działa na wszystkie pchacze jednocześnie.Trzeba podpalić z zewnątrz, pokażę, jak.251 Teraz zrozumiałem.I Luiza zrozumiała, twarz jej się wykrzywiła: Do czego zmierzasz, Helen? Chcesz uratować księgę?  odpowiedziała spokojnie. Księgę ma Markus.Onleci.Podnieść szybowiec zdołam tylko ja.jeśli zdołam.Ja też lecę.Kto jeszcze? Ty czyIlmar? Zrozum, siostro, czterech osób szybowiec nie doniesie.Kto jest ważniejszy, ktozdoła ukryć chłopca? Kto leci, a kto zostaje, żeby podpalić pchacze?Przeorysza milczała. Decyduj, siostro Luizo.Co jest dla ciebie ważniejsze  uratować świętą księgę czysiebie? Jak podpalić?  spytała cicho Luiza. Zaraz pokażę.Ilmar, Markus, wybijcie szybę.Całą! %7łeby tej ściany  wyciągnęłarękę  w ogóle tu nie było! Jak?  spytałem tępo. Trzeba by zrobić wybuch.szkło to jeszcze nic, ale że-liwne belki? Jak sobie chcecie.Nie mam materiałów wybuchowych.Popatrzyłem na Marka.Nie odrywał spojrzenia od przeoryszy. Chodz. Ilmar, nie mogę lecieć bez siostry Luizy.Ona mnie uratowała.Ukryła. Najpierw ściana  wziąłem go za rękę. Pomóż.Z Luizą coś wymyślimy.Albo mi uwierzył, albo po prostu odwróciłem jego uwagę, w każdym razie posłusz-nie poszedł za mną.Przed szklaną ścianą zatrzymałem się, pokręciłem głową.To było niemożliwe.Gdyby nawet udało się wybić grube szyby, zostanie jeszcze konstrukcja  potęż-ne żeliwne belki, dzielące ścianę na klatki o boku dwóch metrów.Kabina przejdzie, aleobetnie skrzydła szybowcowi.Polecimy, tyle że w dół, na drzewa.Prosto w ręce preto-rianów.którzy zdążyli podejść dość blisko.Zobaczyłem migające w oddali rosłe postacie w szarych kamizelach.Kamizele niebyły tylko symbolem, jak złote podkowy czy srebrne piki na znaczkach innych oddzia-łów.Kamizele zrobione ze stalowych kawałków, podobno, w odróżnieniu od pancerzy,wytrzymywały strzał z kulomiotu. Poważni ludzie te Szare Kamizele.Mark. spojrzałem na chłopca. Jeśli two-je Słowo.jeśli jest tym Prawdziwym.to pomóż nam! Jak? Wez ścianę na Słowo! Usuń ją!Pokręcił głową. Nie, nie mogę.ja.252  Mark!  potrząsnąłem nim. Skup się! Masz Prawdziwe Słowo, wypowiedzia-ne przez Zbawiciela! Wszystko możesz! Zabierz ścianę w Chłód! Zabierz ją! Jesteś księ-ciem Domu, Kryształowy Pałac należy również do ciebie, masz prawo to zrobić! Mark!Chłopiec oblizał wargi, zerknął na Helen.Ona robiła coś z pchaczami, pokazywa-ła Luizie, jak je podpalić.Szalona kobieta! Im dłużej ją znam, tym bardziej się zachwy-cam! Luiza.przecież ona mi pomogła. Co ci zależy na Luizie! Wszystkimi kręcisz, własne plany budujesz!  wyrwałomi się nagle. Ja. Może nie? Jak kogoś potrzebujesz, to go wykorzystujesz i idziesz dalej! Nie! Ilmar! Nie! Udowodnij to, pomóż nam wszystkim!Mark na chwilę przymknął oczy.Skinął głową. Dobrze.Ja.Ja zabiorę ścianę.Spróbuje.Ale odlatujcie we dwójkę.Ja z siostrąLuizą tu zostanę.Trzymaj mnie, hrabio!Stropiłem się.Albo Mark umiał tak kłamać, że z jego twarzy nic nie można było wy-czytać, albo rzeczywiście był przywiązany do swojej opiekunki. Trzymaj mnie, Ilmar! Nie wiesz, co tu się zaraz stanie!  krzyknął przenikliwieMark.Ocknąłem się i chwyciłem go za pas.Zaparłem się w podłogę i odchyliłem jak najda-lej od szkła.Luiza i Helen zamarły, patrząc na nas.Powoli, jakby sięgając do ognia, Mark wyciągnął rękę i dotknął szkła.Poczułem, jakdrgnęło pod moimi rękami jego ciało.Drgnęło, jakby przeszedł przez nie ładunek ener-gii, w porównaniu z którym elektryczność zapalnika była niczym.Pałac drgnął.Przez żeliwne belki pozersko oblepione stalą, lśniące szyby i wszystkie cudowne eks-ponaty przetoczył się jęk.Te ściany jeszcze nigdy nie słyszały takiego Słowa.Chłód!Uderzenie lodowatej fali, gdy nicość otworzyła się przed nami, niechętnie wciąga-jąc w siebie tony szkła i metalu.Strzępy ciemności zlały się w jedną wielką, ciemną pla-mę, pokryły całą ścianę, zasłaniając budzące się słońce, biegnących do pałacu pretoria-nów, cały strwożony Miraculous.W sali zrobiło się ciemno  wydawało się, że jeszczechwila i cały świat, posłuszny Słowu Bożemu, spadnie w lodowatą Nicość, odejdzie tamwszystko, co żywe i nieżywe, ziemie Mocarstwa i obce kraje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •