[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— No i co? — nalegał Maksymilian.— Mówże!— Nigdy nie lękałem się nikogo i jego też się nie boję, nie mogę jednak zaprzeczyć, że jest to jeden z najlepszych generałów, jakich znam.Przez wzgląd więc na mojego cesarza nie wolno mi go lekceważyć i przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, każdą muszę gruntownie rozważyć.— Pytam raz jeszcze, generale: nie ma szans na odbicie Puebli?— Nie widzę sposobu, w jaki można by ją odebrać.— Ale przecież Marquez rozporządza w stolicy dostatecznymi siłami wojska.— Potrzebuje ich jednak.Diaz mu zagraża.— Uważa pan Diaza za równie dobrego generała jak Escobeda?— Jeszcze przewyższa Escobeda.— Marquez potrafi mu się oprzeć.— Niech wasza cesarska mość wybaczy, ale mam inne zdanie.Marquez jest znienawidzony.Rządzi stolicą stosując gwałt i terror.Nie umie szybko podjąć decyzji, a przy tym nie można liczyć na jego wierność.Przez niego straciliśmy Pueblę.— Mój Boże! Jak mnie pan dobija tymi informacjami!— Niestety, najjaśniejszy panie, jesteśmy otoczeni.— Nie będziemy więc mogli dostać się na wybrzeże?— Teraz już nie.— Nawet zjednoczywszy wszystkie siły? Rozporządzam około trzydziestoma tysiącami walecznych żołnierzy.Gdy się zdecyduję opuścić stolicę i Queretaro, żołnierze przeprowadzą mnie bezpiecznie do Veracruz.Czy i w to pan wątpi?— Niestety, tak.— Dlaczego? Na miłość boską, dlaczego?! — Maksymilian nie ukrywał zniecierpliwienia.— Przede wszystkim nie dowierzam tym „walecznym” żołnierzom, poza tym Porfirio Diaz już odciął nam drogę.Gdybyśmy chcieli podjąć z nim walkę, Escobedo przybędzie natychmiast z odsieczą i zaatakuje flanki.— Więc najpierw pokonamy Diaza, a potem Escobeda.— Niechaj wasza cesarska mość nie zapomina, że po oddaniu Queretaro i stolicy znajdziemy się w szczerym polu bez żadnej osłony.Maksymilian nie był ani strategiem, ani nawet zwykłym żołnierzem.Opierał się przeważnie na przypuszczeniach, dobrych chęciach i mrzonkach.Teraz zaczynał naprawdę tracić nadzieję.— Uważasz więc, generale, że wszystko stracone? — zapytał z wyraźną trwogą w głosie.— Wszystko — potwierdził Mejia poważnie.Cesarz nerwowo potarł brodę i spojrzał z wyrzutem na generała.— Nie jest pan wcale dyplomatą!— Nie byłem nim nigdy, najjaśniejszy panie.Jestem żołnierzem i wiernym poddanym mego cesarza.Maksymilian podał mu rękę i powiedział łagodnie:— Wiem o tym.Byłeś mi zawsze jak ten czarny kruk, ale kierowały tobą najlepsze intencje.— Czarny kruk! — powtórzył Mejia głęboko urażony.— O nie, najjaśniejszy panie, nie! Ostrzegałem, gdy tylko stanął pan na tej ziemi.Niestety, na nic się nie przydały przestrogi.Teraz zginę razem z moim cesarzem…Znowu nastąpiła cisza.Cesarz patrzył w zamyśleniu na ogród.Po chwili odwrócił się wolno.— Powiem szczerze, generale, że prawie żałuję, iż nie podzielałem niektórych pańskich poglądów.Mejia ujął dłonie cesarza i ucałował.— Dzięki, stokrotne dzięki za te słowa, najjaśniejszy panie! Są nagrodą za wszystkie przeżywane w skrytości cierpienia.— Wiem, że jesteś mi wierny.Naprawdę przypuszczasz, że będziemy musieli się wycofać?— Wycofać? Dokąd?— Hm, nie wiem.— Za późno.Odwrót był możliwy wtedy, gdy Basaine czekał na waszą cesarską mość na pokładzie statku.O odwrocie można było mówić przed utratą Puebli, gdy droga do Veracruz stała jeszcze otworem… Teraz prawda jest taka: Meksyk i Veracruz zostaną zdobyte, a my poniesiemy klęskę.— Będziemy walczyć.— I… zginiemy!— Nie chcę słyszeć o tym! Nie boję się śmierci na polu walki, ale nikt przecież nie odważy się targnąć na życie potomka Habsburgów.Byłaby to zbrodnia dokonana na pomazańcu bożym.Mejia zaprzeczył ruchem ręki.— Znajdą się tacy, najjaśniejszy panie.Mieszkańcy tego kraju nie uznają cesarza.— Pomszczono by moją śmierć!— Kto taki?— Mocarstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]