[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A więc wiesz także, iż nie jestem osobą, którą można umieścić w klatce i oglądać na wszystkie strony niczym zwierzę.Thom… — zawahała się, patrząc w oczy, w których nie było ani odrobiny ciepła.— On — odezwała się nie do mężczyzny, który sprawiał wrażenie, jakby się jej bał, lecz do Zacathana — on już dla mnie nie istnieje, od chwili gdy wydał mnie w ręce tych, którzy mnie szpiegowali, którzy poszukiwali dróg, wiodących do zawładnięcia moim umysłem.Uciekłam im i nigdy już do nich nie powrócę.Prawdę mówiąc, uratowałam mu życie.Gdyby nie moja pomoc, dostałby się w ich macki.— Wskazała na spopielone zwłoki piaskowych stworów.Wyraz twarzy Thoma nie zmienił się.Nie oczekiwała jednak z jego strony ani wdzięczności, ani żadnego zrozumienia.Stosunki pomiędzy nimi zawsze były dziwaczne, nawet la Kuxortal, gdy walczyli ramię w ramię i wspólnie dzielili rudy podróży.Uratowała mu życie… A jednak to ona była ego dłużniczką.Przecież to dzięki niemu spotkała Starszą, gdyby nie on, nadal byłaby prostą Simsą z Ziemianek, wiodącą życie bez celu, nie mającą krewnych ani przyjaciół.Tak, wiele mu zawdzięczała.Powiedziała to teraz głośno:— Jestem twoją dłużniczką, Thomie Chan‑li.— Użyła jego oficjalnego nazwiska pragnąc, by jej słowa nabrały powagi.— Przepraszam cię za to, co uczyniłam ci w dolinie.Powiedz, czego pragniesz, a postaram się odkupić swoją winę.Zacathan patrzył to na młodego człowieka to na Simsę.Thom uniósł rękę w geście zniecierpliwienia.— Niczego nie jesteś mi winna — powiedział chłodno.Gdyby dłoń Zacathana nie opadła na jego ramię, odwróciłby się w tym momencie i powróciłby do latacza.— Dobrze — powiedział Zacathan, jakby ucieszony, że sprawa została wyjaśniona.— Delikatna kobieto, nikt nie pragnie umieścić cię w klatce.Czekają na ciebie tylko splendory.Thom powiedział mi, że miałaś powody, by nie ufać pewnym osobnikom, znajdującym się na pokładzie statku.Bądź pewna, że nie takie były nasze intencje.Ale… chcę ci też powiedzieć, że przeznaczenie chadza różnymi drogami.Gdybyś bowiem nie uciekła ze statku i nie wylądowała na tej planecie, zapewne nigdy nie znaleźlibyśmy tego — wskazał ręką na ruiny — jak ty to nazywasz? Chan‑Moolan‑plu? W tym miejscu żyła kiedyś twoja rasa, prawda?— Nie.To jest tylko miejsce mocy.— Coś kazało dziewczynie zapomnieć o nieufności, jakiś wewnętrzny głos nakazał jej mówić.— To miejsce inicjacji.— Czy przeszłaś inicjację?Bardzo sprawnie sobie poczyna, pomyślała.— Tak.Dlaczego mu to powiedziała? Przecież obrządek inicjacji był doświadczeniem tak tajemniczym, tak osobistym.— Muszę cię ostrzec — powiedziała znów — że są w tych murach tajemnice, w które lepiej się nie zagłębiać.Jeśli będziesz zbyt natarczywie próbował poznać starożytne sekrety, możesz przywołać jedynie śmierć.Jego jaszczurze szczęki rozszerzyły się.Zapewne był to uśmiech.— W nieznanym zawsze tkwi niebezpieczeństwo — powiedział.Gdyby słuchać szeptów o otaczających nas tajemnicach, pozostawalibyśmy w ich cieniu, nie mając z tego żadnych profitów.Bądź pewna, że nigdy nie postępuję beztrosko Ale…Nie miała dowiedzieć się, co Zacathan chciał jeszcze powiedzieć.Ziemia nagle zafalowała pod jej stopami.Jedna z dziur, z których tak niedawno wypływał piasek, nagle zaczęła się powiększać, zagrażając dziewczynie.Tak jak na innych światach ziemię podmywa woda, tak tutaj jej rolę przejął ruchomy piasek.Na niebie pojawiła się Zass.Z głośnym skrzekiem leciała prosto do Simsy.Latacz zaczął się chwiać, a wśród ruin rozległo się głuche dudnienie.Bez jednego słowa Thom skoczył w kierunku Simsy.Nie miała czasu, by odtrącić jego rękę i wyrwać się z uścisku, nawet nie próbowała użyć berła do obrony przed kataklizmem.Thom chwycił ją wpół i unosząc w powietrzu ruszył razem z nią w kierunku latacza.Wielka wyrwa w ziemi zbliżała się do maszyny.Z piasku zaczęły wyłaniać się kolejne stwory.Nagle rozległ się trzask, który uciszył nawet Zass.U szczytu zbocza runął potężny mur, stanowiący granicę miasta.Tylko Thom i Zacathan nie zwrócili na to uwagi, zajęci ewakuacją.Ten drugi siedział już w maszynie, gdy Thom po prostu wrzucił dziewczynę do środka.Jeszcze Zass zdążyła zająć miejsce w lataczu, gdy Thom, błyskawicznie zająwszy miejsce w fotelu pilota, pociągnął dźwignię i maszyna gwałtownie oderwała się od podłoża.— Leć nad ruinami! — zawołał Zacathan, tkwiący w fotelu z twarzą przy szybie, aby widzieć jak najwięcej z tego, co dzieje się na ziemi.— Nie! Niech kataklizm nie pochłonie tego miasta! Bądź pozdrowiony Zurlu i Zacku, oszczędź przynajmniej część tego dziedzictwa.Simsa, przerażona, skulona w kącie, dopiero po długiej chwili odważyła się spojrzeć na zewnątrz.Zdążyła, by ujrzeć żywioł w akcji.— Krąż nad miastem! — wołał Zacathan do Thoma.— Chcę widzieć, jak wielka jest ta katastrofa.Prowadzony przez Thoma latacz zaczął krążyć nad miastem, które już martwe, po raz kolejny doświadczało kataklizmu.Dopiero z góry dziewczyna mogła przekonać się, jak było ono rozległe.Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że to przecież nie jest miasto, a raczej wielka świątynia, szkoła, legenda.Starsza nigdy nie postawiła tu swojej stopy.Jej inicjacja miała miejsce w zupełnie innym świecie.A jednak zawsze wiedziała, że właśnie tutaj znajduje się brama do wielkiej wiedzy.Dzieło zniszczenia dokonywało się bez przerwy.Sima wpatrywała się w nie niemal z fascynacją.W pewnej chwili… Nie zdała sobie sprawy, że krzyczy, dopóki jej własny wrzask nie dotarł do jej uszu.Woda z baseniku inicjacji wylewała się, wsiąkała w piasek, znikała raz na zawsze.Już nigdy więcej jej nie będzie, wraz z nią przestawało istnieć to miejsce.— Sooo — Zacathan syczał, jednak gdy popatrzyła na niego, nie ujrzała w jego oczach niczego poza smutkiem, który stanowił reakcję na ogromną stratę, jakiej doświadczał i z jaką nie chciał się pogodzić.Poczuła niechęć, a potem nagle go zrozumiała.Wcale nie cierpiał nad tym, że znika okazja dokonania kolejnego odkrycia, zapewne największego, na jakie miał szansę natrafić.Ból sprawiało mu to, że zagładzie ulega coś, co dla niej, właśnie dla Simsy, miało ogromne znaczenie.— To koniec.— Simsa wyszeptała.— Koniec życia.Już go nie ma.Było to prawdą.Pod nią leżały już tylko popękane sterty kamieni.Mury, które były świadkami dawnej świetności, teraz nic nie znaczyły, bo nie istniała już woda życia.Trony, na których zasiadali kiedyś władcy jej rasy, były już teraz tylko zwykłymi krzesłami, o ile nie zniszczył ich żywioł.— Nie! — powiedział Zacathan zdecydowanym głosem, przecząc Simsie.— Ty żyjesz.To, co znajdowało się w tym miejscu, czekało, aż nawiedzi je ostatni z budowniczych.Tak właśnie jest, Yan…Simsa miała już zapytać, kim jest Yan, kiedy zdała sobie sprawę, że ostatnie słowa Zacathan powiedział do Thoma, używając jego nazwiska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •