[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjdziemy z niewidzialności i poprosimy o zgodę na lądowanie.Po pewnych targach obiecamy kapitulację.To odwróci uwagę od was, będziecie mogli ukryć się w mieście, dotrzeć do stacji telewizyjnych.- Ryzykujecie spotkanie z oszalałym Mendezem.Ten drań nie cofnie się przed niczym.- Nie przesadzaj, Cliff - ripostuje generał.- Mendez musi teraz myśleć przede wszystkim o własnej dupie i o tym, co w przypadku niepowodzenia będzie musiał powiedzieć prezydentowi.- Boję się o was! - powtarza Robbins.- Bardzo się boję!- Nie ma najmniejszego powodu, ustalcie lepiej, co zrobicie po znalezieniu się na ziemi.No, zakładajcie spadochrony.Wykonuję nawrót i za chwilę powinniście skakać! Ty też, „Cooki"!- Pozwolisz, że zostanę jednak z tobą, Roń - odpowiada z uśmiechem komandor.X- Zbliżamy się do Los Angeles, panie doktorze - zameldował pilot.- Gdzie mam się skierować?Mendez wydawał się nie słyszeć tych słów, zatopiony bez reszty w swoich myślach.Chociaż, czy to były jego myśli? Głos wewnętrzny, przymilny ciepły bas coraz częściej zdawał się być zjednoczonym chórem wielu, bardzo wielu głosów.- Oszalałem?- Nie kochany, ty jesteś normalny, jeden naprawdę normalny - powtarzał zapamiętale chór.Do rzeczywistości doradca wrócił dopiero po powtórzeniu pytania.Nie zdołał jednak otworzyć ust, ponieważ nagle odezwała się baza Air Force Norton w San Bernardino.- Mówi generał John Rogers.Poszukiwany obiekt niespodziewanie pojawił się na naszym radarze.„Robin" leci od południowego zachodu w kierunku lotniska.Dwie minuty temu nawiązał łączność z wieżą.Generał Greenson poprosił o zgodę na lądowanie.Co mamy im odpowiedzieć?- Czy wasze patrioty są gotowe?- Ależ panie doktorze, pan chyba mnie nie zrozumiał, oni gotowi są oddać się w nasze ręce.To nie są żadni terroryści, znam Greensona i Cookinghama.- Generale, działam na podstawie osobistego upoważnienia prezydenta! Czy odmawia pan wykonania rozkazu?John Rogers nie należał do ludzi skłonnych ustąpić przed byle pogróżką.- Wykonam rozkaz, jeśli Jim Hensey wyda mi go osobiście - powiedział.- Czy może pan umożliwić mi połączenie z Białym Domem?Mendez zaklął w duchu.Tylko tego mu brakowało.- Okay, generale.Niech lądują.Do tematu jeszcze wrócimy.Proszę informować mnie o współrzędnych jednostki.- Znajduje się o dziesięć minut lotu od lotniska.- To prawie jak my! Dobrze.Na jakim pasie zamierzacie go przyjąć?- Na pasie „D".A może chcielibyście wylądować pierwsi?- Nie! A teraz proszę o dokładne współrzędne „Robina".Chwilę później doradca odwrócił się do pilota.- Byłeś na prawdziwej wojnie, Mikę?- Yes, sir! Brałem udział w „Pustynnej Burzy" i latałem nad Bośnią.Mam cztery zaliczone zestrzelenia.- Najwyższy czas, żeby mieć piąte.Greenson, wyraźnie rozluźniony, uśmiechnął się do komandora.- Kierują nas na pas „D".- A lądowałeś już kiedyś takim cackiem, Roń?- Nie, ale jego komputer robił to setkę razy.Gdyby umiał jeszcze popić i podupczyć, powiedziałbym, że jest to najlepszy materiał na kumpla-pilota, jaki może się człowiekowi przytrafić.- Ciekawe, czy naszym udało się już pomyślnie wylądować?- Jestem pewien.Komuś z nich na pewno się uda.Każdy wymyślił inny sposób na dotarcie do studia telewizyjnego.A wystarczy, żeby jednemu się powiodło.- Dziwne, że dotąd nie odezwał się Mendez.- Prawdopodobnie śpi w Waszyngtonie.- Jesteście idioci! - odezwał się nagle milczący do tej pory jak zaklęty Bernstein.- Powinniście lądować na dziko i dopiero w ostatniej chwili pozbyć się niewidzialności.- Kiedy nam właśnie chodzi, żeby wiedzieli, gdzie jesteśmy - odparł Cookingham!- Pieprzeni bohaterowie! Mario z pewnością każe was zestrzelić.A ja zdechnę razem z wami.- Przecież doktor Mendez wie, że pan leci z nami.- Choćby wiedział, że leci papież, Dalaj Lama, królowa angielska i Kim Basinger, nie zawahałby się też ani przez sekundę.Przerażające, że wy nie zdajecie sobie sprawy z wysokości stawki.- Nie rozumiem, dlaczego zabraniacie ludzkości poznania jej historii.- Mario uważa, że opublikowanie tych obrazów przyspieszy koniec świata!- Chce pan łyka na odwagę? - Cookingham wyciągnął do niego piersiówkę, ale gest pojednania zakłócił Greenson pytając komandora:- Słuchaj stary, nie wiesz przypadkiem, co to za cyferki?- Chyba komendant Rogers nadaje do nas zaszyfrowaną depeszę.Ciekawe.- Cookingham skupił się na tekście.- SPIEPRZAJCIE STĄD NATYCHMIAST! Co oni chcą nam przez to powiedzieć?- Być może pragną nas ostrzec przed delegacją powitalną, na skład której nie mają wpływu.- Mendez? Możesz powrócić w niewidzialność.Zrezygnować z lądowania w Norton.- Niestety, nie mamy specjalnego wyboru, paliwo się kończy.- Macie spadochrony! - zawył Bernstein.- Natychmiast dajcie mi spadochron.Ratujmy się.Ja nie chcę umierać, nie chcę, nie chcę!.Obie jednostki zbliżały się błyskawicznie do lotniska.Rogers z rosnącym niepokojem śledził manewry maszyny prezydenckiego doradcy.- Skurwiel chce odpalić rakietę.Powinienem mu przeszkodzić, ale przecież go nie zestrzelę.Greenson dość późno zauważył samolot, który zbliżał się do nich pod kątem.Intuicja podpowiadała mu, że nie będzie to spotkanie towarzyskie.Obniżył pułap i wypuścił podwozie.Zaledwie mila dzieliła go od końca pasa startowego „D".Równocześnie palce generała zastygły na przełączniku zasilacza.Jeśli maszyna pościgowa zaatakuje, jeśli wystrzeli rakietę, wówczas ich maszyna otuli się woalem niewidzialności.Jednakże wystrzału nie było.A może siódmy zmysł przeciwnika podpowiedział mu, że pole niewidzialności nie działa na powierzchni ziemi i wystarczy poczekać.Generał wylądował po kawaleryjsku.Sypnęły iskry, zazgrzytały przeciążone amortyzatory.- Dzięki Bogu! - wyszeptał Bernstein, który w tym czasie zdołał dwukrotnie zsikać się w spodnie.I w tym momencie Mikę na polecenie Mendeza odpalił.„Robin" nie miał szans na zwrot czy ucieczkę.Rakieta trafiła jednostkę w dysze odrzutowe.Natychmiast eksplodowały zbiorniki paliwa, a detonacja rozniosła strzępy samolotu w promieniu paruset metrów.Cookingham zginął na miejscu.Potężny wybuch wyrzucił fotel z Greensonem wysoko w górę.Zadziałała katapulta i otworzył się spadochron.Ekipa straży dziesięć minut później znalazła nieprzytomnego generała, jak wisiał wśród splątanych linek w koronie kalifornijskiej sosny, tuż za płotem lotniska.Zadzwonił telefon.Patrycja wyszła z łazienki.Była przekonana, że telefonuje Lionel.- Hej, o co chodzi?- Dlaczego jeszcze nie wyszłaś z domu? - zachrypiał reżyser jej talk-showu.- Przecież za siedemdziesiąt minut wchodzimy na antenę.- Od czterech lat robimy ten program, Lal, a ty ciągle nie wierzysz, że zdążę na czas i musisz mnie sprawdzać.Czy spóźniłam się choć raz?- Ty w ogóle nie dbasz o moje nerwy.Cztery lata temu nasz program śledziło ledwo paru staruszków w Pasadenie.A wiesz, jaka była oglądalność w zeszłym tygodniu?- Wiem, dwadzieścia pięć milionów w Stanach.- I drugie tyle w Meksyku.- W takim razie pozwól dokończyć mi toaletę, wychodzę za kwadrans.- Rozmawiając dokonywała różnych rutynowych czynności poprzedzających zazwyczaj opuszczenie mieszkania.Zamknęła okno na taras, wyłączyła telewizor.- A jeśli będą w mieście korki?- Mam w bagażniku rower! Buźka, Lal! Odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się.Poczciwy, stary Lal Hardy.Traktował ją jak córkę, przynajmniej od czasu, kiedy przekonał się, że nie zostanie jego kochanką.Przejrzała się w lustrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •