[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądało na to, że przestawia znowumeble w pokoju, chociaż nie było w nim dużo do przestawiania.– Ale tak sięskłada, że taka jest prawda.Nie jesteś tak piękny jak wtedy, gdy byłam młoda,ale przecież mężczyzna nie musi być piękny prawda?– Może i nie, ale nie znam nikogo, kto chciałby mieć coś takiego.–Teatralnym gestem wskazał na swoją bliznę, przesuwając dłonią od ucha dopodbródka.– Przykro mi, że cię zraniłam, naprawdę – powiedziała Anna, zeTL Rzdziwieniem uświadamiając sobie, że mówi szczerze.– Nie przepraszam zato, że się broniłam, ale za to, że cię przy tym zraniłam.Gdybyś po prostupuścił mnie wtedy, kiedy prosiłam, nie doszłoby do tego wszystkiego.– Och, więc teraz to jest moja wina?Zamknęła usta.Nie powinna była mówić ostatniego zdania, a niezamierzała się jeszcze bardziej pogrążać, mówiąc to, co samo jej się cisnęłona usta: „tak”.Czekał na jej odpowiedź, a kiedy jej nie usłyszał, mruknął:– Będziemy musieli to przesunąć.Wielkie nieba, on zamierzał przesunąć łóżko.313Ale był to wielki i ciężki mebel, którego nie dało się łatwo przesunąćsamemu.Po minucie pchania, sapania i przeklinania odwrócił się do Anny iwarknął:– Pomóż, na miłość boską.Rozchyliła usta z niedowierzaniem.– Mam związane ręce.George zaklął znowu, podszedł do niej i podniósł ją.– Nie potrzebujesz rąk.Po prostu zaprzyj się i pchaj.Anna tylko patrzyła na niego.– O tak – warknął, opierając się tyłem o łoże.Stopami zaparł się owytarty dywan i całym ciężarem ciała pchnął masywny mebel.Łożeprzesunęło się do przodu może o cal.– Naprawdę myślisz, że to zrobię?– Myślę, że wciąż mam nóż.Anna przewróciła oczami i podeszła do niego.– Nie sądzę, żeby to się udało – rzuciła przez ramię.– Poza tym ręce miprzeszkadzają.TL RSpojrzał na jej ręce związane za plecami.– Och, do diabła – mruknął.– Chodź tutaj.Anna już była tutaj, ale uznała, że rozsądniej będzie pominąć tomilczeniem.– Nie próbuj żadnych sztuczek – ostrzegł ją, szarpnął i poczuła, jakprzecina więzy, przy okazji raniąc ją u nasady kciuka.– Au! – krzyknęła, unosząc dłoń do ust.– Ojej, to boli, prawda? – spytał George, a jego oczy stały się szklisteod żądzy krwi.– Już nie – odparła pospiesznie.– Przesuwamy to?314Parsknął śmiechem i zajął miejsce.A kiedy Anna już była gotowaudawać, że popycha łóżko, on nagle się wyprostował.– Czy powinienem cię najpierw pociąć? – zastanawiał się na głos.–Czy przygotować miejsce do zabawy?Anna zerknęła na przód jego spodni.Nie potrafiła się powstrzymać.Czynaprawdę był impotentem? Nie widziała żadnych oznak erekcji.– Ach, więc tego chcesz! – zawołał.Chwycił ją za rękę i przyciągnął dosiebie, zmuszając, by go dotknęła.– Są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają.Anna starała się nie zwymiotować, kiedy pocierał jej ręką o swojekrocze.Nawet kiedy miał na sobie ubranie, było to obrzydliwe, lecz i taklepsze od pociętej twarzy.George zaczął jęczeć z zadowolenia i nagle, ku swemu przerażeniu,Anna poczuła, że coś.zaczyna się dziać.– Och Boże – jęknął George.– Och, jak dobrze.To już tak długo.Takcholernie długo.Anna wstrzymała oddech, patrząc na niego.Miał zamknięte oczy iwyglądał niemal jak w transie.Spojrzała na jego dłoń – tę, w której trzymałTL Rnóż.Czy tylko jej się wydaje, czy nie trzyma go już tak mocno? Gdyby gochwyciła.Czy jej się uda?Anna zacisnęła zęby.Poruszyła nieznacznie palcami, a kiedy Georgewydał głębszy, głośniejszy jęk rozkoszy, zrobiła to.31522To ten! – wrzasnęła Frances, wymachując dziko cienką rączką.– To tenpowóz.Testem pewna.Daniel odwrócił się w kierunku wskazywanym przez Frances.Rzeczywiście, obok gospody stał mały, lecz elegancki powóz.Był tra-dycyjnie czarny, ze złotą ozdobną barierką na szczycie.Daniel nigdywcześniej nie widział czegoś podobnego, ale doskonale rozumiał, dlaczegoFrances skojarzyła ją z rogiem jednorożca.Gdyby odciąć odpowiednikawałek barierki i zaostrzyć ją na końcu, mogłaby być doskonałymuzupełnieniem kostiumu.– My zostaniemy w powozie – oznajmiła lady Winstead, kiedy Danielodwrócił się do pań, żeby im wydać instrukcje.Daniel skinął głową i wszyscy trzej mężczyźni zeskoczyli na drogę.– Macie bronić tego powozu własną krwią – przykazał surowosłużącym, po czym pospiesznie wszedł do gospody.Marcus był tuż za nim, a Hugh dogonił ich, gdy Daniel kończyłwypytywać właściciela.Tak, widział mężczyznę z blizną.Wynajmuje tuTL Rpokój od tygodnia, ale nie korzystał z niego każdej nocy.Zabrał stąd klucz dopokoju zaledwie przed kwadransem, ale nie było z nim żadnej kobiety.Daniel rzucił na kontuar koronę.– Który to pokój?Oczy właściciela rozszerzyły się ze zdumienia.– Numer 4, Wasza Lordowska Mość.– Przykrył monetę dłonią,przesunął ją do krawędzi kontuaru i podniósł.Odchrząknął.– Mógłbym miećzapasowy klucz.– Mógłbyś?– Mógłbym.316Daniel wydobył kolejną koronę.Właściciel wydobył klucz.– Zaczekaj – odezwał się Hugh.– Czy pokój ma drugie wejście?– Nie.Tylko okno.– Jak wysoko jest nad ziemią?Właściciel uniósł brwi.– Za wysoko, żeby wyskoczyć, chyba żeby zejść po dębie.Hugh spojrzał na Daniela i Marcusa.– Ja się tym zajmę – powiedział Marcus i skierował się do drzwi.– To pewnie będzie niepotrzebne – zauważył Hugh, idąc za Danielempo schodach.– Ale wolę być dokładny.Daniel nie zamierzał kwestionować dokładności.Zwłaszcza wwykonaniu Hugh, który zwracał uwagę na wszystko.I o niczym niezapominał.Kiedy zobaczyli na końcu korytarza drzwi do pokoju numer 4, Danielnatychmiast rzucił się naprzód, lecz Hugh powstrzymał go, kładąc mu rękę naramieniu.TL R– Najpierw posłuchajmy – poradził.– Nigdy nie byłeś zakochany, prawda? – odparł Daniel i zanim Hughzdążył odpowiedzieć, przekręcił klucz w zamku i kopniakiem otworzyłdrzwi, przewracając jakieś krzesło, które poleciało z hukiem na środekpokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]