[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nachylił się i przez okno po stronie pasażera spojrzał na O Mearaha.Ten spo-dziewał się, że facet zagada jak pedzio zniewieściałym głosem, jak zasugero-wał swoim żartem o lawendowych kajdankach.Oprócz broni w sklepie Clementsasprzedawano mnóstwo kajdanek.Na Manhattanie wolno było je mieć, a więk-szość nabywców nie zaliczała się do magików amatorów (policjantom nie po-dobało się to, ale od kiedy zdanie policji na jakikolwiek temat ma jakiekolwiek269znaczenie?).Nabywcami przeważnie byli homoseksualiści z lekką skłonnością dosadomasochizmu.Ten facet jednak nie gadał jak pedał.Mówił równym i bezna-miętnym głosem, uprzejmym, lecz dziwnie głuchym. Tamten handlarz zabrał mi portfel oznajmił. Kto?O Mearah poderwał się na siedzeniu.Już od półtora roku mieli ochotę zapusz-kować Justina Clementsa.Gdyby im się to udało, może w końcu obaj moglibydoczekać się odznak detektywów.To pewnie próżne nadzieje zbyt piękne, bybyły prawdziwe a mimo to. Handlarz.Ten.sprzedawca dodał mężczyzna.O Mearah i Carl Delevan wymienili spojrzenia. Czarne włosy? zapytał Delevan. Dość krępy?Znów krótkie wahanie. Tak.Ma piwne oczy.Pod jednym małą bliznę.Ten facet miał w sobie coś.O Mearah nie potrafił tego określić, ale przypo-mniał sobie pózniej, kiedy już nie musiał myśleć o tylu innych rzeczach.a najważ-niejszą z nich oczywiście było to, że złota odznaka detektywa pozostała w sferzemarzeń.Okazało się, że będzie cholernym cudem, jeśli obaj nie wylecą z roboty.O Mearah doznał objawienia dopiero wiele lat pózniej, kiedy zabrał swoichdwóch synów do Muzeum Nauki w Bostonie.Mieli tam taką maszynę kompu-ter która grała w kółko i krzyżyk i jeśli przy pierwszym ruchu nie zakreśliłeś x na środkowym polu, ogrywała cię za każdym razem.Przed każdym ruchemjednak zwlekała chwilkę, sprawdzając w swojej pamięci wszystkie możliwe po-sunięcia.On i jego chłopcy byli zafascynowani.Tylko że było w niej coś dziw-nego.Nagle przypomniał sobie Granatowy Garnitur.Przypomniał sobie, gdyżtamten facet też miał taki pieprzony zwyczaj.Rozmowa z nim była jak rozmowaz robotem.Delevan nie przeżył takiego objawienia, ale dziewięć lat pózniej, gdy pewnegowieczoru wybrał się ze swoim synem (wówczas osiemnastoletnim i właśnie mają-cym pójść do college) do kina, po dwudziestu minutach filmu zerwał się nagle narówne nogi i wrzasnął: To on! To ON! To ten facet w pieprzonym granatowymgarniturze! Ten facet, który był u Cle.Ktoś chciał krzyknąć: Zamknij dziób! , ale nie musiał się fatygować.Dele-van, nałogowy palacz mający sześćdziesiąt funtów nadwagi, dostał ataku serca,zanim widz zdążył wypowiedzieć drugie słowo.Człowiek w granatowym gar-niturze, człowiek, który tamtego dnia podszedł do ich radiowozu i powiedział,że skradziono mu portfel, wcale nie wyglądał jak gwiazdor filmowy, ale równiebeznamiętnie wypowiadał słowa i poruszał się w taki sam stanowczy, a zarazemzwinny sposób.Tym filmem oczywiście był Terminator.270* * *Policjanci wymienili spojrzenia.Człowiekiem, o którym mówił GranatowyGarnitur, nie był Clements, ale ktoś równie ważny: Gruby Johnny Holden, jegoszwagier.a jednak taki idiotyzm jak pospolita kradzież portfela to..akurat w coś stylu tego gnojka dokończył w myśli O Mearah i musiałzasłonić usta dłonią, żeby ukryć mimowolny uśmiech. Może lepiej niech pan nam powie, co dokładnie się stało rzekł Delevan. Na początek może poda nam pan swoje nazwisko.Odpowiedz mężczyzny znowu wydała się O Mearahowi trochę dziwna, niecospózniona.W tym mieście, w którym czasem się wydawało, że siedemdziesiątprocent mieszkańców sądzi, iż miłego dnia to po amerykańsku pierdol się ,prędzej spodziewałby się, że facet wrzaśnie coś w rodzaju: Hej, ten skurwielrąbnął mi portfel! Odbierzecie mu go, czy będziemy tu stać i grać w dwadzieściapytań?Ten gość jednak miał na sobie dobrze skrojony garnitur i wymanikiurowanepaznokcie.Pewnie był przyzwyczajony do biurokratycznych bzdur.Prawdę mó-wiąc, George a O Mearaha niewiele to obchodziło.Na myśl o tym, że mógłbyzapuszkować Grubego Johnny ego Holdena i wykorzystać go, żeby przycisnąćClementsa, ślina napływała mu do ust.Przez chwilę wyobraził sobie, że przezHoldena dopada Clementsa, a przez Clementsa jedną z naprawdę grubych ryb na przykład tego makaroniarza Balazara, a może Ginellego.Byłoby niezle.Na-prawdę niezle. Nazywam się Jack Mort oświadczył mężczyzna.Delevan wyjął z tylnej kieszeni spodni wygięty notes. Adres?Nieznaczna pauza. Jak maszyna pomyślał O Mearah.Chwila ciszy, a potem niemal słyszalne kliknięcie. Czterysta dziewięć South Park Avenue.Delevan zanotował to. Numer ubezpieczenia?Po kolejnym krótkim namyśle podał im numer. Chcę, by pan wiedział, że zadałem te pytania z uwagi na konieczność zi-dentyfikowania pańskiej własności.Jeśli ten gość naprawdę zabrał panu portfel,to muszę znać pewne fakty, zanim trafi on do moich rąk.Rozumie pan. Tak. Teraz w głosie mężczyzny zabrzmiało lekkie zniecierpliwienie.Totrochę uspokoiło O Mearaha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]