[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, to teraz mam pewność, że Kimmer podsłuchiwała moją roz-mowę w noc, kiedy zostałem pobity.- To musi się skończyć, Misha.Ja jużdłużej tego nie zniosę.To nie w porządku.Musisz zacząć się zachowywaćtak jak dawniej, bo jeśli tego nie zrobisz, to mogę cię zapewnić, że pewnegodnia wrócisz do domu z jednej ze swych zwariowanych wypraw, a nas w nimnie będzie!Nie czekając na odpowiedz, odkłada słuchawkę.Po sześciu minutachdzwoni ponownie, żeby mnie przeprosić, ale obawiam się, że tym razemwszystko zaszło za daleko.(IV)Rano, kiedy czekam na taksówkę, trochę się wstydzę nocnej paniki.Wświetle rześkiego poranka znacznie większe obawy wzbudza we mnie moż-liwość utraty rodziny.Teraz, kiedy jestem wyspany i mogę myśleć spokoj-niej, dochodzę do wniosku, że Kimmer miała rację.Naprawdę zachowuję sięjak wariat i koniecznie muszę z tym skończyć.Problem w tym, że jeszcze niemogę, niezależnie od grózb mojej żony.Nie jesteśmy wolni - to właśniechciał mi wczoraj przekazać Jack Ziegler.Będzie dalej nas chronił, gdyżobiecał to mojemu ojcu, ale może dotrzymać obietnicy tylko wówczas, gdybędę kontynuował poszukiwania.Zapewne taki układ zawarł z.z kimkol-wiek człowiek pokroju Jacka Zieglera musi zawierać układy.Zostawcie gow spokoju, a odnajdzie ustalenia.Ja to gwarantuję.Coś za coś.Jeśli speł-nię życzenie swojej rozwścieczonej żony i zaprzestanę poszukiwań, wujekJack może nie zdołać ochronić mojej rodziny.Strasznie to wszystko pogmatwane.I wszystko to wina Sędziego.Dzwięk klaksonu informuje mnie, że taksówka już czeka.Wyglądamprzez okno i dostrzegam czekającego białego vana, którego kierowca czytagazetę.Idę do drzwi wejściowych, wyłączam alarm znajdujący się na koryta-rzu, biorę torbę i płaszcz, po czym po raz ostatni rozglądam się dookoła.Czyzostawiłem wszystko w należytym porządku? Mam nadzieję, że tak.Jest sposób wyjścia z tej sytuacji.Morris Young powiedziałby zapewne,że Bóg mi go wskaże w odpowiednim czasie, a ja sądzę, że może już to zro-bił.Znalazłem sposób, żeby moja rodzina była bezpieczna.Potrafię jąochronić, ale niezbędna mi jest pomoc jeszcze jednej osoby, a mam wokółsiebie coraz mniej ludzi, którzy zechcieliby.powiedzmy, podjąć pewneryzyko w imię przyjazni.Właściwie jest tylko jedna taka osoba, toteż muszęjak najszybciej wracać do Elm Harbor i porozmawiać z nią o tym.Wzruszam ramionami, po czym nastawiam alarm za pomocą odpowied-niego kodu, tak aby uaktywnił się w dziewięćdziesiąt sekund po moim wyj-ściu.I nagle nieruchomieję, gdyż ta prosta czynność nasuwa mi pewnewspomnienie.Skryte przekonanie, które od pewnego czasu we mnie nara-sta, znów daje o sobie znać.Zdenerwowany otwieram drzwi i natychmiastsię zatrzymuję.Na środku wycieraczki leży szara koperta z moim nazwiskiem wypisa-nym pisakiem, dużymi drukowanymi literami.Macham do kierowcy, po czym schylam się i podnoszę ją drżącymi pal-cami.Jest nieco większa niż ta, w której dostarczono mi biały pionek, a wśrodku wyczuwam coś twardego i płaskiego.Nie może to być czarny pionek,jak początkowo myślałem.Przymykam oczy, chwiejąc się lekko.Przez chwi-lę wyobrażam sobie niemądrze, jak na nowo przeżywam przeszłość, uwię-ziony na wieki w tej jednej chwili, zmuszony raz za razem otwierać tę samąkopertę.Ale przecież ta koperta nie zawiera pionka.Otwieram ją zatem i wyjmuję metalowe kółko o średnicy około dwóch ipół centymetra, pierwotnie w kolorze mosiądzu, ale teraz pokryte brzydkimibrązowymi plamami.Pocieram je palcem i plama się złuszcza.Odwracam,ale jeszcze zanim zdążyłem przeczytać litery wygrawerowane z drugiej stro-ny, domyślam się, co trzymam - identyfikator z psiej obroży.Nie muszęczytać imienia, żeby wiedzieć, że należy on - czy raczej należał - do CinqueShirley Branch.Brązowe plamy to zaschnięta krew.Wiadomość najwyrazniej napisana na komputerze i wydrukowana nanajzwyklejszym papierze zawiera puentę: NIE PRZESTAWAJ SZUKA.%7ładne wyjaśnienia nie są tu potrzebne, krew mówi sama za siebie.Nie mogą mnie skrzywdzić, zapewniał mnie wszechwładny Jack Ziegler;nie mogą skrzywdzić mnie ani mojej rodziny.Wujek Jack to obiecał i ja muwierzę - ani przez moment nie wątpiłem w jego potęgę.Jednak nikt nie wspomniał, żeby istniał zakaz zastraszenia mnie.ROZDZIAA 46Miejsce spoczynku(I)Szkoła prawnicza znajduje się na skrzyżowaniu Town Street i EasternAvenue.Idąc Town Street na wschód, obok podniszczonego gmachu z pia-skowca, który wspólnie użytkują wydział muzyczny i wydział sztuk pięk-nych, a następnie koło niskiego, nieokreślonego budynku, gdzie nie wiado-mo jakim cudem mieści się parking, firma cateringowa i biura działu publicrelations, dochodzi się do granicy kampusu.Z tej strony wyznacza ją bylejak ogrodzony, wyboisty parking pełen wesołych, czerwono-białych autobu-sów uniwersyteckich, odkupionych od okręgów szkolnych, które moderni-zowały swój transport.W tym miejscu Town Street przecina MonitorBoulevard (jednak nazwa tej ulicy nie pochodzi od okrętu wojennego z cza-sów wojny secesyjnej, tylko od nazwiska miejscowego chłopca, który w la-tach sześćdziesiątych przez krótki czas święcił triumfy w drużynie futbolo-wej), a po jego przejściu jesteśmy już poza terenem uniwersytetu.Różnica jest od razu widoczna.Po drugiej stronie Monitor Boulevard, naprzeciw parkingu, znajduje sięnieuczęszczany park, z błotnistymi, pozbawionymi trawy resztkami boiskado softballu i czymś w rodzaju placu zabaw dla dzieci, których rodzicom nieprzeszkadza potłuczone szkło, pełne drzazg drewniane huśtawki oraz huś-tawki wagowe, w których brakuje kilku bolców.Na resztkach ławek siedzizazwyczaj paru nieszkodliwych narkomanów, którzy kiwają głowami iuśmiechają się do swoich sekretnych wizji.Dzisiaj park jest pusty.Studenciani profesorowie zazwyczaj się tu nie zapuszczają z obawy przed panującą wtych okolicach przestępczością, a raczej, jak to określa Arnie Rosen, po-strzeganą przestępczością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]