[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shenk przy każdej okazji podkreślał, jak bardzo sobie ceni jej pracę, wkrótce też zatrudnił ją na stałe.A Jennifer nie tylko zdobyła dyplom z wyróżnieniem, odznaczała się ponadto wyjątkową bystrością umysłu i nieprzeciętną urodą.Nikogo nie dziwiło, że już w czerwcu, zaraz po ukończeniu studiów, zyskała pracę w redakcji „Newsline”.Została jednym z piętnastu producentów programu, z których każdy, przy współpracy stałego operatora, miał obowiązek co dwa tygodnie dostarczać nowy reportaż.Zazwyczaj przygotowywanie materiału trwało miesiąc.Po zebraniu wstępnych wiadomości każdy producent musiał uzyskać akceptację Shenka.Dopiero później zaczynały się delegacje, szykowanie setek ujęć, planowanie wywiadów.Producenci jedynie nadzorowali wszelkie przygotowania i nadawali ostateczny kształt reportażom, wywiady z ludźmi prowadził jeden ze znanych i lubianych prezenterów, który specjalnie w tym celu na parę godzin pojawiał się na planie, po czym odlatywał na miejsce szykowania innego materiału.Czasami okazywała się też niezbędna jego obecność w studiu, gdzie nagrywano dodatkowe ujęcia, komentarze bądź nawet dokonywano zmian w podkładzie dźwiękowym do gotowego już filmu.I kiedy reportaż oddawano do emisji, w przekazie nieodmiennie królował tenże prezenter, jak gdyby kierownictwo „Newsline” zazdrośnie strzegło reputacji swoich najlepszych pracowników.Ale prawda przedstawiała się tak, że za każdy reportaż, począwszy od doboru tematu oraz jego interpretacji, poprzez scenariusz montażowy i teksty komentarzy, aż po ostateczny kształt filmu, odpowiadał wyłącznie producent.Występujący przed kamerami prezenterzy jedynie grali swoje role.Ten system Jennifer bardzo odpowiadał, gdyż dzierżyła w swych dłoniach wszystkie sznurki, ale pozostawała w cieniu, wręcz bliżej nikomu nie znana.Szybko się przekonała, że owa anonimowość jest nadzwyczaj użyteczna.Jej rozmówcy-sądząc, że mają do czynienia z podrzędnym pracownikiem redakcji- często zachowywali się swobodnie i wypowiadali bez oporów, nawet jeśli byli w danym momencie filmowani.A gdy na pewnym etapie padało nieuchronne pytanie: „Kłedy będę mógł osobiście poznać Marty'ego Reardona?”, ona odpowiadała całkiem szczerze, że to nie zostało jeszcze postanowione, po czym szybko przechodziła do dalszej rozmowy.Z olbrzymią satysfakcją wykorzystywała naiwność różnych nadętych ważniaków, przypuszczających, że biorą tylko udział w próbnych zdjęciach nadzorowanych przez jakąś szeregową asystentkę słynnego reportera.Mało kto podejrzewał, jak wiele od niej zależy.Jennifer zaś potrafiła doskonale obrócić tę sytuację na swoją korzyść.A Shenk ciągle powtarzał:- Nigdy nikogo nie okłamujmy, że to prezenterzy są autorami filmu.Ale nigdy też nie dawajmy rozmówcy do zrozumienia, że jest to jedynie próba, a wywiadu ostatecznie będzie udzielał komu innemu.W „Newsline” autorzy nie występują przed kamerami, bo tam jest miejsce dla gwiazd ekranu.Producent musi umiejętnie poprowadzić widza przez swój materiał, a gwiazdor posłuży tylko do zdobycia jego zaufania i stworzenia odpowiedniej, przyjaznej atmosfery.I taka była prawda.W każdym razie, według opinii Jennifer, w obecnych czasach był to najlepszy sposób pracy dziennikarza telewizyjnego.Takie gwiazdy ekranu jak Marty Reardon miały bardziej nabity harmonogram zajęć od samego prezydenta, ale cieszyły się sławą, natychmiast rozpoznawano je na ulicy.Trudno więc było oczekiwać, że ktoś taki jak Marty poświęci swój cenny czas na kopanie się w dokumentach, identyfikowanie fałszywych tropów czy wreszcie nudne montowanie nakręconych zdjęć.Prezenterzy nie mieli na to czasu.Zresztą żaden z pracowników telewizji nie miał nigdy czasu.Ponownie spojrzała na zegarek.Nie wierzyła, aby Dick wrócił z lunchu przed szesnastą.Nie łudziła się też, że Marty Reardon zechce przeprosić Ala Pacino.Podejrzewała, że po powrocie do redakcji Shenk najpierw wyładuje swą wściekłość na Martym, a dopiero później zacznie się zastanawiać nad zapełnieniem powstałej nagle luki w programie.Ona zaś miała godzinę na to, aby znaleźć dla niego ciekawy materiał.Włączyła telewizor i zaczęła pospiesznie przerzucać kanały.Po chwili zerknęła po raz drugi na przekazany faksem komunikat:JAA OPÓŹNIA CERTYFIKACJĘ N-22 Z POWODU DALSZYCH ZASTRZEŻEŃ CO DO WŁASNOŚCI AERODYNAMICZNYCH SAMOLOTU.Chwileczkę! - pomyślała.”Dalszych zastrzeżeń?” Czyżby to oznaczało, że już wcześniej istniały wątpliwości co do owego samolotu? Jeśli tak, dałoby się z tego zrobić niezły reportaż.I wcale nie na temat bezpieczeństwa ruchu powietrznego, który maglowano w telewizji już z milion razy.Jennifer miała świeżo w pamięci cykl filmów o pracy kontrolerów ruchu lotniczego, zmuszonych do posługiwania się przestarzałym i zawodnym sprzętem komputerowym z lat sześćdziesiątych.Taki materiał jedynie denerwował widzów, gdyż przedstawiał ważki problem, lecz w pewien sposób ludziom obcy, ponieważ zwykli obywatele nic nie mogli w tej sprawie uczynić.Ale zastrzeżenia do konkretnego modelu samolotu to było zupełnie co innego-zahaczały bowiem o kwestię odpowiedzialności producenta.Z takiego reportażu mógł wyniknąć prosty wniosek: Unikajmy podróżowania tego typu samolotami, gdyż nie są zbyt bezpieczne.A więc za tym lakonicznym komunikatem mógł się kryć chwytliwy temat reporterski.Szybko przysunęła sobie telefon i podniosła słuchawkę.HANGAR NUMER 5GODZINA 11.15Casey odnalazła Rona Smitha stojącego z głową wewnątrz dziobowego luku technicznego, znajdującego się tuż za klapami przedniego podwozia.Wszędzie dookoła ekipa elektryczna uwijała się jak w ukropie.- Roń, czy mógłbyś mi wyjaśnić pewne symbole na tym wydruku z rejestratora FDR?-spytała, wyciągając w jego kierunku cały dziesięciostronicowy dokument
[ Pobierz całość w formacie PDF ]