[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.)Ranek tragicznyWysoki, kryształowy ranek.Ciepło błękitne jak mróz.Muzyka skrzydlatych muz.Trącają się obłoki brzękiem cienkich szklanek.Konie białe, konie duże, konie wzburzoneWierzgają pełnokrwistym nadmiarem.Grzbiety falują sprężone,Rwą się konie i dyszą gorącym oparem.Za wielką szybą, jak w szklanym jeziorze,Rumiane, skończone jabłka.%7ładne już więcej nie może, nie może!!Teraz tylko między zęby, pod noże.Słońce grzmi.Konie rżą.Walka!Nad spienionymi domami,W strasznej pustce niebieskiej pogodyTrzeszczy samolot: motorem, skrzydłami,Zmigłem i blaskiem,Wytężonym w s z y s t k i e m,Prąc przez powietrzeJak przez nawał zbuntowanej wody.I jeszcze wiele innych Zjawisk, dziejów i rzeczy.Nie będę o innych już pisać słowami,Bo mnie każde słowo śmiertelnie męczy.Tyle tylko, że Zwietlisty, WysokiNaciągnął okrutną sprężynęI rozpręża się niepojętym czynem,O którym dzwonią obłoki.O którym warczy motor,Słońce grzmi, wierzgają konie,Jabłka miotają ciężarne jabłonie,A ja słowa światu miotam.Tragedia nad jezioremNiebo wybite draperią chmurną,Niebo w akordach, w gniewie aniołów.O, nie jeziorem być tobie, urnoNiepomyślanych wielkich popiołów.Działy się tutaj olbrzymie rzeczy,Walki natchnione, pasje szalone,I tak zastygło od tysiącwieczyNierozwiązane, niewyrażone.I tylko wietrzyk przyćmiony wiejeLekko i strasznie, jak płaszcz upiorny,I samobójcza skała czerniejeCieniem kamiennym w głębi jeziornej.Szekspirze! Nie ma już ludzkiej męki!Skale żałobnej krzyknij:  Milady!I tym okrzykiem, i gestem rękiZacznij akt piąty niemej tragedii.Rozwiąż tej ciszy kształty potworneI wyzwól głazy z oków cierpienia!Chórem tragicznym daj nową formę Znieruchomiałej burzy milczenia.Rozpoznajmy najpierw, gdzie i o jakiej porze dzieją się te spektakle.Miejscem Rankatragicznego jest przyroda otwarta, nieograniczona przestrzennie, natomiast Tragedia nadjeziorem rozgrywa się pod wieczór, a w każdym razie w przyćmionym świetle i w zamkniętymteatrze skał obramowujących jezioro.Trzeba tu wyjaśnić, że już we wczesnej twórczości Tuwimawystępowało przeciwstawienie z jednej strony poranka i dnia skojarzonych z naturą, otwartąprzestrzenią, przyszłością, prorokowaniem, a z drugiej strony wieczoru i nocy skojarzonychz miastem, przestrzenią zamkniętą, przeszłością, wspomnieniem.(Warto pod tym względemporównać następujące wiersze: Teofania i Protoplasta oraz Pan i Solenizanci.)W przypadku analizowanych obecnie wierszy z okresu dojrzałego przeciwstawienie tozwiązuje się z innymi jeszcze znaczeniami.Oto w Ranku tragicznym otwartość przestrzeni, brakgranic są konsekwencją wizji świata rozszerzającego się, wypełnionego nadmiarem,dynamicznego, natomiast w Tragedii nad jeziorem zamknięta, ograniczona teatralnieprzestrzeń obejmuje krajobraz samobójczo zwrócony w siebie, spopielony.Powyższe określenia byłyby wystarczające, gdyby Tuwimowskie krajobrazy obejmowałyprzyrodę rządzącą się wewnętrznymi prawami własnych metamorfoz.Mamy jednak do czynieniaze stanami przyrody w toku przemian narzuconych przez czynniki zewnętrzne, boskie, chociażw tej przyrodzie reprezentowane.W Ranku tragicznym rządzi Bóg  Zwietlisty, Wysoki.Może jest to Zeus, ale raczejApollin - obu tych bogów Heraklit zwykł utożasamiać z Logosem.Bóg ten określany jest tymisamymi przymiotnikami, jakimi scharakteryzować by można pejzaż, w którym przebywa.I ototen Bóg  naciągnął sprężynę , a teraz  rozpręża się.Zauważmy tę subtelność: naciągnął swoje na r z ę d z i e kosmologiczne, sprężynę  a rozpręża się samo jego jestestwo, a więc jegowewnętrzne, podmiotowe intencje równe są ich zewnętrznym, przedmiotowym,  narzędziowymmanifestacjom.I analogicznie, inny kreator, poeta, pod przymusem owego przez Boganarzuconego  rozprężania , miota  słowa światu , ofiarowuje światu słowa, którymi ten światobjawia się w wierszu.I Bóg, i poeta przekraczają granicę swojej podmiotowości.Słowa poety sąsprężyną podobną do sprężyny boskiej - są frenezją  i jakby od środka towarzyszą boskimmechanizmom.Ale słowa te  śmiertelnie męczą.Dlaczego? Czy tylko ze względu nawspółzawodnictwo z boską sprężyną?Sprężyna została naciągnięta w przeszłości, teraz się rozpręża.Punkt kulminacyjny już minął, jesteśmy już po najbardziej skupionym i napełnionym energią stadium świata.W tejchwili energia ujawnia się, roztrwania na mnóstwo osobnych czynności.Podążamy od skupieniaku chaosowi dezintegracji, ku entropii, a więc w kierunku odwrotnym do twórczej ewolucji, wkierunku sprzecznym z kreacyjną wolą i z posłannictwem poety - dlatego słowa  śmiertelniemęczą.Inaczej w Tragedii nad jeziorem.Tu Bóg ukryty, nieomal nieistniejący, reprezentowanyjest tylko enigmatycznym  gniewem aniołów.Niewyrażalność,  niepomyślenie jest własnościąmaterii  zastygłej od tysiącwieczy.Ustały przemiany geologiczne i świat jest w absolutnymbezruchu, zdawałoby się, że jest samą inercją.To, co nadaje krajobrazowi nastrój, subiektywną,osobową barwę, opisano jako zewnętrzną, dodaną dekorację   niebo wybite draperią chmurną ,gniew aniołów też należy do dekoracji.Ale jednak istnieje w tym krajobrazie napięcie, tak jakbybezruch był tylko nieograniczoną czasowo przerwą, antraktem w dążeniu przyrody ku jakiemuścelowi.Jedynym znakiem określającym bliżej ów cel jest  samobójcza skała  wydaje się, żeświat (po przerwie) podążyłby ku samozagładzie.Napięcie w krajobrazie jest naciskiem bezładuna formę, dążeniem materii do pogrążenia się we własnej materialności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •