[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezwykłe było, by dajmonyodzywały się do innych osób zamiast swych właścicieli, jednak czasami się to zdarzało, i takasytuacja miała miejsce teraz.- Pochwyciliśmy trzech Grobalów w Clerkenwell - przemówiła dajmona - izmusiliśmy ich, aby nam powiedzieli, dla kogo pracują, skąd dostają rozkazy i tak dalej.Niewiedzieli, gdzie przetrzymywane są dzieci.Przypuszczali tylko, że na Północy w Laponii.Musiała przerwać i przez chwilę jedynie dyszała; jej mała pierś poruszała się szybko,po czym dajmona podjęła temat:- No i ci Grobale wspomnieli nam o Ministerstwie Teologii i o Lordzie Borealu.Benjamin oświadczył, że wraz z Gerardem Hookiem powinniśmy się włamać doMinisterstwa, a Frans Broekman i Tom Mendham mają pojechać i przepytać Lorda Boreala.- Zrobili to?- Nie wiemy, Ojcze Coramie, gdyż nie wrócili.Jednak podejrzewamy, że jak tylkozbliżyli się do Lorda Boreala, zostali zabici.- Wróćmy do Benjamina - odezwał się Ojciec Coram, słysząc, że oddech Jacoba stajesię coraz bardziej chrapliwy, i widząc, jak oczy mężczyzny zaciskają się z bólu.Dajmona Jacoba cicho miauknęła pełna niepokoju i oddania, a kobieta zbliżyła się okrok czy dwa, przyciskając ręce do ust; nie odezwała się jednak, a dajmona kontynuowałasłabiutkim głosikiem:- Benjamin, Gerard i my poszliśmy do Ministerstwa w White Hall i znalezliśmy tammałe boczne drzwi, które nie były zbytnio strzeżone.My zostaliśmy na czatach na zewnątrz,podczas gdy Benjamin i Gerard poradzili sobie z zamkiem i weszli do środka.Nie byli wśrodku nawet minuty, kiedy usłyszeliśmy przerażający krzyk i dajmona Benjamina wyfrunęła.Zaczęła kiwać do nas, wzywając pomocy, po czym z powrotem wleciała do środka, a mywyjęliśmy nóż i wbiegliśmy za nią.W pomieszczeniu panowała ciemność, ale widzieliśmyporuszające się gwałtownie kształty oraz słyszeliśmy głośne dzwięki, które nas zmyliły iprzeraziły.Rozglądaliśmy się i nagle gdzieś w górze dostrzegliśmy jakąś okropnąkotłowaninę.Potem rozległ się straszliwy krzyk, a następnie Benjamin i jego dajmona spadliz wysokiego piętra; dajmona Benjamina do ostatniej chwili szarpała się i trzepotała, pragnącpodtrzymać swego pana w locie, jednak wszystko na próżno, ponieważ oboje upadli nakamienną podłogę i zginęli na miejscu.Nie widzieliśmy Gerarda, ale słyszeliśmy, jak jęczy, i byliśmy zbyt przerażeni ioszołomieni, aby się poruszyć, a pózniej nadleciała strzała i wbiła nam się głęboko.Głos dajmony był teraz jeszcze słabszy, a z ust jej rannego pana wydobył się jęk bólu.Ojciec Coram pochylił się do przodu i delikatnie odciągnął narzutę.W zakrzepłej krwi możnabyło dostrzec sterczący z ciała mężczyzny pierzasty koniec strzały.Grot wbił się tak głębokow pierś biednego człowieka, że drzewce wystawało jedynie około sześciu cali ponad skórę.Lyra poczuła, że robi jej się słabo.Na nabrzeżu rozległy się kroki i ludzkie głosy.Ojciec Coram usiadł prosto i oświadczył:- Idzie lekarz, Jacobie.Zostawimy cię teraz.Porozmawiamy dłużej, kiedy poczujeszsię lepiej.Wychodząc, poklepał kobietę po ramieniu.Na nabrzeżu Lyra trzymała się bardzoblisko niego, ponieważ zbierał się tam już tłum; ludzie szeptali i gestykulowali Ojciec Corampolecił Peterowi Hawkerowi, aby natychmiast zawiadomił Johna Faa, a następnie zauważył:- Lyro, jak tylko się dowiemy, czy Jacob przeżyje musimy znów porozmawiać oaletheiometrze.Teraz dziecko, idz i zajmij się czymś.Poślemy po ciebie.Lyra odeszła więc sama.Dotarła na zarośnięty trzcinami brzeg, gdzie usiadła i zaczęłarzucać błotem w wodę.Wiedziała jedno: nie odczuwała ani zadowolenia, ani dumy z tegopowodu, że potrafi zrozumieć wskazania aletheiometru - jedynym uczuciem był strach.Najwyrazniej siła, która sprawia, że wskazówka porusza się i zatrzymuje w odpowiednichmiejscach, zna - niczym istoty inteligentne - rozmaite fakty.- Uważam, że jest to jakiś rodzaj ducha - powiedziała i przez moment kusiło ją, abyrzucić ten mały przedmiocik w sam środek bagna.- Gdyby był w nim duch, dostrzegłbym go - odrzekł Pantalaimon.- Jak tego staregoupiora w Godstow.Zauważyłem go, mimo że ty nic nie widziałaś.- Jest wiele rodzajów duchów - wyjaśniła Lyra z dezaprobatą.- Nie potrafiszdostrzegać wszystkich.Przypomnij sobie tych starych martwych Uczonych bez głów.Widziałam ich.- Ależ to był tylko nocny koszmar.- Wcale nie.To były prawdziwe duchy i dobrze o tym wiesz.Jednak duch, któryporusza tą diabelską wskazówką, jest zupełnie innego rodzaju.- Może to nie jest duch - powtórzył z uporem Pantalaimon.- A cóż innego?- To mogą być.Cząstki elementarne.Lyra prychnęła drwiąco.- Ależ tak! - upierał się jej dajmon.- Pamiętasz fotowiatrak z Gabriela? No więc.W Kolegium Gabriela znajdował się święty przedmiot, który przechowywano nagłównym ołtarzu Kaplicy w (Lyra uświadomiła to sobie w tym momencie) czarnymaksamitnym materiale, takim jak okrycie aletheiometru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]