[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spomniał, co się tu kiedyś wyrabiało, i pokiwał głową widząc, jak to już zgodnie robią razem Lipczaki zrzepecką szlachtą i drugimi.- Bieda ich doprowadziła do rozumu.I potrza to było wszystkiego, co? - wyrzekł do Filipa, synaJagustynki, okrzesującego chojary.- A kto temu był winowaty, jak nie dziedzic a gospodarze! - mruknął ponuro chłop, nie przestającobrąbywać gałęzi.- Ale może już najbarzej złoście i głupie podjudzania.Przystanął w miejscu, kaj był zakatrupił borowego, i tak go cosik złego sparło pod piersiami, jażezaklął:- Zcierwa, przez niego cała moja marnacyja! Bym poredził, to bym ci jeszczek dołożył! - splunął i wziąłsię do roboty.I już całe dnie woził na tartak, przypinając się do pracy z taką zapamiętałością, jakby się chciał zarobićna śmierć, lecz mimo tego nie zabił pamięci o Jagusi ani o tej sprawie nieszczęsnejKtóregoś dnia powiedział mu Mateusz, że kupili grunt na Podlesiu, dziedzic dał na spłatę i jeszczeprzyobiecał zrzynów i łat, zaś ślub Nastusi odłożyli, póki Szymek jako tako się nie zagospodaruje.Co go ta obchodziło cudze, mało to jeszcze miał swoich turbacji? A do tego kowal już prawie codzienniei na różne sposoby straszył go sprawą i z wolna, ostrożnie, a wielce chytrze napomykał, że gdyby mubyło pilno potrza, to ten i ów dałby pieniędzy.Antek już sto razy gotów był prasnąć wszystko i uciekać, ale co spojrzał na wieś i co sobie wziął wmyśle, jako pójdzie stąd na zawsze, to go taki strach ogarniał, iż wolałby kryminał, wolałby wszystkonajgorsze, bele nie to.Ale i o kryminale myślał z rozpaczą w duszy.Więc z tego bojowania ze sobą zmizerował się, zgorzkniał i stał się w chałupie srogi a niewyrozumiały.Hanka w głowę zachodziła, na darmo próbując się wywiedzieć, co mu się stało.Nawet zrazupodejrzewała, jako znowu spiknął się z Jagusią; ale co oko miała bystre, a odpasiona Jagustynka też zanimi patrzała i drugie potwierdzali, że wyraznie stronią od siebie i nikaj się nie schodzą, to się jużuspokoiła z tej strony.Cóż z tego, że mu służyła jak mogła najwierniej, że już jadło miał wybrane i naporę, w chałupie ochędożny porządek, że gospodarka szła jak najlepiej, kiej cięgiem był zły, chmurny,o bele co poniewierał i dobrego słowa jej nie dawał.A już było najciężej, kiedy chodził cichy, strapiony, smutny kiej noc jesienna i ani się gniewał, aniuprzykrzał, a jeno ciężko wzdychał i na całe wieczory szedł do karczmy pić ze znajomkami.Pytać otwarcie nie miała śmiałości, a Rocho klął się, że też nie wie o niczym, co mogło być prawdą,gdyż stary przychodził teraz jeno na noc, a całe dnie wędrował po okolicy ze swoimi książeczkami, anauczając pobożne nabożeństwa do Serca Jezusowego, którego urzędy wzbraniały odprawować pokościołach.Aż któregoś wieczora, kiedy siedzieli jeszcze w izbie przy miskach, bo wiater się był zerwał pozachodzie, psy całą hurmą zaszczekały nad stawem.Rocho położył łyżkę pilnie nasłuchując.- Ktoś obcy! Trza wyjrzeć.A tyla co jeno wyszedł, powrócił blady i rzekł prędko:- Pałasze brzęczą na drodze! Jakby pytały, na wsi jestem!Skoczył w sad i zginął.Antek zbladł śmiertelnie i skoczył na równe nogi.Psy już docierały w opłotkach, na ganku rozległy sięciężkie stąpania.- A może to już po mnie? - jęknął w trwodze.Wszyscy jakby zmartwieli ujrzawszy na progu strażników.Antek nie mógł się poruszyć, a jeno latał oczyma po wywartych oknach i drzwiach.Szczęściem, coHanka całkiem przytomnie zapraszała ich siedzieć podsuwając ławę.Grzecznie się przywitali, tak się zarazem przymawiając o kolację, że musiała im nasmażyć jajecznicy.- Kajże tak pózno? - zapytał wreszcie Antek.- Po służbie! Dzieło u nas niemałe! - odrzekł starszy wodząc oczami po zebranych w izbie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]