[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za bardzo się bała.a potem ci inni, którzy ich gonili i zabili sołtysa.Iogień, który pochłonął dom.Ojciec, leżący na progu,KWIECIEC 2003POLtam gdzie zatrzymał go bełt z kuszy.Czyjś krzyk.I syn, zamiast wziąć psy, co mu jak niedzwiedzieohydna twarz żołnierza ze śmierdzącym oddechem, wyrosły, precz ich przegnał.Leo nie rozumiał, czemu.który ciągnął ją za sobą.Tylko głód nie musiał, się śnić, A jeszcze więcej nie mógł się nadziwić, że zamiastbył prawdziwy.Arturowi dać w łeb i obejście przeszukać, gospodarzeI zapach wędzonki.Ocknęła się i zobaczyła w grzecznie odeszli, jakby ich nic nie obchodziło.Nie takdrugim końcu stryszku kilka ciemnych kształtów na by z Michałem zrobili.Tyle że Michał leży na descesznurach.Były to.najpiękniejsze szynki, jakie grobowej i czeka na swój całun.kiedykolwiek widziała.Zakopała się z jedną głęboko w To nie tak miało być.Tak się, kurwa, do domu niesianie i postanowiła doczekać do nocy, a potem uciec wraca.Nie z takiego piekła, jakie z Michałem przeszli.dalej.Za dnia chyba byłoby to niebezpieczne.W ogóle Narobili alarmu aż w następnej wsi.Tamci teżdopiero teraz dotarło do niej, co zrobiła, I zaczęła się zaczną szukać, to pewne.Potem wrócili, bp nadchodziłbać.Najadła się łapczywie słonawego mięsa i zasnęła zmrok i następna zadymka.W śniegu zle się idzie, atwardo, zanim na dobre wrócił ten paniczny strach.przede wszystkim fatalnie" szuka.Spała jak kamień kilkanaście godzin.******- To, wiecie, taka głupia sprawa.- BurchardArtur pomyślał, że powinien się rozejrzeć.pociągnął piwa, żeby dać rozmówcy czas naNiekoniecznie w poszukiwaniu dziewki, co ubiła popadniecie w niezdrową ciekawość.Jakubowego syna.Swoją ścieżką, musiał to być kawał Siedzieli w izbie Burcharda.Baby poszły pomagaćbaby, bo Michał zawsze był duży.Jakubowej przed pogrzebem syna i jeszcze nie wróciły,Ot tak się rozejrzy - na wszelki wypadek.Dziewki dzieciarnia spała za piecem.Teraz, póznym wieczorem,same nie łażą po obcej Okolicy.Spuścił psy na przy stole został tylko Leo i gospodarz.Gadali trochę.podwórzu, zabrał jednego Burka, kord, oszczep i Dzień był męczący, ale nie chciało im się jeszcze spać.poszedł.Dopiero wieczorem zadymka przygnała go z Jakub zamknął się w swoim alkierzu i upił dopowrotem.nieprzytomności.Latem jego młodszego syna drzewoprzygniotło, wdowa po nim zmarła, rodząc Jakubowi*** martwego wnuka.Na Michała liczył jak na grzechówodpuszczenie.No i się doliczył.Przeszukali okolicę, ale bez skutku.Nie bardzo było Kusznik pomyślał, że oni wszyscy tutaj jakośsię gdzie chować, ale też śnieg równą warstwą zakrył dziwnie się razem trzymają - Jakub nie mógł, to sięwszystkie ślady.Burchard o jego gościa troszczy, gościną i piwemLeo.Leo był wkurzony.Właściwie to nie miał częstuje.Rzadkie to.dobrego słowa na to, co się z nim działo.Burchard lubił pogadać.Nie pytlował jak stara,Wczoraj w tej śnieżycy ledwie dowlókł martwego mówił jakoś tak z namysłem i powoli, ale jużMichała do wsi.Do pierwszej chaty z brzegu.Zrobił się opowiedział sporo.A teraz zaczął wyjaśniać, czemu tenrejwach.Kobity zaczęły zawodzić.Matka Michała, Artur okazał się takim ścierwem.krzepka, zniszczona życiem baba, wpadła do izby, - Artur jest stąd, ale jego rodzina zawsze siedziała zspojrzała na syna i zaczęła wyć jak zwierzę.boku.Po prawdzie zadzierali nosa, stary lubił sięGospodarze przekrzykiwali harmider, wreszcie Leo chwalić, że on ze szlachty.wyciągnął ich na dwór.W zamieć i śnieg.Ktoś wziął - Dom ma spory, ale na zamek nie wygląda.- Leopochodnie, ktoś broń, ale nie wyszli za opłotki, bo przytaknął.zwyczajnie nic nie było widać na wyciągnięcie ręki.- E.Zamek.Jeszcze wtedy złodzieje nie kradli,Pochodnie wiatr zdmuchnął.jak on szlachcicem był.Jak my tu z dziada pradziadaJakub, suchy i duży ojciec Michała, wrócił zabrać jesteśmy, tak oni z dziada pradziada zbójowali.syna do swojej chałupy.Na Lea nikt nie zwracał uwagi.To akurat było całkiem po szlachecku i rycersku, oUgościł go w końcu Burchard - miejscowy niby-sołtys, czym Leo wiedział doskonale jako Stary żołnierz.o ile można mówić o sołtysie w gromadzie liczącej coś - Ale nie można powiedzieć, zbójowali porządnie.z tuzin dymów.Przegnali w końcu lamentujące żony i Tylko obcych ruszali i nie na tutejszym gościńcu.córki do chaty Jakuba, i siedli w ciasnej izbie.Kusznik Posądzenia na naszą gromadę nigdy nie było.A i jak sięsię przedstawił, jak grzeczność nakazuje.Uradzili z co lepszego trafiło - zawsze godnie podejmowali całągospodarzami, że pójdą szukać morderczyni, kiedy wieś.To jeszcze jego dziadek umiał się zachować,tylko zawieja ucichnie.pamiętam, chociaż dzieckiem byłem.Jak kiedyśRano poszli od głazu tropić.Leo, Burchard i kilku obrobili kupców, cała wieś dwa dni briońskie winoinnych brnęli po kolana w śniegu, którego jakby na piła.I takie małe słodkie to.no.jak im tam.złość nasypało.Jakby to, co spadnie pierwszego dnia jadłem.słodsze niż miód.Nie wiecie, Leo, jak sięzimy, miało wystarczyć do wiosny.Chmury i nazywają takie małe, słodkie? - Burchard rozmarzył sięnarastający wiatr zapowiadały następną śnieżycę.na wspomnienie dawnych wyżerek.Doszli aż do domu tego całego Artura.a on, kurwiKWIECIEC 2003JESZCZE RAZ MORRIGANLeo w zasadzie nigdzie się nie śpieszył, myślał Odprawiła swoje obrzędy.Zmierdziało, dymiło,nawet o przezimowaniu tutaj.Gospodarze okazali się wirowało we łbie.Powiedziała, że Muirre przyjdziegościnni.Tym niemniej ciekawiło go to, co widział po nieoczekiwana.Dała malutki kawałek drewna - takipołudniu, a nie, kiedy czym się najadł stary Burchard.niby-amulet.Nie chciała pieniędzy, ale i tak jej je- Ale mieliście mówić o Arturze.zostawił.Nie chciała też podziękowań i właściwie go- No przecie ja tylko o nim cały czas.- Burchard przegnała.Ale Artur uwierzył jej i czekał.Jak głupi.miał na czole wypisaną pogardę dla niecierpliwościmłokosów, nawet tych tylko co po czterdziestce.- Tyle ***tego, że ojciec Artura gdziesik na wojnę poszedł i musię we łbie do reszty przewróciło.Zaczął opowiadać, że - A wiecie, że jak popatrzyłem na jego mordę, toon szlachcic i rycerz.Dom rozbudował.Stać go było wiedziałem, że o babę idzie.- Leo gładził palcamibo z zabijania miał kupę grosza.Ale, psi syn, naszych przyjemnie ciepłą powierzchnię glinianego kufla.Aż tuludzi do budowy nie wołał, ze świata sobie majstrów było słychać, jak wiatr gwiżdże na polu.- To co z nią?przywiózł, że to niby lepsi i z kamienia stawiają.Z kimś ze wsi odeszła?Granicę oznaczył i gadał, że to jego, a nam wara.W - Eeee.nie.- Burchard nagle zrobił się milczący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]