[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dygotała, z jej oczu trysnęły łzy.Mieszkanie wydało się jej nagle zbyt spartańskie.Po raz pierwszy żałowała, że nie troszczyła się o nie.- Znam obyczaj używania starych kufrów podróżnych jako stołów, ale nigdy płaskich walizek.- Roześmiał się, choć miał w sobie tę samą niepewność, co ona.- Przeprowadzam się do Ibadanu.- Do szkoły medycznej?- Tak, ale to tajemnica.- Przed kim?- Ojciec chce, żebym wyszła za mąż.Więc mu powiem dopiero wtedy, jak się tam znajdę.- A co będzie z jachtem?- Od czasu do czasu będę wracała na weekendy.- Z roztargnieniem zapalała światła.Chodząc po pokoju czuła przez cały czas jego wzrok na sobie.- Adżaratu!Stanęła, obróciła się i spotkała jego spojrzenie.Wyglądał na bardziej zmęczonego, niż sądziła na początku.Raz jeszcze wypowiedział jej imię.Głos i spojrzenie były pełne jej.Stał blisko drzwi, jakby się wahał, jakby nie był pewien, którą cząstkę ich wspólnego życia, przedziwnego życia, będą mogli odtworzyć.Wytrzymując to spojrzenie, wyciągnęła doń ręce.Ujął ją tak samo nieporadnie, jak zdejmował kapelusz.- Jakie masz długie włosy! - powiedziała zdumiona.- Dotknęła ich palcami.Z włosów palce zawędrowały na twarz.- I twoja broda! Jesteś obrośnięty jak lew.- Śmieszne, że powiedziałaś lew.Lew.Spotkałem jednego w Etiopii, który gotów był mnie przystrzyc aż do samej szyi.- I twoja broda jest siwa.Podoba mi się.Całował jej palce.Dotykał ich koniuszkiem języka.Spojrzała mu w oczy, zobaczyła tam niepewność.Otoczyła go długimi ramionami.- Jestem taka szczęśliwa.Nie mów nic!Wtuliła się w niego, całując namiętnie.Chciał jednak coś powiedzieć.Nie pozwoliła, kładąc mu palce na usta.Zaczął ją pieścić tak jak kiedyś.Ogarnęło ją pożądanie.Wiedziała, że i on jej pragnie.Jego ruchy były zbyt wolne.Pomagała mu rozpinać sukienkę, zdarła jego kurtkę.Była przerażona, że tak strasznie schudł, była przerażona jego bliznami.- Czy nie zapominasz o czymś? - mruknął, całując jej piersi, głaszcząc ciało.Powiedział to z nutką wesołości, udając, że nie dostrzega jej zainteresowania pokiereszowaną skórą i bliznami.-Wróciłem.Gdzie jest zegarek?Nie wypuszczając go z objęć wycofała się przez pokój, wprowadziła do sypialni i uniosła poduszkę.- Najpierw go nosiłam.Zmniejszyłam bransoletkę.Zdjęte ogniwa chowałam do czasu, aż Miles.powiedział mi, że nie żyjesz.Hardin uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony.- No cóż, Miles często przesadza.Adżaratu dalej wyjaśniała: - Za wielki i za ciężki zegarek do noszenia w szpitalu, więc go trzymałam tu.Kiedy się w nocy budzę, bez trudu mogę odczytać godzinę.Zamknęła oczy.Delikatnie gładził jej twarz.Usłyszała jego głos jakby z daleka:- Jakie to wąskie łóżko.- Dla mnie wystarczało.Dotyk jego palców podobny był do muśnięcia przez promień słońca.Leżała u jego boku, jedno kolano podciągnęła do góry, głowę miała opartą na jego piersi.Słuchała bicia serca.Oczami wędrowała po ciele Hardina.Wydawał się mniejszy niż dawniej, nieco wyschnięte mięśnie były mocno napięte.Na prawym przedramieniu biegła zygzakiem szkarłatna szrama, a na opalonych nogach widać było całą siatkę białych zrostów.- Jakie to dziwne, że leżymy razem, ale nie na jachcie - powiedziała.- Dziwne.- Nie brakowało ci kołysania?- Nie.- Mnie też nie.Bardzo przeżyłeś utratę Łabędzia!- To był wspaniały jacht!- Był.- Uśmiechnęła się.- Ale teraz wcale nie żałowałam, że nie musiałeś wstawać do żagla.Poczuła, że Hardin oddala się myślami.- Co się stało z twoimi nogami?- Skorupiaczki.Złapałem się steru dau, które właśnie przepływało.Spojrzała na jego twarz.Patrzył w sufit.- Ostre jak brzytwa.- A ramię? - spytała.Przygodę ze sterem i skorupiakami skwitował spokojnie paroma słowami, ale teraz słowa zawierały gorycz.- Kula.zniszczyła celownik.Nie mogłem sterować rakietą.Poczuła ból w sercu, słysząc jego przyśpieszony oddech i czując, że cały sztywnieje.Gładziła łagodnie jego ciało, ale pozostał spięty.- Nie zrezygnowałeś, prawda?- Nie.- Po co przyjechałeś do mnie?- Potrzebuję cię.- Do czego?- Do wszystkiego.- I do tej sprawy też?- I do tej sprawy też.Zwinęła się w kłębek, pozostawiając głowę na jego piersi.On musi to zrobić, pomyślała z rezygnacją.Karolina wciąż wypełnia jego myśli.Wciąż rządzi nim pasja, pasja jest ciągle moją rywalką.I tak będzie, póki nie zabije przeszłości.31Była sobota i parking basenu jachtowego zapełniały wypolerowane samochody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]