[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na stołach zjawiły się nowe dania, sądząc po minach nie - Chińczyków, coraz dziwniejsze.Tofu z marynowaną zieleniną.Strzykwy, ulubione danie cioci Gal.Kleiste cia­steczka ryżowe.Ruth sądziła, że dzieciom będą smakować.Okazało się, że była w błędzie.W połowie kolacji Nicky, sześcioletni syn Sally, zakręcił mocno tacą, myśląc zapewne, że pofrunie jak latający ta­lerz, a trącony dzbanek do herbaty przewrócił szklankę z wodą.LuLing wydała głośny okrzyk i zerwała się z miej­sca.Z jej kolan kapała woda.- Aj-ja! Dlaczego tak robisz?Nicky założył ręce na piersi, a do oczu napłynęły mu łzy.- Wszystko w porządku, kochanie - powiedziała do niego Sally.- Tylko przeproś i następnym razem ostrożniej obracaj tacę.- Krzyczała na mnie.- Wskazał z naburmuszoną buzią LuLing, która pieczołowicie osuszała się serwetką.- Skarbie, cioteczna babcia była po prostu zaskoczona.Że jesteś taki silny - jak baseballista.Ruth miała nadzieję, że matka nie będzie już besztać małego Nicky'ego.Przypomniała sobie, jak LuLing wyli­czała, ile razy Ruth rozlała jedzenie czy mleko, a potem pytała niewidzialnych mocy, dlaczego jej córka nie potra­fi się nauczyć zasad dobrego wychowania.Patrząc na Nicky'ego, Ruth wyobraziła sobie, jak ona by się zachowywa­ła, gdyby miała własne dzieci.Może zareagowałaby tak jak matka i nie umiałaby przestać krzyczeć, dopóki dziec­ko nie wyraziłoby skruchy.Zamówiono nowe drinki.Ruth zauważyła, że Art pije drugi kieliszek wina.Zdawało się, że prowadzi też bardzo ożywioną rozmowę z Miriam.Na szczęście podano nowe dania, co pomogło rozładować atmosferę.Bakłażany sma­żone z listkami świeżej bazylii, delikatną rybę w płatkach czosnku, chińską wersję polenty w ostrym sosie mięsnym, dorodne czarne grzyby, klopsiki z mielonego mięsa z cien­kim makaronem ryżowym w glinianym naczyniu w kształ­cie głowy lwa.Według LuLing, wszystko smakowało nawet “cudzoziemcom".Wokół panował gwar, więc ciocia Gal na­chyliła się bliżej Ruth i powiedziała:- Twoja matka i ja w zeszłym tygodniu jadłyśmy wspa­niałe rzeczy w Sun Hongkong.Ale potem omal nie trafiły­śmy do więzienia!Ciocia Gal lubiła częstować słuchaczy takimi sensacja­mi i czekać, aż połkną haczyk.Ruth nie mogła jej zawieść.- Do więzienia?- O tak! Twoja matka wdała się w kłótnię z kelnerem, twierdząc, że już zapłaciła rachunek.- Ciocia Gal pokręci­ła głową.- Kelner miał rację, jeszcze nie płaciłyśmy.- Po­klepała Ruth po ręce.- Nie przejmuj się! Potem, kiedy twoja nie widziała, zapłaciłam.I tak, jak widzisz, nie trafi­łyśmy za kratki! - GaoLing przeżuła kilka kęsów, cmoknę­ła i jeszcze raz nachyliła się nad uchem Ruth, by szepnąć: - Dałam twojej matce dużą torebkę żeń-szenia.Świetnie leczy takie sprawy.- Skinęła głową, Ruth odpowiedziała jej tym samym.- Raz dzwoni do mnie z dworca i mówi, że przyjechała, a ja w ogóle nie wiedziałam, że się do mnie wybiera! W porządku, zawsze się cieszę z jej przyjazdu.Ale o szóstej rano? Nie jestem aż takim skowronkiem! - Zachichotała, a Ruth, nie mogąc zebrać myśli, zawtórowa­ła jej głuchym śmiechem.Co się działo z matką? Czy depresja mogła spowodo­wać aż taką dezorientację? W przyszłym tygodniu będzie musiała porozmawiać o tym z doktorem Hueyem, przy okazji kolejnej wizyty.Gdyby polecił matce brać leki an­tydepresyjne, może by posłuchała.Ruth wiedziała, że po­winna ją częściej odwiedzać.LuLing często skarżyła się na samotność, więc pewnie dlatego składała GaoLing wi­zyty o dziwnych porach.Podczas przerwy przed deserem Ruth wstała, by wy­głosić krótką mowę.- W miarę upływu lat coraz lepiej rozumiem, co znaczy rodzina.Przypomina nam o tym, co jest naprawdę ważne.Łączy nas z przeszłością.Te same żarty, że starzejemy się, mimo że jesteśmy Young.Tradycje.Nie możemy się od siebie uwolnić, gdybyśmy nawet bardzo chcieli.Idziemy przez wieki razem, połączeni więzami, które scementował kleisty ryż i pudding z tapioki.Dziękuję wam za to, kim je­steście.- Nie dziękowała każdemu z osobna, ponieważ nie miała nic do powiedzenia na temat Miriam i jej rodziny.Następnie rozdała dzieciom opakowane pudełka z cia­steczkami księżycowymi i zającami z czekolady.- Dziękujemy! - krzyczały.- Ale super!Wreszcie Ruth trochę się uspokoiła.Chyba jednak do­brze, że zorganizowała tę kolację.Mimo trudnych chwil takie zjazdy były ważne jako rytuał ocalenia tego, co pozo­stało z rodziny.Nie chciała, by kuzyni stawali się jej obcy, bała się jednak, że kiedy starsze pokolenia odejdą, będzie to koniec rodzinnych więzów.Musieli się starać.- To nie koniec prezentów! - zawołała, rozdając pa­czuszki.Znalazła kiedyś wspaniałe stare zdjęcie LuLing i cioci Gal jako małych dziewczynek z ich matką.Kazała zrobić negatyw i duże odbitki, które potem oprawiono w ramki.Chciała, żeby był to wyraz uznania dla rodziny, prezent, który pozostanie z nimi na zawsze.I rzeczywiście, obdarowani zaczęli wzdychać z wdzięcznością.- Fantastyczne - rzekł Billy.- Hej, dzieciaki, zgadnij­cie, kim są te śliczne dziewczynki?- Spójrz tylko, jakie małe - westchnęła tęsknie ciocia Gal.- Ciociu Lu - odezwała się z nutką drwiny Sally.- Na zdjęciu wyglądasz na trochę zdołowaną.- Dlatego, że moja matka umarła niedawno - odrzekła LuLing.Ruth pomyślała, że matka źle usłyszała Sally.Terminu “zdołowany" raczej nie było w jej słownictwie.Matka LuLing i GaoLing zmarła w 1972 roku.Ruth pokazała LuLing zdjęcie.- Widzisz? Twoja matka stoi tu między wami.A to je­steś ty.LuLing pokręciła głową.- To nie moja prawdziwa matka.Ruth myślała gorączkowo, starając się przetłumaczyć sobie znaczenie słów matki.Ciocia Gal posłała jej znaczą­ce spojrzenie, zaciskając wargi, by nic nie powiedzieć.In­ni w milczeniu zmarszczyli brwi, zakłopotani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •