[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak można połączyć rytualny kanibalizm z rozwi­niętą cywilizacją? One mogą.Należało do tego jeszcze dodać Grę, której zasady były stare, proste i okrutne.Dwa shandy wchodziły z przeciwnych stron do ogrodzo­nego lasu, od dawna przeznaczonego do tego właśnie celu.Obowiązywały konkretne przepisy dotyczące bro­ni, a poza tym wszystkie chwyty były dozwolone.Zwy­cięzca w nagrodę miał wielkie żarcie.Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i Kin spytała cicho:- Silver, brałaś kiedyś udział w Grze?- Trzy razy, kiedy miałam naprawdę nieodpartą ochotę.Dwa razy w domu i raz nielegalnie poza planetą.Ostatnia przeciwniczką była Regius, profesor lingwisty­ki z Uniwersytetu Gelt.Stanowi obecnie zawartość mojej lodówki, choć przyznaję, że nauka poniosła sporą stratę.- Przecież macie od dawna garkotłuki, dlaczego na­dal istnieje Gra?- Teraz to tradycja - Silver wzruszyła ramionami.-Robimy to.można powiedzieć, dla sportu, choć to nie­zbyt trafne słowo, bo chodzi o połączenie odwagi, utoż­samienie się z przeszłością czy potwierdzenie naszego shandyzmu.Wy uważacie, że to barbarzyństwo.Było to stwierdzenie, nie pytanie, ale Kin i tak prze­cząco pokręciła głową.- Wiesz, że w Grze wzięło już udział sporo ludzi - do­dała Silver.- Płacą za to naprawdę dobrze, choć nie wiem, co chcą udowodnić.Jeśli wygrają, dostają jedynie głowę przeciwnika do zawieszenia na ścianie.To jest barbarzyństwo.- A jeśli przegrają?- To zwycięski shand dostaje dwóch skazanych prze­stępców.Kolejny przykład, że obcych nie można oceniać według ludzkich kryteriów, co każdy odruchowo robił.Co komu do domu, jak dom nie jego - shandy na swojej planecie mogły robić, co chciały, i nic do tego ludziom.Dalsze rozmyślania przerwał jej nagły wrzask, jakim rozbrzmiała drewniana budowla.Przez otwarte wrota wybiegł mężczyzna, trzymając się za bok, przebiegł pa­rę kroków i zwalił się w trawę.Kin skoczyła odruchowo, dopiero w biegu wyciągając stunner.Potężne łupnięcie za jej plecami świadczyło, że Silver nie pozostała bezczynna.Wewnątrz hali pełno było walczących w mroku po­staci.Ledwie zdążyła uskoczyć przed brodaczem odzia­nym w skóry, który gnał na oślep.Przestała mu się dzi­wić, gdy zobaczyła goniącego za nim potężnego chłopa z toporem.Wycelowała i strzeliła.7Efekt nie był natychmiastowy - obaj przebierali jeszcze parę sekund nogami, nim powoli, zasypiając po drodze, zwalili się na ziemię.Kin ustawiła broń na minimalną moc, ale maksymalnie szeroką wiązkę, i półkolistymi ruchami kosiła wszystko, co się przed nią ruszało.Przy­nosiło to efekty, dopóki nie trafiła na odporniejszego od innych - co prawda zaczął śnić w marszu, ale padł do­piero na nią, rozciągając ją i przygniatając do ziemi, ja­ko że chłop był co się zowie.Przez chwilę bała się, że odór zestarzałego potu, smród źle wyprawionych skór i cuchnący oddech ją uduszą, ale zdołała się wcześniej uwolnić.Przy zderzeniu wypuściła stunner.Zaczęła go gorączkowo szukać, ale ktoś ją uprzedził - kolejny bro­dacz w futrze uniósł ze zdziwieniem stunner, zajrzał w lufę i zachrapał, waląc się na podłoże jak kłoda.Nim zdążyła dopaść broni, z tumultu wyłonił się na­stępny, biegnąc ku niej z uniesionym mieczem.Kin od­biła się, kopiąc w górę, i z ulgą usłyszała przeraźliwy ryk.Napastnik puścił miecz i zwijając się z bólu, padł, z trudem łapiąc powietrze.Wstała, omal nie wywraca­jąc się przy tym ponownie, gdyż podłoga zrobiła się dziw­nie śliska, podniosła stunner i rozejrzała się.To nie była bitwa, tylko karczemna bójka z użyciem broni sie­cznej - uczestnicy walili na oślep, a w samym środku zamieszania szalał Marco z mieczem w każdej z czte­rech dłoni, zwijając się w unikach.Za nim burczał sobie radośnie garkotłuk, a powietrze pełne było dziwnego, słodkawo-lepkiego zapachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •