[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie działały - odparł Spelter.-Jakoś nie udawało się, hm, zrobić tego prawidłowo.Musiałem ręcznie przyszywać każdy cekin.Chwycił pudło.Carding chrząknął do szklanki.- Nie chowaj jeszcze - poprosił i wyjął je z rąk kwestora.- Za­wsze chciałem go przymierzyć.Stanął przed zwierciadłem wiszącym na ścianie gabinetu i z szacunkiem włożył kapelusz na swoje niezbyt czyste kędziory.Dobiegał końca pierwszy dzień czarodzicielstwa i magowie zdążyli już przemienić wszystko oprócz siebie.Wszyscy próbowali, po cichu, kiedy myśleli, że nikt nie patrzy.Nawet Spelter zaryzykował, zamknięty w swoim gabinecie.Udało mu się odmłodnieć o dwadzieścia lat i zyskać tors, o który można by kruszyć kamienie.Ale gdy tylko osłabła jego koncentracja, w bardzo niemiły sposób osunął się z powrotem do starego, znajo­mego kształtu i wieku.W formie człowieka jest coś elastycznego.Im silniej odrzucają od siebie, tym szybciej powraca.I podobnie jak z gumą, najgorsze jest samo uderzenie.Kolczaste żelazne kule, miecze i wielkie cięż­kie kije nabijane gwoździami uważa się powszechnie za przerażają­ce narzędzia walki.Są jednak niczym w porównaniu z dwudziesto­ma latami, przyłożonymi nagle ze sporą siłą do potylicy.To dlatego, że czarodzicielstwo nie oddziaływuje na obiekty, które są w swej istocie magiczne.Mimo to magowie dokonali kilku ważnych udoskonaleń.Szata Cardinga, na przykład, stała się je­dwabna z koronkowymi ozdobami — szczyt kosztownego bezguścia.Nadawała mu wygląd czerwonej galarety udrapowanej białymi ser­wetkami.- Pasuje, nie sądzisz? — zapytał Carding.Poprawił nieco ron­do, układając kapelusz w odrobinę niewłaściwy łobuzerski sposób.Spelter nie odpowiedział.Wyglądał przez okno.Rzeczywiście, nastąpiło kilka zmian.Mieli za sobą pracowity dzień.Dawne kamienne mury zniknęły.Teraz stały tam dość ładne balustrady.Poza nimi skrzyło się miasto - poemat białego marmu­ru i czerwonej terakoty.Rzeka Ankh nie była już zamulonym ście­kiem, który znał od dzieciństwa, ale migotliwą, przejrzystą jak szkło wstęgą, w której - miły akcent - białe karpie poruszały wargami, pływając w wodzie czystej jak topniejący śnieg.*Widziane z góry Ankh-Morpork musiało pewnie oślepiać.Błyszczało.Kurz wieków został wymieciony.Spelter poczuł się dziwnie niepewnie, nie na miejscu.jakby nosił nowe ubranie, które drapało skórę.Oczywiście, nosił nowe ubranie, które drapało skórę, jednak problem polegał na czymś innym.Świat byt bardzo ładny, dokładnie taki, jakimbyć powinien, a jednak.jednak.Czy rzeczywiście pragnął zmiany, zastanowił się, czy też chciał jedynie poustawiać wszystko wygodniej?- Mówiłem: czy nie sądzisz, że leży jak ulał? - powtórzył Carding.Spelter odwrócił się i spojrzał tępo.-Hm?- Kapelusz, człowieku!- Aha.Hm.Bardzo.bardzo odpowiedni.Carding z westchnieniem zdjął z głowy barokowe nakrycie i ostrożnie umieścił je w pudle.- Lepiej mu zanieśmy — powiedział.— Zaczyna o niego wypyty­wać.- Wciąż się zastanawiam, gdzie jest prawdziwy kapelusz — wy­znał Spelter.- Tutaj — odparł stanowczo Carding, stukając o wieko.- Chodziło mi, hm, o prawdziwy.- To jest prawdziwy.- Chodziło.- To jest kapelusz nadrektora - rzekł z naciskiem Carding.-Sam powinieneś wiedzieć.Przecież go zrobiłeś.- No tak, ale.- zaczął nieszczęśliwym tonem kwestor.- W końcu nie przyłożyłbyś ręki do fałszerstwa, prawda?- No nie, hm, w zasadzie.- To zwyczajny kapelusz.Jest tym, za co ludzie go uważają.Widzą, że nosi go nadrektor i sądzą, że to oryginalny kapelusz.I w pewnym sensie jest nim.Rzeczy definiowane są przez pełnione funkcje.Ludzie też, ma się rozumieć.To podsta­wowa zasada magii.- Carding urwał dramatycznie i wcisnął pu­dło w ręce Speltera.- Cogitum ergot capelussi, można by powie­dzieć.Spelter starannie studiował dawne języki i podjął wysiłek umysłowy.- Myślę, więc jestem kapeluszem? - zaryzykował.- Co? — zdziwił się Carding, kiedy ruszyli schodami ku nowe­mu wcieleniu Głównego Holu.- Myślałem, że jestem zwariowanym kapeluszem - zasugero­wał Spelter [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •