[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zakończył wpatrywałem się w niego, jak w MatkęBoską, jakbym poprzez jego wypowiedz przeżył katharsisi nawrócił się na marksizm i leninizm. No coś takiego? zdziwiłem się retorycznie. Pan topowinien wykładać na uniwersytecie, a nie na jakimś, pardon,zadupiu stwierdziłem, nie mogąc wyjść ze wspaniale zaa-ranżowanego osłupienia. I ten indukcyjny wpływ na krajekapitalizmu.Toż to majstersztyk zachwycałem się jego elo-kwencją, zwartością i konsekwencją wywodu. To powinnosię nagrać i puszczać w radio.Może by się ludziom w głowachrozjaśniło, że są jedynie mocą induktywną i ich nic niewarteżycie to mierzwa, na której wyrośnie potęga przyszłych poko-~ 195 ~leń, które będą spijać soki zwycięstwa wypowiedziałemz emfazą największe oskarżenie, jakie można rzucić w twarzwszystkim tym poprawiaczom świata spod czerwonego sztan-daru.Ale na szczęście się nie zorientował, rozkoszując się na-stępnym konwertytą, który wchodzi do jego gabinetu jakonieświadomy i nieukształtowany odłam skały, a wychodzi jakoposąg wierności partii. Coś pięknego! zachwyciłem się po raz kolejny.Chcia-łem nawet powiedzieć, że po powrocie do domu zapiszę się doZSYPU52, czyli Socjalistycznego Związku Studentów, alew porę ugryzłem się w język, bo mógłby się połapać, że robięsobie z niego jaja. A proszę mi powiedzieć, które opowiadanie wywarło napana największy wpływ? zapytał dobrotliwie, splótłszy palceobu rąk. No, o wpływie to nie można w przypadku tych artykuli-ków mówić zacząłem swą wypowiedz od słów, które chciał-by w danej sytuacji słyszeć, ale najśmieszniejszą wydała mi sięjak dotąd recenzja książki Jana Stanisława Dobrowolskiegopod tytułem Tysiąc stron o wojnie zacząłem, ale przerwałmi wybuchem śmiechu.Zatrzepotał mi przed nosem rękomai powiedział: No to jest naprawdę świetny tekst zachły-stywał się chichotem. Cytuję: Tysiąc stron o wojnie.Razem z kolegą Brzę-czyszczykiewiczem zasnęliśmy na piątej wyrzucił z siebiei nadal zarykiwał się śmiechem. No gościu jest zabawowy powiedziałem sobie w duchui zawtórowałem mu śmiechem. A czytałeś, jak sobie jaja robił z Hołuja? zapytał, gdy52 ZSYP to pogardliwe określenie SZSP, czyli Socjalistycznego ZwiązkuStudentów Polskich, PRL-owskiej odskoczni do kariery w tamtych latach.~ 196 ~przyszedł po chwili do siebie. Nie, nie zdążyłem. zacząłem. To masz, bierz i czytaj sobie na zdrowie rzucił w mojąstronę opasły tom. Idz już sobie.I pamiętaj, że komunizmto nie tylko stalinizm, kołchozy i łagry, ale także elektryfikacjakraju jak powiedział. kto? Na pewno Lenin.Bo wszystko, co dobre, pochodzi odLenina odpowiedziałem, stąpając po cienkim lodzie. Racja odparł. Jesteś wolny.Po czym nacisnął dzwonek, ukryty pod blatem stołu.Na je-go dzwięk pojawił się nieumundurowany funkcjonariusz. Puszczamy go wolno powiedział stanowczym głosem,o który bym go nigdy nie posądzał. Do widzenia wycią-gnął ku mnie rękę wesoły funkcjonariusz znienawidzonegoSB.Uścisnąłem ją i mrugnąłem porozumiewawczo.Potemwziąłem książkę, która mnie uratowała, zarzuciłem worek naplecy i wyszedłem, eskortowany przez drugiego esbeka.Gdyzatrzasnęły się za mną chłodne wierzeje i znalazłem sięw skwarze letniego dnia, nogi aż ugięły się pode mną, pierw-szy raz w życiu i musiałem koniecznie przysiąść na ławeczcew pobliskim parku. No to odbyłem piękną podróż tam i zpowrotem pomyślałem sobie i gdy doszedłem do siebie,ruszyłem w stronę dworca, ku Pawłowi, który przeżywał wiel-ką rozterkę, gdyż widział jak gliny mnie zwijały.W autobusieopowiedziałem mu o całym moim spotkaniu z esbekiem. Ten ustrój jest skazany stwierdził mój brat, gdy tylkoskończyłem opowiadać o swojej rozgrywce z wesołym funk-cjonariuszem aparatu represji. Skoro zamiast gumy i zimnejwody funduje się zatrzymanemu jakieś śmichy-chichy-pogaduszki. Amen dopowiedziałem z namaszczeniem.~ 197 ~Rozdział dziewiąty, czyli wyjazd z metyWracając do moich peregrynacji pod Opolem, to płynąłemw autobusie numer 17 poprzez podmiejski pejzaż, jak starymądry waleń, wychylając na powierzchnie jawy, co jakiś czasi zapadając się momentalnie, po zaczerpnięciu obrazu okolic,w stan półjawy.Gdy wjechaliśmy po sekwencji zanurzeń domiasta, zmieniłem taktykę i pozostawałem większość czasu nahoryzoncie zdarzeń, tylko na krótkie chwile pozwalając sobiena zapaści w stan nieświadomości.Gdy dotarłem już na od-powiedni przystanek, poklepałem się kilka razy po twarzyi czole, doprowadzając się do stanu podwyższonej czujnościi wypłynąłem unoszony strumieniem pasażerów na trotuar,którego twardość przypomniała mi brutalne zasady jakimikieruje się świat realny, a więc: idz lub giń.Jako że byłemwtedy panem świata i to ja, jako dwudziestolatek, ustalałemwtedy zasady na których funkcjonował ten okrutny świat,szybko narzuciłem sobie odpowiedni modus operandi i po-wlokłem się niesporo w stronę hotelu Opole.Dowlókłszy się do jego drzwi, przystanąłem na chwilę dlaodzyskania stanu przytomności umysłu, który wciąż mi sięwymykał w stronę niebytu, po czym wszedłem do środka i da-lej, schodami na drugie piętro, pod drzwi nr 211.Tu znowuprzystanąłem na sekundę, zanim nie zastukałem w nie szy-frem: stuk stuk stuk stuk stuk.Natychmiast otworzo-no mi i wszedłem do pokoju.Myślę, że atol Bikini po szereguprób z bronią termojądrową wyglądał chyba lepiej, niż owoprzytulne gniazdko, po drobnych modernizacjach przeprowa-~ 198 ~dzonych viribus unitis przy boskich auksydiach53 , przez na-szą skromną gromadkę.Na zakutanych w brudne szmaty, które były wprzódy po-ścielą i różnymi ozdobami, jako to makatką czy dywanikiem,łóżkach siedzieli paląc papierosy: Romeo, Bags i Piggi.Sławastała przy rozwartych dzwierzach.Pod oknem naprzeciw leża-ła spora kupa zaczynających brązowieć, wskutek rozpoczyna-jących się procesów gnilnych, makówek.Ale dopiero rzut okana łazienkę pozwalał zbudować sobie właściwą ocenę sytuacji;zaczopowana spalonymi gazetami umywalka pełna byłabrudnej wody, a na kafelkach znajdowało się mnóstwo śladówpo rozmazanej krwi, którą broczył wczoraj Jarecki, gdy tarzałsię w konwulsjach po przygrzaniu zbyt mocnej działki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]