[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedz mi, mój drogi, czy wyobrażasz sobie czasem, co cię czeka po śmierci?Chrząknął.– Bramę Kaptura? Szczerze mówiąc, staram się o tym nie myśleć, pani.Jaki byłby w tym sens? Umieramy i nasza dusza przechodzi przez bramę.Przypuszczam, że Kaptur albo któryś z jego sług decyduje, czy mają coś z nią zrobić.Jej oczy rozbłysły.– Właśnie.Czy coś z nią zrobić.Po skórze Toca przebiegły ciarki.– Jakbyś się zachował – zapytała pani Zawiść – gdybyś wiedział, że Kaptur nic nie zrobi z twoją duszą? Że będzie ona przez całą wieczność wędrowała bez celu? Że czeka ją egzystencja pozbawiona nadziei i marzeń?– Mówisz prawdę, pani? Czy wiesz to na pewno, czy po prostu się ze mną drażnisz?– Oczywiście, że się z tobą drażnię, mój ukochany młodzieńcze.Skąd miałabym cokolwiek wiedzieć o starożytnym królestwie Kaptura? Ale z drugiej strony, pomyśl o fizycznych manifestacjach owej groty.O cmentarzach w waszych miastach albo smętnych, zapomnianych kurhanach.To nie są miejsca skłaniające do radości, nieprawdaż? Pomyśl o wszystkich urządzanych ku czci Kaptura świętach.Rojące się muchy, umazani krwią akolici, skrzeczące wrony, twarze posypane popiołem z urn.Nie wiem jak tobie, ale mnie nie wydaje się to zbyt zabawne.– Czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym, pani Zawiści? Ten temat raczej nie poprawia mi humoru.– Myślałam o T’lan Imassach.Naprawdę? Hmm.rozumiem.– Oni walczą z Jaghutami, pani – zaczął z westchnieniem.– To jest ich cel i wygląda na to, że im wystarcza.Przypuszczam, że nie potrzebują zbytnio duchów, bogów ani nawet wiary.Istnieją po to, by toczyć wojnę, i dopóki na tym świecie jest choć jeden żywy Jaghut.– A czy jacyś jeszcze są? To znaczy, żywi?– Skąd mam wiedzieć? Zapytaj Toola.– Już to zrobiłam.– I co?– I.on nie wie.Toc potknął się, zwolnił, spojrzał na panią Zawiść, a potem na idącego przed nimi T’lan Imassa.– Nie wie?– W rzeczy samej, Tocu Młodszy.I co ty na to?Nie potrafił jej odpowiedzieć.– Co się stanie z T’lan Imassami, jeśli wojna się skończy?– Drugi Rytuał Zgromadzenia? – zapytał po chwili zastanowienia.– Mhmm.– Koniec? Koniec T’lan Imassów? Na oddech Kaptura!– A na ich tak bardzo znużone dusze nie oczekuje już żaden duch.Koniec, koniec.Bogowie, ona może mieć rację.Spojrzał na okryte futrem plecy Toola i nagle zalało go poczucie ogromnej, niewysłowionej straty.– A może się mylisz, pani.– Niewykluczone – zgodziła się uprzejmie.– Czy masz taką nadzieję, Tocu Młodszy?Skinął głową.– A dlaczego?Dlaczego? To nieludzkie istoty, które poświęciły się eksterminacji.Brutalne, śmiercionośne i nieubłagane.Nieustępliwe poza wszelkie granice rozsądku.Toc wskazał głową na T’lan Imassa.– Dlatego, że to mój przyjaciel, pani Zawiści.Nie starali się rozmawiać cicho.Na słowa Toca Tool obejrzał się raptownie.Wydawało się, że ocienione potężnymi wałami nadoczodołowymi jamy oczu wpatrywały się przez moment w Malazańczyka.Potem T’lan Imass odwrócił głowę.– Wzywająca na Zgromadzenie – podjęła powoli pani Zawiść – wędruje z malazańskim korpusem ekspedycyjnym, Tocu Młodszy.Wszyscy spotkamy się na terytorium Pannion Domin.My, oni i ocalałe klany T’lan Imassów.Z pewnością czeka nas mnóstwo bitew.Zmiażdżenie imperium nigdy nie przychodzi łatwo.Wiem o tym, bo w swoim czasie sama kilka zmiażdżyłam.Przyjrzał się jej bez słowa.Uśmiechnęła się.– Niestety, oni nadciągają z północy, a my z południa.Po drodze napotkamy mnóstwo niebezpieczeństw.– Przyznaję, że zadawałem sobie pytanie, jak właściwie zamierzamy się przedostać przez terytoria pełne wrogo nastawionych fanatyków? – powiedział Toc.– To proste, kochanie.Przebijemy się siłą.Bogowie, jeśli zostanę z tą zgrają, nie ujdę śmierci.Pani Zawiść spojrzała na Toola, nie przestając się uśmiechać.– Uderzymy prosto w serce, tak jak rozżarzony do białości nóż przecina lód.Czeka tam na nas prastara, mroźna dusza.Tak przynajmniej podejrzewamy, nieprawdaż, Onosie T’oolan? – dodała podniesionym głosem.T’lan Imass stanął jak wryty.Baaljagg wysunęła się spod dłoni Toca i podeszła do martwiaka.Garath podążył za nią.Malazańczyk odwrócił się, słysząc odgłos trzech wysuwanych z pochew mieczy.– Oho – odezwała się pani Zawiść.– Coś się zbliża.Toc zdjął łuk i oparł go o ziemię, by założyć cięciwę.Omiótł wzrokiem horyzont przed nimi.– Nic nie widzę, ale uwierzę wam wszystkim na słowo.Po paru chwilach na wzgórzu, ze sto kroków przed nimi, pojawił się K’Chain Che’Malle, wielki i pochylony.Wydawało się, że płynie nad ziemią na dwóch nogach.Zamiast dłoni miał błyszczące miecze.Ay i pies cofnęły się trwożnie.Toc przypomniał sobie, że widział już podobne stworzenia, w bolesnej wizji straszliwej śmierci Trake’a.Nagły wstrząs odebrał mu dech w piersiach.– Łowca K’ell – stwierdził Tool.– Martwiak.Nie sięgnął jeszcze po kamienny miecz.Odwrócił się i spojrzał na trzech Seguleh.Na krótką chwilę wszyscy zamarli w bezruchu.Wreszcie Tool skinął głową.Senu zajął miejsce po prawej stronie Moka, a Thurule po lewej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •