[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjedliśmy pospieszne, choć wykwintne śniadanie złożone z resztek wczorajszej uczty i zabraliśmy zawiniątko z jedzeniem i bukłak rozcieńczonego wina.Na niebie wstawał blady świt, kiedy szliśmy przez Suburę w kierunku bramy Źródlanej.Na ulicach pojawiły się już grupki mężczyzn zdążających w tę samą stronę.Przechodziliśmy akurat pod bramą, kiedy rozległy się trąby wzywające obywateli na zgromadzenie.Tuż przy via Flaminia, pomiędzy ściśle zabudowanym obszarem przy murze a bardziej otwartymi przestrzeniami na północy, znajduje się Villa Publica.Otaczające ją mury, jak i sama budowla są bardzo stare.Oprócz sal, gdzie prowadzone są rejestry uprawnionych wyborców, znajdują się tam pomieszczenia dla posłów obcych państw i dla rzymskich wodzów, którzy muszą się tam zatrzymywać, zanim odbędą triumfalny wjazd do miasta.Villa Publica jest dla Rzymu tym, czym westybul dla domu.Jest to także miejsce, gdzie kandydaci oczekują na wyniki wyborów.Do Villa Publica przylega inny, również otoczony murem teren, zwany bezpretensjonalnie Saepta, Owczą Zagrodą.W dniu wyborów rozciąga się tam sznury, by podzielić teren na korytarze.Wyborcy udający się oddać swe głosy, kierowani są w odpowiednie przegrody, jak pędzone owce.Nie trzeba wielkiego dowcipu, by snuć na ten temat dalsze metafory.W promieniach wschodzącego słońca obywatele schodzili się na puste pola przed Villa Publica.Rzymscy wyborcy dzieleni są na różne klasy w zależności od stanu majątkowego, a w ramach swoich klas przypisywani do jednostek wyborczych zwanych centuriami.Odpowiedzialni za poszczególne centurie organizatorzy, gorączkowo uwijali się, by zebrać ich członków w jednym miejscu.Wiele z nich miało ustalone miejsca zbiórki, ale w tak gęstym tłumie zawsze powstaje nieliche zamieszanie.Potęgowała je dodatkowo pogoda.Od kilku dni nie spadła ani kropla deszczu i w powietrzu pełno było kurzu.Ranek był już bardzo ciepły i dzień zapowiadał się upalny.Wszystko to przypominało wielkie pastwisko w gorące lato.Nie trzeba było się długo rozglądać, by dostrzec oznaki jawnego przekupstwa.Wyróżniłem w tłumie kilku podejrzanych typów i obserwowałem, jak kręcą się wśród przywódców centurii, uśmiechając się, ściskając dłonie i wręczając małe wypchane mieszki, w których mogły być tylko monety.W niektórych rozpoznałem siepaczy Krassusa, a przynajmniej jednego widziałem wcześniej w orszaku Cezara, ale byli jeszcze inni, o których powiązaniach nie mógłbym nic powiedzieć.Tu i ówdzie widziało się odosobnione akty przemocy, ale nie było ogólnych zamieszek.Dostrzegłem, jak banda młodych zbirów bije i przegania jakiegoś rolnika z synami.Obserwowaliśmy zażartą walkę na pięści dwóch czerwonolicych i siwowłosych optymatów (jeden popierał Murenę, drugi Silanusa; któż poza optymatami mógłby ich od siebie odróżnić?).Towarzyszący im niewolnicy stali bezradnie i patrzyli na zajście z mieszanymi uczuciami: zbulwersowani, zaniepokojeni i rozbawieni.Natrafiliśmy na skutki pojedynku na noże: obu przeciwników, krwawiących i jęczących, wynosili z tłumu ich przyjaciele.W sumie zgromadzenie było spokojniejsze, niż oczekiwałem.Oczywiście wymieniłem tylko incydenty, których sami byliśmy świadkami; w kłębiącej się wielkiej masie ludzkiej musiało ich być dużo więcej.Dobiegła nas narastająca fala okrzyków; odwróciłem się i ujrzałem, że właśnie nadeszli obaj konsulowie.Cycero szedł w otoczeniu swej zbrojnej eskorty i miał rozchyloną togę, by ukazać lśniący napierśnik, ostatni raz przypominając wyborcom o rzekomej zdradzie Katyliny.Zniknęli za bramą Villa Publica, po czym wkrótce ukazali się na podium na murze.Antoniusz oznajmił wszem i wobec, że augurowie właśnie odczytali auspicje, uznając je za dobre.Bez trzęsienia ziemi i przy czystym błękicie nieba trudno byłoby o złe, pomyślałem, zwłaszcza że poprzedniego dnia senat jasno określił swe życzenia w tej mierze.Wybory mogły się odbyć.Wkrótce potem pojawili się kandydaci, przybywający w towarzystwie licznej świty swych zwolenników, którzy przepychając się przez tłum, torowali im drogę.Każdy kolejno ukazywał się na podium i znikał w Villa Publica.Murena i Silanus, dwaj faworyci optymatów, wystąpili jeden po drugim, wzbudzając erupcję wymieszanych z sobą wiwatów i gwizdów.Kiedy opuścili podium, dwaj siwowłosi pięściarze, którzy na ten czas zawarli rozejm, wrócili do wymiany wyzwisk i ciosów.Przez podium przewinęła się jeszcze pewna liczba kandydatów, z których żaden nie zasłużył na więcej niż drobne objawy aplauzu bądź protestu.W końcu przybył Katylina.Jego nadejście usłyszeliśmy dużo wcześniej, niż je ujrzeliśmy.Najpierw dobiegł nas narastający szum głosów, jakby od samej bramy Źródlanej, przybierając na sile w miarę zbliżania się do Villa Publica.Dźwięk był jak ściana, namacalny i nie do przebicia, sprawiając wrażenie, że jest zdolny skruszyć i pochłonąć każdego, kto stanie mu na drodze.Z czego się składał, nie mogłem rozeznać: mieszanina gwizdów, syków, wycia, oklasków, wiwatów, szyderstw, przekleństw i błogosławieństw scaliła się w jeden ryk.Niełatwo było też rozpoznać reakcję tłumu po gestach.Kiedy orszak kandydata zbliżył się, ludzie otwierali usta do krzyku, ale czy wiwatowali, czy go przeklinali? Wyciągali w górę ręce, lecz czy zaciśnięte pięści świadczyły o poparciu, czy nienawiści? W tłumie dostrzegłem przelotnie twarz Katyliny; po uśmiechu, jaki nie schodził z jego ust, można by sądzić, że słyszy wyłącznie wiwaty, a każda uniesiona pięść jest do jego dyspozycji.Kiedy stanął na podium, ryk stał się ogłuszający.Tłum zaczął skandować jego imię.Wokół mnie młodzi ludzie skakali i wymachiwali rękami.Zdawało się, że wszyscy bez wyjątku go uwielbiają, a wszelkie przekleństwa i gwizdy skierowane były tylko do jego przeciwników.Cycero tymczasem wycofał się w najdalszy róg podium i odwrócił twarz.Po chwili Katylina zszedł do Villa Publica i rozpoczęło się głosowanie.Nobilowie i ekwici, którzy mieli prawo oddawać głosy pierwsi, już zbierali się pod Owczą Zagrodą.U wejścia każdemu wyborcy wręczano tabliczkę i rylec, by mógł napisać imię swego kandydata.Na końcu każdego wyznaczonego linami przejścia odbierano je z powrotem i tabliczki wrzucano do urn, by po zakończeniu głosowania przez każdą centurię policzyć głosy; ostateczny wybór całej centurii liczył się za jeden głos dla wybranego kandydata.W sumie jest niecałe dwieście centurii, z których dwie najbogatsze klasy zajmują ponad sto.Klasy o niższym cenzusie majątkowym mają o wiele więcej indywidualnych wyborców, ale kontrolują o wiele mniej centurii.Najubożsi Rzymianie, których w republice jest prawdopodobnie zdecydowanie najwięcej, zgrupowani są w zaledwie pięciu centuriach.Często bywa tak, że zanim zostaną dopuszczeni do urn, wynik wyborów jest już przesądzony i ich głosy, jako niepotrzebne, nie są już przyjmowane.Dlatego też nic dziwnego, że zjawiają się na wyborach raczej dla widowiska niż dla samego głosowania, o ile w ogóle chce im się przyjść.Znaleźliśmy zacienione miejsce i usiedliśmy pod zachodnim murem Villa Publica, gdzie wyjaśniałem wszystkie te sprawy Metonowi.Belbo, drapiąc się w swoją słomianą czuprynę, zapytał mnie, do której klasy należę.Popatrzyłem z ukosa na jego krowią twarz, ale Meto podchwycił pytanie.– Właśnie, tato, do której? Nie powiedziałeś mi tego jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •