[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstała i stłumiła ziewanie — Co z głową?— Szumi — odpowiedział, podnosząc kuszetkę, by dostać się na ciasne łóżko.— A więc do rana — powiedziała, idąc do drzwi między przedziałami.— Sabrina?Już prawie zamykała drzwi, zatrzymała się jednak i spojrzała na niego.— Człowiek, który porwał Carrie i Mikey'a, był szkolony w Bałaszyce.— Czy to był.— Nie, to nie był Hendrique.Cynizm zdawał się powracać do jego oczu.— Pytałaś mnie, co by się stało, gdybyś to ty miała zakończyć starcie z nim.Nie martw się, to nie będziesz ty.On jest mój.Zamykając drzwi poczuła, że dreszcz przechodzi jej poplecach.Rozdział siódmyMężczyzną, który jadł następnego dnia śniadanie z Hendrique'm był Eddie Kyle, przysadzisty, czterdziestoletni londyńczyk, o bladej cerze i krótko obciętych, rudych włosach.W Scotland Yardzie miał niezłej grubości akta i od paru lat znajdował się na liście osób poszukiwanych przez tę szacowną organizację za przeróżne wyczyny, z których najpoważniejszym było zabójstwo pewnego gangstera z East Endu.Zlecone ono było przez Hendrique'a, dla którego Kyle pracował przez ostatnie pięć lat.Miał też spore doświadczenie w pilotażu zarówno helikopterów, jak i awionetek, dzięki czemu Hendrique zatrudniał go także jako pilota przewożącego broń i narkotyki do Amsterdamu i z powrotem, w dość regularnych odstępach czasu.— Wszystko przygotowane — powiedział Kyle.— Doskonale — Hendrique wskazał lekkim ruchem głowy Sabrinę, która właśnie weszła do wagonu restauracyjnego — Czy to ona postrzeliła Rauffa?Kyle rozejrzał się wokół, 'przyglądając się jej jedynie przez chwilę.— Ona.— Jesteś pewien? Mówiłeś, że miała twarz ocienioną częściowo kapturem kurtki.— Twarzy wyraźnie nie widziałem — uśmiechnął się zapytany ale przyjrzałem się dokładnie figurze, a ma taką, że trudno ją zapomnieć.To bez dwóch zdań ona.Szkoda.— Sentymenty na starość? — zapytał Hendrique z pogardą.Kyle przez moment wpatrywał się we własne odbicie w szybie.— To, co mam na myśli, nie ma nic wspólnego z sentymentami.— Zabiła Rauffa i zrobiłaby to samo z tobą, gdybyś nie miał więcej szczęścia niż rozumu.Mamy do czynienia z zawodowcem, a nie z którąś z twoich tępych kurewek z Amsterdamu.Pamiętaj o tym, bo może ci to następnym razem uratować życie — złość w tonie szefa była wystarczająca, by zmazać jakikolwiek wyraz z twarzy Eddiego, który do końca posiłku milczał przygnębiony.* * *Karen Schendel uśmiechnęła się widząc Whitlocka pukającego do otwartych drzwi jej gabinetu.— Dzień dobry — powiedziała przyjaźnie, po czym wskazała na biurko przypominając o mikrofonie.— Dobry — mruknął, pokazując jej gestem, by odsunęła się dając mu możliwość obejrzenia pluskwy.Odsunęła krzesło, ale nie wstała, toteż chcąc nie chcąc przykucnął wykręcając głowę, by zajrzeć pod blat, słuchając jednocześnie paplaniny, którą maskowała jego aktywność.Mikrofon wyglądał dokładnie tak, jak na jej rysunku.Kosztował około stu dolarów na czarnym rynku.Wyrafinowany i wyróżniający się niewielkimi rozmiarami.Przesunął wzrokiem po jej nogach obciągniętych czarnymi pończochami i przyznał, że są wyjątkowo zgrabne, nawet zgrabniejsze niż nogi Carmen.Myśl o żonie obudziła w nim poczucie winy i wyrwała go z marzeń.Gdy spojrzał na Karen, uśmiechała się do niego.Już miał ją przeprosić, gdy przypomniał sobie o mikrofonie i z westchnieniem siadł w fotelu po przeciwnej stronie biurka.— Kawy? — spytała.— Wypiłem przed wyjściem z hotelu.Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałbym trochę popracować.— Dobrze — zgodziła się układając papiery na biurku w porządny stosik.Wyszli i dopiero na korytarzu spytała z troską w głosie:— Jak ramię?Odruchowo poruszył barkiem.— Nieźle.Zrobiłem sobie gorącą kąpiel w nocy i teraz powinno być w normie.— Bałam się o ciebie.Szczerość, w jej głosie zaskoczyła go.Gdy znaleźli się w windzie, wcisnęła guzik jednego z pięter i podała mu kartkę.Były na niej cztery nazwiska, jedno pod drugim.— To moich czworo podejrzanych.Szczególnie doktor Leitzig.Zorganizowałam wszystko tak, że najpierw spotkasz się z nim.— Jakie ma tu stanowisko?— Jest głównym technikiem zakładów, co w praktyce oznacza nadzór nad całym procesem oczyszczania.— Czy on też robi miesięczne zestawienia?— Razem z dyrektorem i innymi członkami kierownictwa naukowego.Cała procedura jest ściśle kontrolowana.— Czy on wypisuje listy zestawień? Drzwi otworzyły się wypuszczając ich na inny korytarz, również wyłożony chodnikiem.— Nie — odparła.— To robi komputer, a zresztą, jak ci mówiłam wczoraj, pluton znika zanim wyliczenia dostają się do komputera.Złapał ją za ramię, gdy chciała zapukać do drzwi z matowego szkła, usytuowanych w połowie korytarza.— Stawiasz wiele oskarżeń, ale jak dotąd nie poparłaś ich nawet cieniem dowodu.— Mówiłam ci, że nie mam żadnych dowodów.— To na jakiej podstawie opierasz swe podejrzenia?— Nie wierzysz mi, tak? — parsknęła.— Nie wierzysz.— W tym momencie nie wiem, czemu mam wierzyć: Nie rozumiesz, że musisz mi dać coś konkretnego, coś, na czym mógłbym się oprzeć?— Wystarczy, że zadzwonię do dyrektora i twoją oficjalną osobowość szlag trafi z hukiem — jej oczy błysnęły.— I co to da pozytywnego komukolwiek z nas? — spytał spokojnie.Westchnęła i powoli skinęła głową.— Przepraszam C.W., nie jestem przyzwyczajona, by komukolwiek tu ufać.Jak wyjdziez od Leitziga, to powiem ci wszystko, co wiem, zgoda?— Zgoda — odpowiedział stanowczo, choć wolałby wiedzieć, na czym stoi przed rozmową z Leitzigiem.Karen zapukała, po czym otworzyła drzwi nie czekając na zaproszenie.Maszynistka w średnim wieku spojrzała znad maszyny i uśmiechnęła się do nich.Wdały się obie w ożywioną dyskusję prowadzoną w języku niemieckim, przerywaną, co jakiś czas wybuchami śmiechu.W końcu Karen zwróciła się do Whitlocka.— Obawiam się, że będziesz musiał wrócić do niemieckiego.Ona nie mówi po angielsku.— A Leitzig?— Mówi, ale trzeba go skłonić, by zrobił z tej umiejętności użytek.Czasami potrafi być bardzo uparty.No to do zobaczenia.Po wyjściu Karen wymienił uprzejme uśmiechy z sekretarką, po czym zajął się jedynym magazynem, jaki leżał na stoliku do kawy.Przerzucał kartki bez specjalnego zainteresowania, czemu trudno się dziwić, gdyż był to poradnik programowania komputerów, napisany po niemiecku.Ktoś otworzył wewnętrzne drzwi.Pojawił się mężczyzna dobrze po pięćdziesiątce, o krótkich, szpakowatych włosach, noszący okrągłe okulary w metalowej oprawie.Whitlock wstał i uścisnął wyciągniętą dłoń, zdecydowany nie odzywać się, dopóki nie dowie się, jakiego języka zamierza użyć— Jestem doktor Hans Leitzig — Whitlock z ulgą usłyszał angielski.— Idę właśnie do oczyszczalni.Może chce pan zobaczyć, na czym to wszystko polega?— Z przyjemnością.— W którym hotelu się pan zatrzymał?— Europa.— Dobry wybór — pochwalił naukowiec, następnie powiedział coś krótko do sekretarki.Whitlock przyglądał mu się uważnie.Leitzig mógł być kierowcą czarnego mercedesa przy Hiltonie, ale z równym powodzeniem mogła nim być większość męskiej ludności Monachium.Wszystko zdarzyło się tak szybko.— Karen mówiła mi, że chce pan napisać o ludziach, a nie o stronie technicznej zakładu.Myślę, że to dobry pomysł, zwłaszcza w świetle tego, co złego pisano o tym przemyśle po Czarnobylu.— Czuję dokładnie to samo — odparł Whitlock mając nadzieję, że udało mu się włożyć w głos wystarczającą dozę przekonania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]