[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na przesłuchiwanym wywarło to wrażenie użyteczne dla dalszego śledztwa.Obecnie zdradza na przemian nerwowe podniecenie i ubytek sił.Zwrócił się z prośbą o możność napisania listów do matki i żony.Nie udzielono zezwolenia.”Z protokołu wynika, iż dalsze decyzje i konfrontacje w sprawie osk.Króla, jak również możliwość zmiany metod śledztwa, uzależnia się od rezultatu przesłuchań Wierchy i innych aresztowanych.“Już obecnie można jednak ustalić niewątpliwy związek łączący działalność tej grupy z wrogimi knowaniami “Zjednoczenia” - reakcyjnej agentury “rządu londyńskiego”, którą kierował w czasie okupacji b.poseł Jerzy Buchner, znany z akcji rozłamowych przed wojną, przebywający ostatnio w USA.Należy liczyć się z tym, iż w przygotowanym procesie “Zjednoczenia” ujawnione zostaną fakty staczania się niektórych członków partii na pozycje wroga klasowego.Ministerstwo Bezpieczeństwa oraz Centralna Komisja Kontroli przesłuchały w związku z tym szereg towarzyszy, obciążonych poważnymi zarzutami.”W załączeniu wzmianka, że osk.Króla postanowiono przenieść do podwójnej celi i umieścić wraz z Joachimem Hegemannem, przestępcą wojennym wydanym Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w drodze ekstradycji przez rząd NRD.Student Renard mówi o “szkodliwych zawężeniach myśli marksistowskiej”.Poddaje drwiącej krytyce przejawy ortodoksji i wulgaryzacji, żąda “prawa do błędu” i swobody dyskusji.Mówi szybko, w nieustającym natarciu; zwraca się na przemian do sali i Lewena.Lewen śledzi spod powiek ruchliwy gestykulujący cień na mównicy.W słowach Renarda rozpoznaje jakby znajomy ton; niejasny, bliski zarys czegoś, co powinno pozostać stłumione, odsunięte na później.Renard właśnie to obnaża, obdziera, wyłuskuje swym ostrym, młodzieńczym głosem.Lewen parokrotnie pochwycił jego wzrok.Pochyla się nad notatkami.Widzi przed sobą twarze pierwszego rzędu.Nieruchome, niby pozbawione rysów.Czuje, że za chwilę będzie musiał wybrać między tym, co mówi Renard, a nimi z pierwszego rzędu, którzy czekają milcząc.Renard powołał się na ostatnie zdobycze nauki w krajach Zachodu.Przytoczył kilka nazw o obcym brzmieniu.Zapytał: - Więc gdzie jest postęp? - Stał jeszcze przez chwilę na trybunie.Prawdopodobnie dopiero teraz zrozumiał.Nie było oklasków.Spod zrośniętych brwi patrzy z resztą szyderstwa na pierwszy rząd.Przybladł i niepewnie zwraca się w stronę Lewena, który siedzi ze spojrzeniem utkwionym w notatkcah.Renard uśmiechnął się.Przegarnął palcami wzburzoną czuprynę i zszedł powoli z mównicy.Ukrył się w dalekich rzędach.Gdy piętnowano jego wystąpienie, był niewidzialny.Ale nie chodzi już o niego.Następni mówcy adresują zarzuty do “takich jak Renard” lub “towarzyszy w rodzaju Renarda”.Jego obecność nie jest tu konieczna i kiedy Lewen pod koniec zabrał głos, by podsumować dyskusję, stwierdził z pewną ulgą, że w niewielkiej, amfiteatralnej sali nie potrafiłby odnaleźć jego twarzy.W ciągu następnych dni zatarła mu się w pamięci.Później wspominając sprawę Renarda miał przed oczyma swoją własną twarz z fotografii, wykonanej przed 30 laty, w okresie kursów propagitu.Ten sam zbyt śmiały, wyzywający wzrok pod szerokimi brwiami i czarne, jakby zjeżone gniewem włosy nad niskim czołem.Głośnik wyrzuca z grzmiącym echem słowa, którymi Lewen osądza przemówienie towarzysza Renarda jako antypartyjne i wrogie.Słyszy swoje zdania, swój obcy, daleki głos padający z czterech tarcz umieszczonych w czterech rogach sali.Obwieszczają prawdę, jego prawdę, pierwszy rząd jego myśli czuwający nad mętnym niepokojem przeczuć i zwątpień, które przed chwilą poważono się wywieść z ukrycia.Przemawia w zupełnej ciszy, nie zaglądając do notatek (prócz zamazanej twarzy Grzegorza i przekreślonego nazwiska Manczuka zapisał w nich tylko kolejność porządku obrad).Wygłosił jedno ze swych najlepszych przemówień; nazajutrz zbierał odgłosy w postaci wysokich słów uznania.Również nazajutrz dowiedział się o usunięciu studenta Renarda z Instytutu.Wiadomość o tym przekazano mu przez “rządówkę” do Wydziału.Odkładając słuchawkę, przyłapał się na bezwiednym odruchu: nakręcić numer Grzegorza.- Broniłem partii - szepnął.Potem dodał w myśli: “Broniłem sensu mojego życia”.Wstał, przeszedł się po gabinecie, znowu usiadł.Przypomniał mu się uważny, pilny wzrok majora.Adwokat, który prowadził sprawę, był to młody jeszcze człowiek.“Czy ja się starzeję - myślała Łucja - czy tylko coraz więcej młodych mężczyzn?” Mówiła: - panie mecenasie, to dobre dziecko.- Adwokat się śmiał: - Dobre dziecko wzięło udział w napadzie rabunkowym.- Gdy zapewniała, że Staś o niczym nie wiedział, krzywił się i wydymał wargi.Krzyknęła wówczas: - Czego pan chce?! Obrabowali, bo wiedzą, że się rabuje! Kto im pokazał lepszą drogę? - Pani Król - rzekł adwokat - pani przemawia jak sam herszt tej bandy.Oni się właśnie tak tłumaczą.Wyciągał ciężkie pieniądze.Skąd je brać? Roman trochę pożyczył, ale nie na długo starczyło.Sprzedała zimowy płaszcz.Potem maszynę do szycia.Ludzie z Solca dawali jej bieliznę do prania.Wszystko mało.Jęczała i klęła, stojąc nocami przy balii na opuchłych nogach.Nie mogła już nocą pracować bez wódki.Nad ranem waliła się na łóżko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •