[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkaszlnął i zwymiotował błotnistą breją tuż obok jej butów.- Trzeba go stąd zabrać.- Wysoki popatrzył nagląco na Grietkin, zupełniejakby ratowanie jego kolegi było jej obowiązkiem.- Zanim wyziębnie do reszty.Machnęła ręką w tył, w kierunku okopów, cichych teraz i pogrążonych wnocnym mroku.- Wasz sanitariusz.%7łołnierz potrząsnął głową i jakimś sposobem zgadła, że tamten nie żyje.Szkoda, pomyślała ze znużeniem, ale przecież spodziewała się tego od wielu dni.Obaj, i trębacz, i sanitariusz, walczyli z bestią, choć zapewne nie wyczuwali jejistnienia.A i tak przecież żyli długo.Bestia mogła ich pozabijać wiele dni temu,postanowiła jednak czekać aż do dziś.Może się wreszcie nami znudziła, przeszłojej przez myśl.Wystarczająco długo krążyła wokół, by ocenić, jak wiele sięzmieniło od czasów, gdy ostatnio wyrwała się na swobodę.Teraz wyprawi siędalej, po świeży żer, po nową ziemię, której deszcze nie zmieniły jeszcze wgrząskie rozlewisko.Bo Verdronken Land van Sint Margriete nasiąkł już takmocno, że nawet na wale usypanym przy murze beginażu, gdzie nie zbierały siękałuże i woda nieustannie ściekała do fosy, grunt uginał się pod stopami jak grubymech.Od dawna nad horyzontem nie pojawiał się najmniejszy skrawekpogodnego nieba, padało zapewne wszędzie wokół, aż po brzeg morza i daleko wgłąb lądu, poprzerzynanego nitkami kanałów.Jeszcze dzień-dwa i tamy puszcząostatecznie i wszystko: budynki, pokryte już zielonkawą warstwą porostów ipleśni, okopy, które coraz bardziej przypominały małe błotniste strumyki, ukrytapod powierzchnią fosy wieża kościoła z milczącym carillonem - wszystko tozniknie na zawsze.Znikną też ludzie, co nadal błądzili wśród ruin beginażu,nieświadomi, że w istocie chodzą po dnie zatopionego miasta, baśniowego Ysl,które upadło przez grzechy swych mieszkańców.Jak to możliwe? - pomyślała, podnosząc wzrok na żołnierza.Jak tomożliwe, że oni nie widzą przemiany, dokonującej się na ich oczach?- Dokąd zatem.? - Trącił ją w ramię.- Gdzie będzie bezpieczny?Zamrugała, na dobre wyrwana z rozmyślań.- Do lazaretu - odpowiedziała po chwili.Nie zamierzała go teraz objaśniać, że ani w beginażu, ani w całymVerdronken Land van Sint Margriete nie pozostało już ani jedno bezpiecznemiejsce.Sama nie wiedziała, jak udało się im przenieść nieprzytomnego żołnierzado budynku.Kiedy uciekała na oślep, nie spostrzegła, że kładki w przeważającejczęści porozpadały się i na powierzchni błota unosiły się tylko luzne, uwolnioneze zbutwiałych sznurów deski.W największej, przecinającej cały dziedziniectranszei woda niemal przelewała się przez worki z piaskiem.Przy brzegachzbierała się brudnobiała piana.Musieli więc brnąć górą.Miała wrażenie, jak gdyby błoto postanowiło ich zatrzymać - wcześniejbiegła po nim jak po nadmorskim piasku, wygładzonym przez fale, a teraz każdykrok stał się nieoczekiwanym wysiłkiem.Buty więzły w trzęsawisku, wreszciezgubiła je na dobre.Przewracała się, potykała, dwa razy zapadła się w jamy popociskach, ale na szczęście niewielkie i zdołała się wydzwignąć na suchszy grunt.Właściwie tylko dzięki temu chudemu, wysokiemu żołnierzowi udało się jejdotrzeć do lazaretu.Pod koniec musiał wlec i bezwładnego kolegę, i ją.Była jużtak zmęczona, że chciała jedynie przymknąć oczy i powoli osunąć się w błoto isen, ale czuła na ramieniu jego palce i ten uścisk, tak mocny, że sprawiał ból,przypominał jej, że istnieje coś oprócz deszczu i zmęczenia.Nie pozwolił jej odpocząć nawet wówczas, gdy dobrnęli do kamiennegoportalu budynku.Z siedmiu stopni, które niegdyś prowadziły do drzwi, zaledwietrzy wystawały jeszcze ponad powierzchnię brei.%7łołnierz przesadził je jednymsusem - zapewne nawet nie spostrzegł, jak mocno poziom błota podniósł się przezostatnie dni.Grietkin osunęła się na lodowate schodki i skuliła, ciasno obejmującboki rękoma, aby zachować w ciele choć odrobinę ciepła.- Nie teraz.- Mężczyzna bezlitośnie pociągnął ją w dół, do podziemia,gdzie wcześniej umieszczono rannych.- Najpierw musimy się ogrzać.Oczywiście matka Godelieve usłyszała ich jeszcze z oddali i kiedy zeszli dopiwnicy, już na nich czekała, wykrzykując do Grietkin monotonną litanięrozkazów i złorzeczeń.Dziewczyna bez słowa pokazała przeciwległy, ciemnykraniec korytarza: przy łóżku starej beginki tliła się jedyna lampka.%7łołnierzusiłował zapalić zapałkę, ale namoknięta siarka łuszczyła się tylko i po kilkunieudanych próbach cisnął je w kąt.Podał Grietkin jakiś koc - śmierdział pleśnią, zawilgłe nici rozłaziły sięprzy brzegach - dopilnował, żeby narzuciła go na ramiona, po czym zacząłrozcierać nieprzytomnego kolegę.Ku zaskoczeniu dziewczyny tamten wciążoddychał, choć słabo i nieregularnie.Wydawało się, że zapadł w głęboki sen, czyteż raczej letarg, bo nie poruszył się ani razu, dopóki ten wysoki nie okręcił gogrubo w koce i nie ułożył na pryczy.- Co teraz? - zapytała.Wysoki wzruszył ramionami.W mroku nie widziała jego twarzy, choćsiedzieli teraz tak blisko siebie, że czuła ciepło bijące od jego ciaia.Przez momentmiała ochotę wyciągnąć dłoń i dotknąć go, ale nie ośmieliła się: przez lataspędzone w beginażu nie nawykła do obecności mężczyzn, a słabnącepokrzykiwania matki Godelieve, która nadal miotała się na swoim posłaniu,dotkliwie przypominały, w jak wielu rzeczach odstąpiła już od zwyczajów tegomiejsca.- Nie wiem - powiedział powoli mężczyzna.- Wiem tylko, że istniejesposób, aby pokonać bestię.Znasz, więc mi powiedz.Niemal parsknęła śmiechem, tak absurdalne było jego żądanie.- Po co?- Spróbuję.- Zatem teraz mi wierzysz? - przerwała ze złością.- Wierzysz, że bestiaistnieje?Pamiętała, że nie tak dawno ten sam mężczyzna zarzucił jej, że służySzatanowi.- Nie wiem - powtórzył z nieoczekiwaną łagodnością.- Wierzę jednak, żeistnieje tu coś złego i należy to powstrzymać.Za wszelką cenę.- Za wszelką cenę? - powtórzyła piskliwie, nie panując dłużej nad gniewem.- To znaczy za jaką? Za cenę własnej śmierci? A może ceną jest coś zupełnieinnego? Może ceną jest właśnie życie, nieskończenie długie, powolne życie wraz zbestią, ponieważ ona nie odchodzi dobrowolnie i bez ostatniej ofiary, ponieważtrzeba ją zaprowadzić w pułapkę i pozostać z nią, póki się nie uwolni na nowo.Cowtedy? Jeśli ceną jest więzienie, które pozbawia cię wszystkiego, nie tylko świata,ale także ciebie samego, odbiera ci zmysły, jeden po drugim, a na końcu odbiera cinawet rozum, aż jedyną rzeczą, która pozostaje, jedynym odczuciem, staje sięnieustanna obecność bestii i świadomość, że ona znów się uwolni? Bo w końcubestia zawsze znajduje sposób, aby się wyrwać z pęt, a wówczas nic już nie staniepomiędzy tobą a jej rogiem.Zgadnij, dlaczego posągi spływają tutaj krwią? -Zmiech zagulgotał na dnie jej gardła i zaraz zgasł, zduszony strachem.- Dzieje siętak na pamiątkę Małgorzaty, a także tych wszystkich, które były po niej i umarłyjak ona, ale wcześniej musiały nieskończenie długo czekać na swoją śmierć,zagubione w mroku wraz z bestią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]