[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musisz to zrozumieć.Nawet.nawet jeśli będę musiał ją zabić.Erikki zmierzył go wzrokiem.- Jeśli ją skrzywdzisz, a ja przeżyję, umrzesz - oświadczył.NA DZIEDZIŃCU PAŁACU, 23.04.Na tablicy przyrzą­dów zapaliły się czerwone lampki oświetlające zegary podczas nocnego lotu.Erikki nacisnął palcem starter.Silniki zaskoczyły, po czym zakaszlały raz i drugi, kiedy włączał i wyłączał bez­pieczniki.Gdy wsunął je na miejsce, zaczęły równo pracować.Dziedziniec oświetlony był reflektorami.Azadeh i Hakim obserwowali go, stojąc w ciepłych płaszczach tuż za zasięgiem wirującego śmigła.Sto jardów dalej, przy bramie, dwaj strażnicy i dwaj policjanci Haszemiego też gapili się na helikopter, ale bez większego zainteresowania.W ciemności żarzyły się ogniki ich papierosów.Policjanci poprawili na ramionach swoje kałasznikowy i podeszli bliżej.Silniki znów się zakrztusiły.- Odpuść to sobie dzisiaj, Erikki - zawołał Hakim, prze­krzykując ich huk.Erikki go nie słyszał.Zmęczony hałasem Hakim-chan ruszył wraz z towarzyszącą mu niechętnie Azadeh w stronę bramy.Stawiając z trudem kroki, klął pod nosem: nie przywykł do chodzenia o kulach.- Dobry wieczór, Wasza Wysokość - powitał go grzecznie policjant.- Dobry wieczór.Twój mąż jest taki niecierpliwy, Azadeh.Stracił chyba rozum - oświadczył poirytowanym tonem chan.- Co się z nim dzieje? Te próby uruchomienia silników stają się śmieszne.Jeżeli nawet w końcu zaskoczą, co mu z tego przyjdzie?- Nie wiem, Wasza Wysokość.- W półmroku twarz Aza­deh wydawała się śmiertelnie blada i spięta.- Od czasu ataku bandytów bardzo się zmienił i trudno.trudno go zrozumieć.boję się go.- Wcale się nie dziwię.Ten człowiek przeraziłby samego diabła.- Wybacz mi, Wasza Wysokość, ale w normalnych okolicz­nościach tak się nie zachowywał.Dwaj policjanci odwrócili się grzecznie, ale Hakim zatrzymał ich.- Czy waszym zdaniem pilot ostatnio się zmienił?- Jest bardzo zły, Wasza Wysokość.Od wielu godzin.Widziałem, jak raz kopnął helikopter.Ale trudno mi powie­dzieć, czy się zmienił.Przedtem nie miałem okazji go bliżej poznać.Kapral miał koło czterdziestki i chciał uniknąć kłopotów.Drugi policjant był młodszy i jeszcze bardziej wystraszony.Mieli rozkaz obserwować pałac i kiedy pilot odjedzie, bądź w ogóle wyjedzie stąd jakikolwiek samochód, nie zatrzymywać go, lecz natychmiast poinformować przez radio dowództwo.Obaj zdawali sobie sprawę, w jak niezręcznej znaleźli się sy­tuacji.Chan Gorgonów miał bardzo długie ręce.Znali słu­żących i strażników zmarłego chana, którzy, oskarżeni przez niego o zdradę, w dalszym ciągu gnili w policyjnych lochach.Wiedzieli jednak, że o wiele gorzej jest narazić się wywiadowi wewnętrznemu.- Każ mu przestać, Azadeh.Niech zgasi silniki.- Nigdy jeszcze nie był.taki zagniewany na mnie, a dziś wieczorem.- Poirytowana przewróciła oczyma.- Chyba nie będę mu posłuszna.- Musisz być!- Kiedy jest nawet lekko wytrącony z równowagi - mruk­nęła po chwili - nie potrafię nad nim zapanować.Policjanci widzieli, jaka jest blada, i było im jej żal, ale jeszcze bardziej obawiali się o siebie; słyszeli, co zdarzyło się w górach.Niech Bóg chroni nas przed Człowiekiem z Nożem! Jak ciężki musi być los żony tego barbarzyńcy, który, o czym wszyscy wiedzą, wypił krew zabitych przez siebie górali, czci leśne duchy, narusza boskie prawa, tarza się nago w śniegu i zmusza ją do tego samego!Silniki zakrztusiły się i zaczęły gasnąć.Erikki ryknął z gnie­wu i walnął swoją wielką pięścią w bok kokpitu, wgniatając aluminium.- Za twoim pozwoleniem, Wasza Wysokość, pójdę już do łóżka - oznajmiła Azadeh.- Wezmę chyba tabletkę na sen.Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.- Dobrze.Tabletka to dobry pomysł, bardzo dobry.Oba­wiam się, że ja będę musiał wziąć dwie.Plecy bardzo mnie bolą i nie mogę zasnąć bez tych środków.To wszystko przez nie­go - dodał gniewnym tonem Hakim.- Przez niego teraz cierpię.Wezwij strażników, którzy pełnią wartę przy bramie - polecił ochroniarzowi.- Chcę im dać instrukcje.Chodź, Azadeh.Stawiając z bólem kroki, oddalił się.Za nim posłusznie podreptała jego siostra.Silniki znowu zaczęły zawodzić i chan odwrócił się poirytowany.- Jeśli nie przestanie w ciągu pięciu minut - warknął do policjanta - każ mu to zrobić w moim imieniu.Na Boga, daję mu tylko pięć minut!Skrępowani sytuacją policjanci patrzyli, jak odchodzi, i jak biegną za nim po schodach ochroniarz i dwaj strażnicy spod bramy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •