[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałem, że może powinniśmy puścić mu jakąś muzykę.- Nie wątpię, że tak myślałeś, Luke - odezwała się Mara.- Jestem pewna, że każdy wojenny koordynator Yuuzhan Vongów wpadnie w za­chwyt, kiedy usłyszy Tańcuj, tańcuj, mały Ewoku.- A dlaczego nie? - sprzeciwiła się Cilghal.- Wszystkiego innego już próbowaliśmy.Wiemy, że yammoski porozumiewają się dzięki mo­dulowaniu siły grawitacji, ale w wysyłanych przez nie falach musi ist­nieć jakaś prawidłowość, która na razie uchodzi naszej uwadze.Bez względu na to, czego próbujemy, na nic nie reaguje.- A może nie chce reagować? - podsunął Luke, przyglądając się uważniej uwięzionemu stworzeniu.- Dotychczas traktowaliśmy je, jak­by były zwierzętami, ale nie jestem pewien, czy to dobre podejście.A co, jeżeli świadomie wzbrania się udzielać odpowiedzi? Jeżeli yammoski są na tyle rozumne, żeby koordynować przebieg gwiezdnej bitwy.-.to ten osobnik może być wystarczająco mądry, żeby odmawiać współpracy - dokończyła Danni.Westchnęła i z rezygnacją pokręciła głową.- Ilekroć zdołamy osiągnąć jakiś postęp.Przerwał jej melodyjny kurant komunikatora Luke’a.Niemal na­tychmiast odezwał się również komunikator Mary.Żona Luke’a pierwsza wyciągnęła swoje urządzenie.- Tu Mara - powiedziała.- Nie dzieje się nic złego, ale Leia uważa, że powinniście o wszyst­kim wiedzieć.- Ledwo słyszalny głos Hana przerywały trzaski, zapewne dlatego, że przesyłany z ośrodka łączności Zaćmienia sygnał był odbiera­ny przez dwa komunikatory równocześnie.Kiedy Luke wyłączył swój od­biornik, głos Hana zabrzmiał o wiele donośniej.-Nie ma się czym martwić.Luke i Mara spojrzeli po sobie.- Co to znaczy, że nie ma się czym martwić? - żachnęła się kobieta.- Gdyby naprawdę nie było się czyrn martwić, nie musiałbyś się z nami kontaktować, aby oznajmić, że nie ma się czym martwić!- Złożyła nam wizytę Viqi Shesh - odezwała się Leia.- Towarzy­szyła jej kilkuosobowa grupa yuuzhańskich dywersantów.- Zamierzali porwać małego Bena? - zaniepokoił się Skywalker.- Na to wygląda - odparł Solo.- Adarakh i Meewalha stoczyli z ni­mi walkę w salonie.Zabili kilku, a pozostali są w tej chwili w drodze do najbliższego ośrodka przesłuchań Wywiadu Nowej Republiki.- A Viqi? - zainteresowała się Mara.- Zeskoczyła z tarasu - wyjaśniła Leia.- Nic się jej nie stało - dodał Han.- Piętro niżej czekały na nią repulsorowe sanie jakiegoś handlarza.Funkcjonariusze Wywiadu stara­ją się go odnaleźć.- Viqi niedługo będzie cieszyła się wolnością- pospiesznie uzupeł­niła Leia.- Zanim upłynie godzina, każdy reagujący na dźwięk skaner na Coruscant ogłosi alarm, ilekroć usłyszy próbkę jej głosu.Skywalkerowie ponownie spojrzeli po sobie.Mara wzruszyła ra­mionami.- Kto powiedział, że jestem zmartwiona? - zapytała.-Nikt w całej galaktyce nie wie lepiej niż wy, jak radzić sobie z porywaczami.Jej uwaga rozśmieszyła ich oboje.Han i Leia prawie stracili rachu­bę, ile razy ktoś porywał albo usiłował porwać ich dzieci.- Zachowujcie czujność - poprosiła Mara.- Kiedy strzeżecie na­szego synka, nie wolno wam się wymykać na żadne tajne eskapady.- Potwierdzam - powiedział Solo.- Dobrze mi zrobi, jeżeli trochę poleżę na miękkim tapczanie.Kiedy Han w końcu przerwał połączenie, Luke wyczuł, że jego żona jest jednak zaniepokojona.Zaczekał, aż wyszli na lodowaty korytarz -System ogrzewania Zaćmienia znów nie działał jak należy - odwrócił Marę twarzą do siebie i podciągnął pod samą brodę suwak jej termiczego kombinezonu.- Niełatwo nam tu wytrzymać - powiedział.- Zwłaszcza kiedy Yuuzhan Vongowie usiłują porwać z Coruscant małego Bena.Mara uśmiechnęła się z przymusem.-I kiedy wszystko wokół nas wydaje się tak spokojne.- dodała.- Mogłabyś zniknąć stąd na kilka dni - zaproponował mistrz Jedi.-Ben na pewno się ucieszy, kiedy znów zobaczy mamę.- A jego mama, kiedy zobaczy synka - dodała Mara.Umilkła, żeby rozważyć propozycję Luke’a, ale w końcu pokręciła głową.- Jego mama pragnie go jednak strzec i bronić, a za najlepszy sposób uważa utrzymywanie Yuuzhan Vongów z daleka od Coruscant.Nie podoba mi się ta cisza, zwłaszcza że nie przestają znikać konwoje z uchodźcami z Ralltii i Rhinnala.- Mnie także się to nie podoba - przyznał Luke.Ujął żonę za rękę i skierowali się do wielkiego hangaru, gdzie Corran Horn chciał im pokazać instalowany w kabinach X-skrzydłowców klasy XJ-3 dodatkowy system celowniczy.- To zupełnie jak ciemności przed eksplozją supernowej.ROZDZIAŁ43- Wspaniała wiadomość! Pan Lowbacca pragnie zameldować, że „Tachionowy Skok” będzie gotów do startu, zanim zaatakujemy labora­torium królowej voxynów.Przerażeni, że donośny głos Em Teedee poniesie się po zakurzonym zboczu aż do ochronnego kolczastego żywopłotu grashala, Anakin i kil­koro innych sięgnęli po zwisające z szyi słuchawki.Leżąc w odległości niewiele większej niż sto metrów, nie przestawali obserwować laborato­rium, w którym Yuuzhan Vongowie klonowali voxyny.W ich części światostatku panowała tak głucha cisza, że nawet szepty słyszało się bardzo wyraźnie.- Wsuwa już na swoje miejsca pręty reaktora - ciągnął Em Teedee.- Lecimy do domu, panie Anakinie.Wygląda na to, że mimo wszystko, wrócimy cali z tej wyprawy.- Potwierdzam - szepnął młodzieniec.Nieco wcześniej jego starszy brat wyczuł w wielkim grashalu pojedynczego voxyna, było zatem moż­liwe, że w końcu odnaleźli królową.Teraz musieli ją uśmiercić, zanim Yuuzhan Vongowie uświadomią sobie, że jednak udało się im dotrzeć do laboratorium.- Tylko zachowuj się jak najciszej, a przede wszystkim, nie korzystaj z komunikatora.- Nie powinienem.korzystać z komunikatora? - zapytał tym ra­zem o wiele ciszej Em Teedee.- Czy to oznacza, że grozi nam jakieś.Pytanie urwało się jak ucięte ostrzem świetlnego miecza, kiedy Low­bacca wyłączył gadatliwego androida i pstryknął włącznikiem komuni­katora.Anakin odpowiedział mu dwukrotnym pstryknięciem i powrócił do obserwowania laboratorium.Ogromny grashal w kształcie stożka stał pośrodku półkulistej kopuły, która później, gdy yuuzhańscy mistrzowie przemian odwrócili kierunek siły ciążenia, stała się czymś w rodzaju głębokiej niecki.Uczestnicy wyprawy, będąc jeszcze po przeciwnej stronie kosmoportu, widzieli, że wierzchołek ogromnej żywej budowli wystaje ponad zewnętrzną skorupę światostatku.Jeżeli sądzić po liczbie przysłoniętych błonami szczelin, pęknięć i otworów, nąjprawdopodobniej służył także jako wspornik prowizorycznego sklepienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •