[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzę przez wizjer na wycieraczce stoi Konrad! Przecież nie zostawiłam muadresu, nie odpisałam na e-mail.Udam, że nie ma mnie w domu.Puk, puk, puk. Brygi, otwórz! Słyszałem, jak biegniesz do drzwi wydziera się, myśląc, żemówi teatralnym szeptem.69Brygi?! Co za kretyński skrót! Kto tam? gram na zwłokę. Zwięty Mikołaj.Otwórz, chcę porozmawiać.Panie Boże, musiałeś mnie zle zrozumieć.Nie miałam na myśli Konrada, proszącCię o towarzystwo na wieczór. Jak tu trafiłeś? pytam, otwierając zamaszyście drzwi. Istnieją książki telefoniczne! Musiałem przyjść, chociaż rozszyfrowałem, nieste-ty, twoje intencje wobec mojej osoby. Skoro więc rozszyfrowałeś?!.bo zostawiłaś u mnie coś, a poza tym zapomniałaś odesłać mi koszulę. Uśmiechnął się dwuznacznie i wyciągnął z kieszeni kurtki biustonosz.Mój biusto-nosz! Dzięki! wrzasnęłam, wyrywając mu stanik.Czułam, jak moje policzki zaczy-nają płonąć. Płakałaś? zapytał Konrad.Wydawało mi się, że bardziej szyderczo niż współ-czująco. Nie.Mam kłopoty ze szkłami kontaktowymi. Nigdy nie nosiłaś okularów.Od kiedy masz wadę wzroku? Od momentu, kiedy zatańczyłam z tobą na Balu Absolwentów! miałam ochotęwrzasnąć, ale zamiast tego powiedziałam łagodnym głosem, który mnie samą wpędziłw zdumienie: Od niedawna.18.30.To, co robię teraz, nie mieści się w głowie! Nawet mojej! Rzucam sięKonradowi na szyję i zaczynam go namiętnie całować.Konrad sztywnieje i odsuwa mnie gwałtownie. Co ci się stało, Brygida? Tamtej nocy po balu nie pozwoliłaś się nawet dotknąć!Oniemiałam. Naprawdę? Powtórz to! Powtarzam: nie pozwoliłaś się dotknąć! Darłaś się tak, że o mało nie ściągnęłaśmi policji na kark. Konrad, czy możesz coś dla mnie zrobić? Wszystko, co chcesz. Strasznie cię przepraszam, stary.Wez swoją koszulę, jest wyprana, i zostaw mniesamą.OK? Muszę znowu w sobie zamieszkać. Nic nie rozumiem mówi Konrad, patrząc na mnie dziwnie. Jak chcesz. A potem bardzo szybko zamyka za sobą drzwi, zabierając raz na zawsze dręczącymnie obraz własnej kompromitacji.29 września, sobota7.30.Telefon.Zrzucam z nocnego stolika szklankę z wodą mineralną, niegazowa-ną, którą trzeba mieć pod ręką, kiedy poczuje się pragnienie; książkę Tekturowy samolotStasiuka; budzik nastawiony na 9.30 (bo to przecież sobota), który zaczął dzwonić jakoszalały, mimo że to dopiero 7.30, czyli pora mojego codziennego wstawania do pracy kurde! może jednak nie przestawiłam budzika?! No nie, niemożliwe! notes i dłu-gopis, gdyby mi coś przyszło do głowy; pustą miseczkę po kremie karmelowym, któryznakomicie poprawia samopoczucie tuż przed zaśnięciem; i pluszowego kangurka can-goo, z którym sypiam od czasu, kiedy postanowiłam uczyć się języka niemieckiegoz książeczek dla dzieci, żeby zrozumieć, z czego śmieją się Niemcy w niemieckich pro-gramach.Wszystko to runęło z hukiem na podłogę, a ja złapałam komórkę dosłowniew locie, chroniąc ją przed upadkiem. Halo? Myśmy, proszę pani, byli umówieni dzisiaj na odbiór węża. To chyba pomyłka mówię zbyt mało zdecydowanym głosem. Jaka pomyłka?! Jaka pomyłka?! Kolega już jedzie z klatką i wężem. Proszę pana, ja nie wiem, o co chodzi.W każdym razie. Co mi tu pani kit wciska, że nie wie, o co chodzi?! O węża chodzi! Kolega zarazu pani będzie. Proszę pana! krzyczę wściekła. Ja nie zamawiałam żadnego węża! %7łmii teżnie! Niech pan się nie waży przywozić tego paskudztwa do mojego domu! A w ogóle topod jaki numer telefonu pan dzwoni?! Co mnie szanowna pani będziesz sprawdzać! Chyba wiem, gdzie dzwonię.Towarzamówiony, będzie dostarczony.To jest uczciwa firma, nie? Ostatecznie numer mogępodać: O [też mi odkrycie, w ręku trzymam komórkę] 608 23 40 79 skanduje cyfry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]