[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy opowiadania - mimo iż napisane powtórnie i stosunkowo krótkie - to i tak starczy jak na dwa dni pracy.I wiedział, że te opowiadania są dobre; lepiej będzie położyć nacisk na jakość, niż zmuszać się do pracy i płodzić bzdety.Zatem zrobi sobie wolny dzień i zabierze się do pisania dopiero wieczorem.Jeśli dziś wieczór napisze jedno opowiadanie, a rano drugie, będzie miał co zabrać na spotkanie w Wydawnictwie Bordena.Wydało mu się zabawne, że znalazł się po drugiej stronie barykady i przynosi teksty, zamiast odbierać je od pisarzy i agentów.Może powinien postarać się o agenta.nie, lepiej z tym poczekać, aż będzie się mógł wykazać dwoma lub trzema opublikowanymi tekstami i wejdzie do branży.Obecnie mógł poprowadzić swoje sprawy lepiej, niż zrobiłby to jakikolwiek agent.Pomaszerował w stronę Broadwayu i na północ, do Times Sąuare.Stanął patrząc na Thimes Building i zastanawiając się, co też jest w nim dziwnego; wreszcie uświadomił sobie, że nie pali się tablica świetlna ukazująca najnowsze wiadomości.Dlaczego?Może dlatego, że w ciągu dnia maksymalnie oszczędzano prąd.A może dlatego, że te jak - im - tam promienie emitowane przez włókna elektryczne i wykrywane przez statki Arkturian nie były wygaszane przez światło słoneczne tak całkowicie jak przez zamglenie.To wyjaśniałoby stosunkowo słabe oświetlenie restauracji, biur i sklepów.Teraz zdał sobie sprawę, że wszystkie były niezwykle kiepsko oświetlone.Będzie musiał zwracać uwagę na takie drobne szczegóły, jeśli nie chce się zdradzić.W pokoju hotelowym miał światło zapalone niemal przez cały czas, gdy czytał lub pracował.Na szczęście nikt jeszcze nie zwrócił na to uwagi.Jednak teraz przestawi biurko i krzesło pod okno, a światło będzie włączał tylko w nocy.Przechodząc wolno obok kiosku z gazetami przeczytał nagłówki:FLOTA NISZCZY POSTERUNEK ARKTURIANWielkie zwycięstwo sił Układu SłonecznegoTo powinno mnie uszczęśliwić, pomyślał Keith, ale jakoś nie uszczęśliwiało.Nie potrafił nienawidzić Arkturian; nawet nie wiedział, jak wyglądają.Wojna z nimi mogła być rzeczywistością, jednak nie mógł w nią uwierzyć.Wciąż wydawało mu się to snem, koszmarem, z którego się obudzi, mimo tego, że budził się tu już cztery razy, a wojna z Arkturem dalej trwała.Stał patrząc ponuro na wystawę z ręcznie malowanymi krawatami.Ktoś dotknął jego ramienia i Keith odwrócił się, po czym odskoczył jak oparzony niemal rozbijając szybę wystawową.Był to jeden z wysokich, purpurowych, włochatych Lunańczyków.- Przepraszam pana - odezwał się piskliwym głosem purpurowy.- Czy ma pan zapałki?Keith miał ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz ręka drżała mu trochę, gdy wyjmował z kieszeni pudełko zapałek, a potem odbierał je od Lunańczyka.- Dziękuję - powiedziało stworzenie i odeszło.Keith spoglądał na jego plecy i sposób, w jaki szło.Mimo węzłów mięśni poruszało się jak człowiek brnący przez głęboką wodę.Oczywiście silne ciążenie, pomyślał Keith.Na Księżycu ten stwór mógłby przewracać góry.Tu, na Ziemi, był przytłoczony, przygnieciony ciężarem kilkakrotnie większym od tego, do jakiego był przyzwyczajony.Tu miał ledwie dwa i pół metra; na Księżycu mierzyłby ponad trzy.Czy jednak Księżyc nie powinien być pozbawiony powietrza? To musiało okazać się nieprawdą - przynajmniej w tym Wszechświecie.Lunańczycy musieli oddychać, inaczej nie mogliby palić papierosów.Żadne stworzenie nie może palić nie oddychając.Nagle - i dopiero teraz - Keith Winton zdał sobie sprawę z pewnej sprawy.Jeżeli zechce, może polecieć na Księżyc! Na Marsa! Na Wenus! A czemu by nie? Skoro znalazł się w świecie, w którym podróże kosmiczne były rzeczywistością, dlaczego nie miałby z tego skorzystać? Dreszcz emocji przebiegł mu po plecach.Jakoś nie łączył, w ciągu tych kilku dni pobytu tutaj, lotów kosmicznych z własną osobą.Teraz sama myśl o tym wprawiła go w podniecenie.Oczywiście nie mógł tego zrobić natychmiast; taka podróż musi kosztować i to pewnie niemało.Będzie musiał dużo pisać.Ale dlaczego by nie?Ponadto istniała jeszcze jedna możliwość, kiedy już pozna na tyle reguły gry, by zaryzykować: monety, które wciąż posiadał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •