[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wszystko jest już w porządku i nie ma o czym mówić.- Po wtóre?.- dopytuje z surową wyniosłością Kuszkowski.- Po wtóre: Kozłowski nie jest tchórzem ani babą."Umarlaków"ani "dusz" wcale się nie boi i na cmentarz pójdzie o samejpółnocy.- Słowo?- Słowo.Któryś z młodszych śmieszków wyrywa się:Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 221- A jakie słowo? Czynne, bierne, posiłkowe?- Słowo Kozłowskiego!Wszyscy wiedzą, że to rękojmia wystarczająca.Nie było jeszczezdarzenia, żeby Kozłowski swego słowa nie dotrzymał.Pomiędzymłodymi chłopcami i dobre, i złe udziela się zarazliwie.Bohaterstwo Kozła zbudziło u pozostałych popędywspółzawodnicze.I ten, i ów zamyśla się - coś kombinuje,postanawia.Radzicki, niski, krępy brunet, żywo poruszający się, z minąśmiałą, pewną siebie, odzywa się nieco ironicznie:- A czy to pan Kuszkowski myśli, że pójść na cmentarz w nocy tojuż największa sztuka?.- Wymyśl większą, kiedyś taki zuch!- A jak też na przykład zdaje się panu Kuszkowskiemu: czyprzepłynąć wpław Narew, naprzeciw Murowanki, trzymając nagłowie ubranie i nie zamoczywszy go, lada kiep potrafi?- Potrafiłby Kucharzewski - ale chory.- No, to ja pana Kuszkowskiego przekonam, że tu Kucharzewskiniepotrzebny, bo to zrobi Radzicki - a zrobi nawet więcej, boprzepłynie rzekę w najszerszym miejscu nie raz, lecz dwa razy:tam i z powrotem.Szmer podziwu ozwał się wśród gromadki.Któryś ze sceptyków,nieuniknionych w każdej liczniejszej drużynie, półgłosem mruczy:Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 222- Bajki!Zapalczywy chłopiec przyskakuje do niego:- Będziesz miał prawo szydzić, jeśli słowa nie dotrzymam.Tymczasem - trzymaj język za zębami!- Więc słowo?- Jakem Radzicki!Koledzy otaczają zucha numer drugi.Jeden wyraża uznanie, drugiostrzega przed niebezpieczeństwem, trzeci rad by poznaćtajemnicę tak nadzwyczajnego pływackiego "majstersztyku".W tejże chwili wskakuje na wierzch kloca mały Bellon, zwany"Balonikiem", i cienkim głosem krzyczy:- Poczekajcie!- Czego ten znów chce?- odzywa się kilku starszych lekceważąco.- Czy wy wiecie, jak ja umiem skakać?- Jak pchła! - śmieje się któryś.- Aha! właśnie.Przyjdzcie do mnie jutro na podwórze, to pokażęwam skok, jakiegoście nawet w cyrku nie widzieli!- Nie chwal no się tak, malcze!.- Nie nadymaj się, Baloniku, bo pękniesz!Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 223- Ostrożnie, pchełko, żeby cię proszkiem nie posypali!Chłopcy śmieją się, są jednak naprawdę zaciekawieni.Bellonsłynie w całej szkole z mistrzowskich kozłów.Udając, że ich tomało obchodzi, pytają:- Jakiż to będzie skok?- Z huśtawki.- Piiii.wielkie rzeczy!- Ale wy znacie przecież naszą huśtawkę.- Wyższa od gołębnika.- Więc cóż?- Więc ja rozhuśtam się najwyżej, jak tylko można, aż tam, het,pod same chmury, a potem skoczę na równe nogi na ziemię.- Przechwalasz się, Baloniku.Tego by i Kucharzewski niedokazał?- Bo wielki i ciężki.A ja jestem mały i lekki, więc dokażę.- Nie bardzo w to wierzymy.- Przyjdzcie, to zobaczycie.Kuszkowski zdjął czapkę, wyjął z kieszeni mały grzebyk, zzadowoleniem przeczesuje czuprynę.Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 224- Winszuję wam - mówi.- Kozłowski, Radzicki i Bellon ocalilihonor waszej klasy.Nie same z was baby i zmokłe kury.Wprawdzie znalezli się dotąd dopiero kandydaci na bohaterów,ale ja ufam ich honorowi, że co powiedzieli, spełnią.- Spełnimy! - krzyczy głośno bohaterska trójka.- Czemu to jednak - zauważa surowy piątoklasista, wskazującwzrokiem chłopca siedzącego nieco na uboczu, z twarzą mizerną,z oczyma podsiniałymi - nie stanął do apelu ten, na któregomiałem prawo liczyć najwięcej: Witold Sprężycki?Usłyszawszy swe nazwisko, Sprężycki głowę podnosi, prostuje się,bystre spojrzenie rzuca na mówiącego.- Przed tygodniem - tłumaczy się - wstałem z łóżka po ciężkiejchorobie.Skakać i krzyczeć, choćbym chciał, nie mogę.Niech niktjednak nie myśli, że się dam innym wyprzedzić.Ja równieżpostanowiłem dokazać sztuki - i dokażę!Głos chłopca, z początku słaby i nawet drżący cokolwiek.przyostatnich słowach nabiera niezwykłej mocy.Sprężycki jestwidocznie przejęty tym, co powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]