[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padłem z jękiem, opierając głowę o pień dendronu.- Trzymasz spluwę, Floyd? - zagadnąłem.- To zwróć mi ten starożytny artefakt, jeśli łaska.Aido, czy jest jakiś transport w drodze?- Powinien już być.Przetransmitowałam waszą pozy­cję, gdy tylko opuściliście podziemie i mogłam obliczyć współrzędne.Nadciąga pomoc.I faktycznie - czarna plamka na niebie szybko urosła w szalupę ze starego, dobrego Bezlitosnego.Wylądowała z przyprawiającym o zgrozę hukiem.Z czymś mi się to kojarzyło, toteż nie zdziwiłem się widokiem kapitana w ot­wartych drzwiach.- Moje gratulacje - powiedział wyciągając rękę.- To wielki sukces, Jim.- Dzięki - odparłem, kiedy o mały włos nie zmiażdżył mi dłoni swym uściskiem.- Tylko niech pan nie myśli, że to był chleb z masłem.- Nigdy! Byłem tam -pamiętasz? Mogę cię uwolnić od tego ciężaru?- Nie! - wykrzyknąłem i zszokowany usłyszałem ton histerii albo początków obłędu w swoim głosie.A niech tam, czemu nie! - Oddam go panu, wraz ze szczegółowym opisem jego natury, na spotkaniu.- Na jakim spotkaniu?- Które pan zwoła zaraz w Pentagonie.Z udziałem kompletu Stalowych Szczurów.Ostatni zjazd rodzinny, że tak powiem.Madonetka wróciła już do swej celi w biurze?- Powinna.Ale nie chciała opuścić planety przed wa­szym powrotem.- Wierna do końca! A więc prócz stada Szczurów chciałbym skrzyknąć także kilku innych przyjaciół.- Przyjaciół? - Tremearne był wyraźnie zmieszany.-Kogo mianowicie?- No, na przykład tego tłustego samca, opryszka Svinjara.Króla Machmenów.Dalej może pan zaprosić Żelaz­nego Johna i Matę.Siebie też pan zaproś.Uczyni to z nas interesującą paczkę.- Interesującą - owszem! Ale niemożliwą.Żadnemu banicie na tym więziennym globie nie wolno przekroczyć progów Pentagonu.- Naprawdę? A ja myślałem, że nikt inny tylko pan zamierzał stanąć na głowie, aby opróżnić i uprzątnąć Liokukae?- No tak.ale.- Nadszedł czas, kapitanie.Na spotkaniu zamierzam nie tylko pokazać obcy artefakt i ujawnić jego tajem­nicę - chcę też opowiedzieć wszystkim, jaki los czeka tę planetę.- Jaki?- Jest pan zaproszony na spotkanie.Wtedy się pandowie.- Trudno je będzie zorganizować.- Tak, wiem.- Pokazałem na Floyda.- Proszę go zapytać o dziwne rzeczy, jakie wydarzyły się u Przetrwalistów.Admirał Stingo potwierdzi jego słowa.Jest tu więcej spraw do uporządkowania, niż pan myśli.Niech pan zbierze do kupy wszystkie argumenty, skonsultuje się z przełożonymi i zaopiekuje się tym.- Podałem artefaktowy artefakt.- I proszę mnie nie budzić przed załat­wieniem sprawy.Wdrapałem się mozolnie do ładownika.Pchnąłem do góry oparcia foteli w tylnym rzędzie.Wyciągnąłem się i natychmiast zasnąłem.Następnym doznaniem było delikatne szarpanie mnie za rękę przez Floyda.- Jesteśmy już w Pentagonie.Zebranie odbędzie się zgodnie z twoimi życzeniami.Zamówiłem ci śniadanie i czystą odzież.Będą gotowe razem z tobą.Prysznic zionął ciepłą wodą i gorącym powietrzem.Sterczałem pod nim o wiele za długo.Ale czynił cuda nie tylko z moim samopoczuciem - z obolałymi mięś­niami także.Nie spieszyło mi się.Zorganizowali spo­tkanie - na moich warunkach - jedynie dlatego, że nie mieli wyboru.Kazaliby mi się wypchać, gdyby mogli.Ale badający artefakt laboranci znaleźli figę z makiem.Floyd opowiedział im pewnie swoją pogmatwaną wersję zdarzeń o tym, co się działo, jak wpadł do pracowni z gnatem w ręku.Niesamowicie pogmatwaną.Wyciągnęli w końcu wniosek, że jeśli chcą poznać wypadki w pod­ziemnym laboratorium, muszą mnie skłonić do pusz­czenia farby.Mając tyle sukcesów w prawdomówności, sądzili zapewne, że potrafią zrobić ze mną, co im się podoba.- No dobra, Jim - powiedziałem do swego roześmiane­go i ulizanego odbicia w lustrze, przyczesując dokładnie włosy.- Dajmy im to, na czym im tak zależy.Za przewodnika miałem Floyda.Przytupywał do tak­tu ze mną w labiryncie korytarzy do samej sali kon­ferencyjnej.- Cześć, kochani! - zawołałem radośnie na powitanie dalekim od przychylności twarzom.Jedynie Madonetka oddała mi uśmiech i zamachała na próbę ręką.Admirał Stingo był poważny, Tremearne -zamknięty w sobie, tak samo jak Mata.Floyd miał zgnębio­ną minę - ale mrugnął do mnie, kiedy posłałem mu szybkie spojrzenie.Żelazny John i Svinjar siedzieli przykuci do krzeseł, inaczej by mnie zatłukli na miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •