[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Posłuchaj, synu.Jest takie coś, co nazywa się honorem.Jeżeli będziesz miał z kimś do czynienia, mów mu prawdę, a wtedy i on będzie musiał powiedzieć ci prawdę, chyba że jest człowiekiem bez honoru.Opiekuj się innymi tak, jakbyś chciał, żeby oni tobą się opieko­wali.A jeśli ktoś nie ma honoru, unikaj jego towarzystwa, bo w przeciwnym razie sam nie pozostaniesz bez skazy.Pamiętaj, ludzie dzielą się na tych, którzy mają honor, i tych, którzy go nie mają.Tak samo jak z pieniędzmi.Albo są zarobione uczciwie, albo nie”.“Ale te pieniądze są zarobione uczciwie - odparł ojcu mimo woli.- Tak przynajmniej wynika z wyjaśnień Króla.Chciano go nabrać, ale był sprytniejszy”.“To prawda.Nieuczciwością jest jednak sprzedawać cudzą własność i podawać właścicielowi cenę o tyle niższą od prawdziwej”.“Tak, ale.”“Nie ma żadnych ale, synu.Owszem, bywają różne pojęcia honoru, ale człowiek ma tylko jeden kodeks honorowy.Zrobisz, co zechcesz.Decyzja należy do ciebie.Są takie sprawy, w których każdy musi decydować sam.Czasem trzeba się dostosować do okoliczności.Ale na miłość boską, strzeż siebie i swojego sumienia, nikt inny tego za ciebie nie zrobi.I wiedz, że błędna decyzja doprowadzi cię do zguby o wiele prędzej niż kula!”Marlowe ważył w ręku pieniądze zastanawiając się, co też mogliby za nie kupić on, Larkin i Mac.Podsumował wszystkie racje i szala przechyliła się wyraźnie na jedną stronę.Te pieniądze należały się niewątpliwie Prouty’emu i jego grupie.Może prócz tego nic więcej nie mieli.Prouty i reszta grupy, z której nie znał nikogo, mogli przecież umrzeć dlatego, że ich okradzione.Z powodu jego chci­wości.Ale na drugiej szali był Mac.On potrzebował pomocy już teraz.Tak samo Larkin.I ja sam, myślał.Nie wolno ci zapominać o sobie.Przypomniały mu się słowa Króla: “Nie musisz nic od nikogo brać”, a on przecież brał.I to nie raz.Co robić.Boże, co robić? Ale Bóg milczał.- Dziękuję.Dziękuję ci za pieniądze - powiedział Marlowe i schował je.Czuł, że go parzą.- Nie masz za co dziękować.Zarobiłeś je.Są twoje.Zapracowałeś na nie.Nic ci za darmo nie dałem - odparł Król.Tryskał zadowoleniem, które sprawiało, że Marlowe dusił się wstrętem do samego siebie.- No, to musimy uczcić pierwszy wspólnie ubity inte­res.Z moją głową i twoją znajomością malajskiego zro­bimy kokosy! - powiedział Król, a potem usmażył kilka jajek.Podczas posiłku opowiedział Marlowe’owi, że kiedy dowiedział się, że Yoshima znalazł radio, natychmiast wyprawił swoich chłopców po zakupy, żeby uzupełnić zapasy żywności.- W życiu należy ryzykować, mój drogi.To jasne.Pomyślałem sobie, że żółtki już się o to postarają, żeby utrudnić nam przez jakiś czas życie.Ale tylko tym, którzy nie zdążą na czas jakoś się zabezpieczyć.Weź na przykład Texa.Nie miał złamanego grosza, żeby sobie kupić choć jedno parszywe jajko.Albo weź siebie i Larkina.Gdyby nie ja, Mac męczyłby się do tej pory.Oczywiście, cieszę się, że mogę jakoś pomóc.Lubię pomagać przyjaciołom.Człowiek musi pomagać przyjaciołom, bo inaczej nic nie miałoby sensu.- Chyba tak - odparł Marlowe.Jak można tak mówić! - pomyślał.Słowa Króla uraziły go.Nie mógł pojąć, że Amerykanie rozumują w pewnych sprawach równie prosto jak Anglicy.Amerykanin jest dumny ze swojej umiejętności robienia pieniędzy, i słusznie, a Anglik w rodzaju Marlowe’a z dumą oddaje życie za sztan­dar.Też słusznie.Marlowe zauważył, że Król zerknął przez okno i za­mrugał oczami.Podążył wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczył, że ścieżką zmierza w ich stronę jakiś człowiek.Gdy znalazł się on w promieniu padającego z baraku światła, Marlowe rozpoznał go.Był to pułkownik Samson.Na widok Króla Samson skinął przyjaźnie ręką.- Dobry wieczór, kapralu - powiedział i nie zatrzy­mując się poszedł dalej.Król odliczył dziewięćdziesiąt dolarów i wręczył je Marlowe’owi.- Zrób coś dla mnie, Peter.Dołóż dziesiątkę i daj to wszystko tamtemu gościowi.- Samsonowi? Pułkownikowi Samsonowi?- Oczywiście.Znajdziesz go za rogiem więzienia.- Mam mu dać pieniądze? Tak bez niczego? Ale co mam mu powiedzieć?- Powiedz, że to ode mnie.Boże! - pomyślał z przerażeniem Marlowe.Czyżby Samson był na usługach Króla? Niemożliwe! Nie mogę tego zrobić.Król jest moim przyjacielem, aleja nie mogę podejść do pułkownika i powiedzieć: “Proszę, to jest sto dolarów od Króla”.Po prostu nie mogę!Król na wylot przejrzał jego myśli.Ach, Peter, jakiż z ciebie naiwny dzieciak, pomyślał.Niech cię diabli, dodał w duchu, ale zaraz cofnął te słowa, zły na siebie.Peter był w obozie jedynym człowiekiem, z którym chciał się przyjaźnić, i jedynym, którego potrzebował.Postano­wił więc nauczyć go trochę życia.Nie będzie to ani lekkie, ani przyjemne, mój drogi, być może mocno cię zaboli, ale ja i tak cię nauczę, choćbym miał cię złamać.Będziesz żył i będziesz moim wspólnikiem, postanowił.- Peter - powiedział.- Są sytuacje, w których musisz mi zaufać.Nigdy nie wystawię cię do wiatru.Jeśli jesteś moim przyjacielem, zaufaj mi.Jeżeli nie chcesz się ze mną przyjaźnić, twoja wola.Ale ja chciałbym mieć w tobie przyjaciela.Marlowe wiedział, że oto nadeszła kolejna chwila szczerości.Albo musiał zaufać i wziąć pieniądze, albo zostawić je i się wynieść.Człowiek stoi zawsze na rozstaju dróg.I jeżeli naprawdę jest człowiekiem, to w grę wchodzi nie tylko jego własne, ale także cudze życie.Zdawał sobie sprawę, że wybór jednej z dróg zagraża życiu Maca i Larkina, jak również jego życiu, bez Króla byli bowiem równie bezbronni jak cała reszta, bez Króla nie mogło być mowy o wiosce, gdyż sam nigdy by się na taką wyprawę nie zdobył, nawet gdyby chodziło o radio.Wybór drugiej zagroziłby dziedzictwu przodków albo przekreśliłby jego przeszłość.Samson był potęgą w zawo­dowej armii, człowiekiem dobrze urodzonym, zajmują­cym wysoką pozycję, bogatym, a on, Marlowe, urodził się przecież na oficera - podobnie jak przed nim jego ojciec, a po nim.jego syn.Zarzutów ze strony takiego czło­wieka nie zapomniano by mu nigdy.Lecz jeśli Samson był najemnikiem, wówczas wszystko, w co nauczono go wierzyć, traciło wartość.Miał wrażenie, że to nie on, lecz ktoś inny bierze pie­niądze, wstępuje w panujące na zewnątrz ciemności, rusza pod górę ścieżką, odnajduje pułkownika Samsona i słyszy szept:- A, to pan, Marlowe, czy tak?Wręczając pieniądze, Marlowe nadal widział siebie jakby z zewnątrz.- Król prosił mnie, żebym to panu dał - wyrzekł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •