[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było prawie ciemno.Reggie włączyła,bardzo cicho, jakąś stację specjalizującą się w muzyce lekkiej.Kiedy wychodzili ze szpitala, Ricky nie spał.Oglądał kreskówki,ale mówił niewiele.Na stoliku stała mała, smutna tacka ze szpitalnymjedzeniem, nie tkniętym przez niego i Dianne.Mark nie zauważył,żeby matka jadła cokolwiek w ciągu ostatnich dwóch dni.Żal mubyło, że musi tak siedzieć przy łóżku, patrząc na małego i zamartwiającsię.Kiedy Reggie powiedziała jej o powrocie do pracy i podwyżce,Dianne najpierw się uśmiechnęła, a potem zaczęła płakać.Mark miał dość płaczu, zimnego groszku i ciemnego, ciasnegopokoju.Czuł się winny, że zostawia matkę samą, ale z drugiej stronywspaniale było siedzieć w tym sportowym samochodzie uwożącym gona spotkanie z kopiastym talerzem pełnym pysznego włoskiego jedzeniai gorącego chleba.Clint wspominał o cudownych ravioli oraz lasagneze szpinakiem i z jakiegoś powodu wizja tych smacznych, sycącychpotraw na dobre utkwiła w umyśle chłopca.Może będzie też ciastoi jakieś ciastka.Ale jeżeli mama Love poda zieloną galaretkę,zdecydowanie odmówi.Myślał o jedzeniu, podczas gdy Reggie myślała o tym, czy jest180śledzona.Raz po raz spoglądała we wsteczne lusterko.Jechała o wieleza szybko, mijając kolejne samochody i zmieniając pasma ruchu, aleMarkowi zupełnie to nie przeszkadzało.- Myślisz, że mama i Ricky są bezpieczni? - spytał, przyglądającsię jadącym z przodu wozom.- Tak.Nie musisz się o nich martwić.Dyrektor szpitala obiecał,że strażnicy będą pod drzwiami przez cały czas.- Reggie rozmawiałaz Georgem Ordem, swoim nowym kumplem, i poinformowała go, jakważne jest zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie Swayów.Nie przyto-czyła żadnych konkretnych gróźb, mimo że prokurator dopytywał.Zadużo ludzi zaczęło interesować się Swayami, wyjaśniła.Krążyło wieleplotek i pogłosek, produkowanych głównie przez sfrustrowane media.Ord pomówił z McThune'em, oddzwonił do niej i oznajmił, że FBIbędzie z bezpiecznej odległości obserwować pokój.Podziękowała mu.Ord i McThune byli zachwyceni.FBI miało już swoich ludziw szpitalu, a teraz jeszcze dostali specjalne zaproszenie.Wjechali na skrzyżowanie i Reggie skręciła nagle w prawo, aż':: zapiszczały opony.Mark zachichotał, a ona śmiała się, jakby to byłazabawa, ale żołądek miała ściśnięty.Znaleźli się na mniejszej ulicy,z rzędami starych domów i wielkich dębów.- To moje sąsiedztwo - powiedziała Reggie.Było z pewnościąładniejsze niż jego.Skręcili ponownie, w jeszcze węższą ulicę, gdziedomy były niższe, ale wciąż miały po dwa-trzy piętra, pięknetrawniki i wypielęgnowane żywopłoty.- Dlaczego zabierasz klientów do siebie do domu? - spytał Mark.- Nie wiem.Większość moich klientów to dzieci, które w domumają okropne warunki.Żal mi ich.Przywiązuję się do nich.- Mnie też ci żal?- Trochę.Ale ty masz szczęście, Mark, dużo szczęścia.Maszmatkę, która jest dobrą kobietą i bardzo cię kocha.- Tak, myślę, że tak jest.Która godzina?- Prawie szósta.Dlaczego pytasz?Chłopiec zamilkł na chwilę i policzył.- Minęło czterdzieści dziewięć godzin od śmierci Jerome'a Clifforda.Szkoda, że po prostu nie uciekliśmy, kiedy zobaczyliśmy jego samochód.- Dlaczego tego nie zrobiliście?- Nie wiem.Kiedy się zorientowałem, o co chodzi, czułem, żemuszę coś zrobić.Nie mogłem uciec.On chciał umrzeć, więc niemogłem go tak po prostu zostawić.Coś ciągnęło mnie do tegosamochodu.Ricky plakał i błagał mnie, żebym przestał, lecz ja niepotrafiłem przestać.To wszystko moja wina.181- Może i tak, ale już tego nie zmienisz.Stało się.- Spojrzaław lusterko i nie zauważyła nic podejrzanego.- Myślisz, że wszystko z nami będzie dobrze? To znaczy z mamą,kied śm i ze mną? Kiedy to się skończy, czy wśzystko będzie tak jakYReggie zwolniła i skręciła w wąską aleję, wzdłuż której ciągnęły sięgęste, nie przycinane żywopłoty.- Ricky wyzdrowieje.Może to trochę potrwać, ale wyjdzie z tego.Dzieci są twarde, Mark.Codziennie widzę tego dowody.- A co będzie ze mną?- Też będzie dobrze, Mark.Zaufaj mi.Mazda zatrzymała się przy dużym dwupiętrowym domem z weran-dą, z jednej strony porośniętej bluszczem.Pod oknami rosły krzewyi kwiaty.- To twój dom? - spytał Mark niemal z lękiem.- Moi rodzice kupili go pięćdziesiąt trzy lata temu, rok przedmoim urodzeniem.Tutaj dorastałam.Tata umarł, kiedy miałampiętnaście lat, ale Mama Love, niech ją Bóg błogosławi, nadal jest natym świecie.- Nazywasz ją Mamą Love?- Każdy ją tak nazywa.Ma prawie osiemdziesiąt lat, a jestw lepszej formie niż ja.- Wskazała na garaż znajdujący się na tyłachdomu.- Widzisz te trzy okna nad garażem? Tam mieszkam.Garażowi, tak jak domowi, przydałoby się odmalowanie.Oba byłystare i ładne, lecz między kwiatami na klombach prześwitywałychwasty, a w szczelinach podjazdu rosła trawa.Weszli do środka bocznymi drzwiami i nagle nozdrza Markawypełnił wspaniały kuchenny aromat.Poczuł przeraźliwy głód.Drobnakobieta z końskim ogonem i ciemnymi oczami wyszła im na spotkanie.i uściskała Reggie.- Mamo Love, poznaj Marka Swaya - rzekła Reggie, dając muznak, żeby podszedł bliżej.Byli tego samego wzrostu i Mama Loveuścisnęła go i pogłaskała po policzku.Stał sztywno, niepewny, jakpowitać tę dziwnę osiemdziesięcioletnią kobietę.- Miło mi cię poznać, Mark - powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •