[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno było do-budzić Therru i wstała zaspana, być może rozgorączkowana, chociaż zawsze była taka ciepła, że Tenar trudno było ocenić jej temperaturę.Skruszona za to, że ciągnęła słabowite dziecko piętnaście mil piechotą i za wszystko, co się wczoraj wydarzyło, Tenar próbowała ją rozweselić opowiadając o tym, że są teraz na statku, że na pokładzie jest prawdziwy król i że mała izdebka, w której się znajdują, jest własnym pokojem króla, że statek zabiera je do domu, na farmę, i ciocia Lark będzie na nie czekać w domu, a być może będzie tam również Krogulec.Nawet to nie wzbudziło zainteresowania Therru.Była obojętna, apatyczna, niema.Na jej małej, szczupłej rączce Tenar dostrzegła ślad: cztery palce, czerwone niczym piętno, jak od miażdżącego uścisku.Lecz Handy nie chwycił jej.Dotknął tylko.Tenar powiedziała jej, przyrzekła, że on nigdy więcej jej nie dotknie.Obietnica została złamana.Jej słowo nic nie znaczyło.Jakie słowo znaczyło cokolwiek wobec głuchej przemocy?Schyliła się i pocałowała znaki na rączce Therru.- Szkoda, że nie miałam czasu, żeby skończyć twoją czerwoną sukienkę - rzekła.- Król pewnie chciałby ją zobaczyć.Ale z drugiej strony, przypuszczam, że ludzie nie noszą na statku swoich najlepszych strojów, nawet królowie.Themi usiadła na koi, z przechyloną głową i nie odpowiedziała.Tenar wyszczotkowała jej włosy.Odrastały wreszcie gęsto, tworząc jedwabistą, czarną zasłonę nad poparzonymi częściami skóry głowy.- Jesteś głodna, ptaszynko? Wczoraj wieczorem nie jadłaś nic na kolację.Może król da nam śniadanie.Ubiegłej nocy dał mi ciastka i winogrona.Żadnej odpowiedzi.Kiedy Tenar powiedziała, że już czas opuścić kajutę, Therru usłuchała.Na pokładzie stała z głową przechyloną do ramienia.Nie podniosła wzroku na białe żagle pełne porannego wiatru ani na iskrzącą się wodę, ani na Górę Gont, wznoszącą ku niebu swoje cielsko i majestat lasu, urwiska i wierzchołek.Nie podniosła głowy, kiedy przemówił do niej Lebannen.- Therru - powiedziała miękko Tenar, klękając przy niej.- Odpowiedz, kiedy mówi do ciebie król.Milczała.Wyraz twarzy Lebannena, kiedy ten się jej przypatrywał, był nieprzenikniony.Być może była to maska, uprzejma maska pokrywająca odrazę, wstrząs.Lecz spojrzenie jego ciemnych oczu było spokojne.Bardzo lekko dotkną} ramienia dziecka i rzekł:- To musi być dla ciebie niezwykłe: obudzić się na środku morza.Zjadła tylko trochę owoców.Kiedy Tenar zapytała ją, czy chce wrócić do kajuty, skinęła głową.Z bólem serca Tenar pozostawiła ją skuloną w koi i powróciła na pokład.Okręt przepły wał pomiędzy Zbrojnymi Urwiskami - wyniosłymi, posępnymi ścianami, które zdawały się pochylać nad żaglami.Łucznicy stojący na warcie w niewielkich fortach przypominających gniazda jaskółek błotnych wysoko, na urwiskach, spoglądali w dół na tych na pokładzie, a żeglarze krzyczeli do nich ochoczo.- Droga dla króla! - wołali, a z góry dobiegła odpowiedź niewiele głośniejsza od krzyku jaskółek z wysokości: "Król!"Lebannen stał na wysokim dziobie statku z kapitanem i starszym, szczupłym, wąskookim mężczyzną w szarym płaszczu maga z Wyspy Roke.Ged nosił taki płaszcz, czysty i delikatny, w dniu, w którym przynieśli Pierścień Erreth-Akbego do Wieży Miecza; stary, poplamiony, brudny i znoszony w podróży, służył mu za koc na zimnych kamieniach grobowców Atuanu i na ziemi pustynnych gór, kiedy razem przemierzali tamte góry.Myślała o tym, gdy piana przeleciała obok burt okrętu i wysokie urwiska pozostały daleko w tyle.Kiedy statek wypłynął poza ostatnie rafy i kołysząc się pożeglował na wschód, podeszli do niej trzej mężczyźni.Lebannen rzekł:- Pani, oto Mistrz Wiatrów z Wyspy Roke.Mag ukłonił się, spoglądając na nią z pochwałą w swych przenikliwych oczach, a także z ciekawością."Człowiek, który lubi wiedzieć, którędy wieje wiatr" - pomyślała.- Teraz nie muszę żywić nadziei, że ta piękna pogoda się utrzyma, lecz mogę na to liczyć - zwróciła się do niego.- Jestem tylko ładunkiem w taki dzień jak ten - odparł mag.- Poza tym, kiedy statkiem kieruje taki żeglarz jak Mistrz Serrathen, któż potrzebuje zaklinacza pogody?"Jesteśmy tacy uprzejmi - pomyślała - same Panie, Panowie i Mistrzowie, same ukłony i komplementy." Rzuciła spojrzenie młodemu królowi.Patrzył na nią z uśmiechem, lecz z rezerwą.Poczuła się tak, jak czuła się w Havnorze jako dziewczyna: obcą, niezręczną pośród ich gładkich słówek.Ale ponieważ nie była teraz dziewczyną, nie była przerażona, lecz tylko dziwiła się temu, w jaki sposób mężczyźni porządkują swój świat w ten taniec masek i jak łatwo kobieta może nauczyć się go tańczyć.Powiedzieli jej, że dopłynięcie do Yalmouth zabierze im tylko jeden dzień.Z tym pomyślnym wiatrem w żaglach zawiną tam późnym popołudniem.Wciąż bardzo zmęczona długim strapieniem i wysiłkiem poprzedniego dnia, z ulgą usadowiła się na siedzeniu, które łysy żeglarz sporządził dla niej ze słomianego siennika i kawałka płótna żaglowego.Przypatrywała się falom i zarysowi Góry Gont - błękitnemu i niewyraźnemu w świetle południa, zmieniającemu się, kiedy okrążali strome wybrzeża oddaleni od nich jedynie o milę lub dwie.Przyniosła Therru na górę i dziecko leżało obok niej w słońcu, rozglądając się lub drzemiąc.Inny żeglarz, ogorzały, bezzębny, podszedł na bosych stopach o podeszwach przypominających kopyta i odrażająco zdeformowanych palcach i położył coś na płótnie obok Therru.- Dla małej dziewczynki - powiedział ochryple i oddalił się niezwłocznie, choć niezbyt daleko.Od czasu do czasu z nadzieją spoglądał znad swojej roboty, aby sprawdzić, czy podobał jej się podarunek, ale po chwili gwałtownie spuszczał wzrok, udając pochłoniętego pracą.Therru nie chciała dotknąć małej, owiniętej w materiał paczuszki.Musiała otworzyć ją Tenar.Była to doskonała rzeźba długości kciuka, przedstawiająca delfina, z kości i kości słoniowej.- Może mieszkać w twojej torebce z trawy - rzekła Tenar.- Z innymi kościanymi ludźmi.Na to Therru ożywiła się na tyle, żeby wyjąć swoją torebkę z trawy i włożyć do niej delfina.Ale to Tenar musiała pójść podziękować skromnemu dawcy.Therru nie chciała na niego patrzeć ani też się doń odezwać.Po chwili poprosiła, aby wróciły do kabiny i Tenar pozostawiła ją tam w towarzystwie kościanej osoby, kościanego zwierzęcia i delfina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]