[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze się wahał, lecz dłoń już sięgała ukradkiem do kieszeni, w której nosił zawsze uniwersalny przyrząd ślusarski; posłużył się nim teraz jak wytrychem, by odemknąć stalową furtkę i zbliżyć się z zapartym tchem do grobu.Oburącz ujął tabliczkę, na której prostymi głoskami ciemniało wyryte nazwisko jego mistrza, i pchnął ją w wiadomy sposób, aż uchyliła się niby wieczko szkatułki.Księżyc zaszedł za chmurę i uczyniło się tak mroczno, że nie widział nawet własnych rąk, po omacku odnalazł więc opuszkami palców pierwej coś w rodzaju sitka, a obok zmacał wypukły, znaczny przycisk, który nie dawał się zrazu wepchnąć w głąb pierściennej osady.Nacisnął go wreszcie mocniej i zamarł, przelękniony własnym uczynkiem.Lecz już zaszuściło w głębi grobowca, prąd zbudził się, szczęknęły cichutko przekaźniki, jak cykady obudzone, coś tam zabuczało i nastała głucha cisza.Pomyślał, że przewody może zawilgły, i z napływem rozczarowania poczuł zarazem i ulgę, ale w tej chwili odezwało się jedno i drugie skrzeknięcie, po czym głos sterany, starczy, lecz bliski całkiem, odezwał się:- Co tam? Co tam znowu? Kto mnie wołał? Czego chciał? Co to za psie figle po wiecznej nocy? Dlaczego nie dajecie mi spokoju? Co chwila mam wstawać z martwych tylko dlatego, że tak się podoba jakiemuś łapserdakowi, cybłędzie, hę? Nie masz odwagi się odezwać? No, jak wstanę, jak wyrwę deskę z trumny.- Pa.Panie i Mistrzu! To ja.Trurl! - wystękał przestraszony nie na żarty tak mało przyjaznym powitaniem Trurl, a zarazem schylił głowę i stanął w tej samej, pokornie sztubackiej postawie, jaką przybierali wszyscy uczniowie Kerebrona pod gradem jego wymowy wywołanej sprawiedliwym gniewem; jednym słowem, zachował się tak, jakby mu w sekundzie ze sześćset lat ubyło.- Trurl! - zaskrzeczał tamten.- Czekajże! Trurl? Aha.Naturalnie! Mogłem się był sam domyślić.Czekaj, drabie.Rozległy się takie chrobotania i zgrzyty, jak gdyby zmarły brał się już do wyważania całego wieka krypty, więc Trurl cofnął się o krok, mówiąc pospiesznie:- Panie i Mistrzu! Proszę, nie fatyguj się! Wasza Ekscelencjo, ja tylko.- Hę? Co tam znów? Myślisz, że wstaję z grobu? Czekaj, powiadam, bo muszę się poprawić.Ścierpłem tu cały.Ho! Olej ze wszystkim wyparował, alem wysechł, no!Słowom tym w samej rzeczy towarzyszyło piekielne skrzypienie.Kiedy ucichło, głos z grobu ozwał się:- Nawarzyłeś jakiegoś piwa, co? Napsułeś, nagwajdliłeś, nakierdasiłeś, a teraz przerywasz wieczny odpoczynek staremu nauczycielowi, żeby cię wyciągał z biedy? Nie szanujesz zwłok, które niczego już nie chcą od świata, niedouku! No, gadajże już, gadaj, skoro nawet w grobie nie dajesz mi spokoju!- Panie i Mistrzu! - rzekł odrobinę raźniejszym już głosem Trurl.- Wykazujesz zwykłą sobie przenikliwość.Nie mylisz się, tak jest! Jam naknocił.i nie wiem, co robić dalej.Ale nie dla prywaty ośmieliłem się niepokoić Waszą Cześć! Inkomoduję Pana Profesora, ponieważ wyższy cel tego wymaga.- Galanterię elokwencji oraz inne misztygałki możesz powiesić na kołku! - zaburczał z grobu Kerebron.- A więc dobijasz się do trumny, ponieważ ugrzązłeś, a także po - waśniłeś się niechybnie z tym twoim druhem, a zarazem rywalem, jak mu tam.Klop.Klip.Klap.a żeby cię!- Klapaucjuszem! Tak jest! - podpowiedział szybko Trurl, mimo woli prężąc się na baczność od tego zrzędzenia.- Właśnie.I zamiast omówić problem z nim, to, ponieważ jesteś hardy, pyszny, a przy tym niewymownie wprost durny, nocą nachodzisz zimne szczątki starego wychowawcy.Tak było, hę? A więc gadaj już, gadaj, fujaro!- Panie i Mistrzu! Poszło o najważniejszą rzecz w całym Uniwersum, to jest o szczęście wszystkich rozumnych istot! - wypalił Trurl i pochyliwszy się jak do spowiedzi nad sitkiem mikrofonu, jął w nie wsączać pospiesznie i gorączkowo słowa, w których obrazował ze wszystkimi szczegółami wypadki zaszłe od ostatniej rozmowy z Klapaucjuszem, niczego nie pomijając ani nie próbując nawet skrywać lub upiększać.Kerebron, milczący zrazu jak grób, począł wtykać w przerwy jego opowieści - właściwym sobie obyczajem - niezliczone docinki, przytyki, ironiczne komentarze, zjadliwe bądź wściekłe chrząknięcia, ale Trurlowi, porwanemu impetem, było już do tego stopnia wszystko jedno, że mówił jak najęty dalej i wyznał wreszcie ostatni swój postępek, a wtedy zamilkł, nieznacznie zadyszany, i czekał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]