[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inni uczestnicy wyprawy biedzili się tymczasem nadtajemnicą drzwi, wciąż jednak bez powodzenia.Zbyt rozgorączkowani, aby rozważać wskazówki runów iksiężycowego pisma, niezmordowanie usiłowali odszukać na gładkiej skalnej powierzchni ślady ukrytegowejścia.Z Miasta na Jeziorze przywiezli oskardy i rozmaite narzędzia, których z początku próbowali użyć.Ale gdy uderzyli o kamień, rękojeści pękły i okrutnie pokaleczyły im ręce, a stalowe ostrza ułamały się lubwygięły jak ołów.Okazało się, że sztuka górnicza na nic się nie zda przeciw magicznej sile, która zamknęłate drzwi.A przy tym krasnoludy zlękły się hałasuzwielokrotnionego przez echo.Bilbo, samotny i znużony, siadł na progu; oczywiście nie było tam naprawdę progu, tak jednak kompaniaThorina nazwała dla żartu mały trawiasty zakątek między ścianami wnęki a jej wejściem, na pamiątkę słów,które Bilbo wygłosił dawno, dawno temu, podczasniespodziewanego najścia gości w swojej norce, gdy radził krasnoludom siąść na progu i myśleć, dopókiczegoś nie wymyślą.Toteż siedzieli teraz i myśleli albo wałęsali się bez celu i z każdą chwilą miny im sięprzeciągały coraz bardziej.Podnieśli się nieco na duchu, gdy odkryli nową ścieżkę, teraz jednak znów dusze pouciekały im w pięty;mimo to nie chcieli dać za wygraną i wycofać się.Hobbit już także nie był lepszej myśli niż krasnoludy.Nicnie robił, tylko wciąż siedział, plecami do skały; patrząc przez wylot wnęki na zachód, daleko za urwiska, zarozległa krainę, za czarną ścianę Mrocznej Puszczy, tam gdzie majaczyły chwilami odległe i małe GóryMgliste.Jeśli ktoś pytał Bilba, co właściwie robi, odpowiadał tak: - Mówiliście, że moim obowiązkiem będzieprzesiadywanie na progu i myślenie, nie wspominając już o włamywaniu się do wnętrza; no, więc siedzę imyślę.Mnie się jednak zdaje, że hobbit nie tyle myślał o swoich obowiązkach, ile o ukrytym w błękitnej dalispokojnym kraju hobbitów na zachodzie, o Pagórku i o własnej norce.Pośrodku leżał na trawie płaski głaz i Bilbo przyglądał mu się w zadumie albo obserwował ogromneślimaki, które widać upodobały sobie tę małą, zaciszną wnękę między chłodnymi skałami, bo cała ichgromada pełzała tu z wolna, lgnąc do ścian.- Jutro zaczyna się ostatni tydzień jesieni - rzekł pewnego dnia Thorin.- A po jesieni nadejdzie zima -powiedział Bifur.- A potem nastanie nowy rok - dorzucił Dwalin.- Brody nam zdążą wyrosnąć tak, że będą zwisały stąd ażna dolinę, nim się tu czegoś doczekamy.Co właściwie robi włamywacz, żeby nam pomóc? Skoro mapierścień i miał czas nabrać mistrzostwa w sztuce niewidzialności, mógłby chyba pójść przez Główną Bramęi przeprowadzić mały wywiad we wnętrzu Góry.Bilbo usłyszał te słowa, bo krasnoludy siedziały na skałach wprost nad nim."Wielkie nieba! - rzekł sobie wduch - a więc takie pomysły już im przychodzą do głów! Zawsze ja, nieborak, mam ich ratować w biedzie,przynajmniej odkąd nas czarodziej opuścił.Co teraz zrobię? Powinienem był na początku przewidzieć, że wkońcu spotka mnie coś okropnego.Mam wrażenie, że nie zniósłbym po raz drugi nawet widoku nieszczęsnejdoliny Dal, co dopiero tych dymiących wrót!"Tej nocy czuł się bardzo nieszczęśliwy i prawie nie zmrużył oka.Nazajutrz krasnoludy rozeszły się wróżne strony; niektóre na dole zajęły się kucykami, inne wybrały się na zwiady po górskich zboczach.Bilboprzez cały dzień siedział markotny na trawie we wnęce i patrzał na głaz lub w stronę zachodu przez wąskiewejście.Zdawało mu się, nie wiedzieć czemu, że na coś czeka."Może czarodziej wróci niespodzianiejeszcze dzisiaj?" - myślał.Ilekroć podnosił głowę, dostrzegał w dali kreskę lasów.Kiedy słońce skłoniło się ku zachodowi, odblaskozłocił odległe wierzchołki drzew, jakby światło padało na ostatnie wyblakłe liście.Wkrótce kula słonecznaniby pomarańcz znalazła się nisko, na wprost oczu hobbita.Bilbo podszedł do wejścia wnęki i ujrzał tuż nadwidnokręgiem blady i nikły wiechetek wschodzącego księżyca.W tym samym momencie usłyszał za swoimi plecami głośny stuk.Na szarym kamieniu przysiadł ogromnydrozd, czarny jak smoła, z jasnożółtą piersią nakrapianą ciemnymi plamkami.Trach! Drozd złowił ślimaka idziobem rozbijał go o kamień.Trach, trach!Nagle Bilbo zrozumiał.Zapominając o niebezpieczeństwie, wybiegł na półkę skalną i zaczął przywoływaćkrasnoludy, krzycząc i machając rękami.Kto był w pobliżu, biegł ile sił w nogach do hobbita, potykając sięwśród skał, zaciekawiony, co się właściwie stało.Inni (z wyjątkiem oczywiście Bombura, który spał)domagali się, żeby ich z dołu wciągnąć na linie.Bilbo szybko im całą sprawę wyjaśnił.Umilkli wszyscy: hobbit stojący na płaskim głazie i krasnoludy, wniecierpliwym oczekiwaniu kiwające brodami.Słońce zachodziło coraz niżej, a nadzieja gasła w ich sercach.Wreszcie słońce zanurzyło się w wąskim pasemku purpurowych obłoków i znikło.Krasnoludy jęknęły, aleBilbo stał wciąż nieporuszony na swoim miejscu.Wiechetek księżyca wypływał nad widnokrąg.Zapadałwieczór.I nagle, kiedy już tracili resztkę nadziei, czerwony promień słońca niby palec przebił dziurę w obłokui trafił przez szczelinę u wejścia do wnęki prosto na przeciwległą gładką ścianę.Stary drozd, któryprzekrzywiwszy łebek z wysoka przyglądał się temu oczyma podobnymi do czarnych paciorków, krzyknąłprzenikliwym głosem.Rozległ się trzask.Kamienny wiór odłupany od skały odpadł na ziemię.Na wysokościmniej więcej trzech stóp nad ziemią w skale ukazała się dziurka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]