[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Otóż to! Mówiłam! radośnie wykrzyknęła dama. A ofiar wpłynęło już około milionarubli, nieprawdaż? Więcej, proszę księżnej. A co pan powie na dzisiejszy komunikat? Znowu klęska Turków. Tak, czytałem odparł Koznyszew.Mowa była o ostatniej depeszy,potwierdzającej wiadomość o trzykrotnym w ciągu trzech dni rozbiciu Turków we wszystkichpunktach.Turcy znajdowali się w rozsypce, a następnego dnia spodziewano się decydującej bitwy. Ach, właśnie przypomniałem sobie: pewien młody człowiek, przemiły zresztą, błaga, by goprzyjęto.Nie wiem, dlaczego mu wstręty czynią.Znam go i chciałam pana prosić o słówko w jegosprawie, Lidia mi go przysłała.Koznyszew najpierw szczegółowo dowiedział się, co było księżnej wiadome o kandydacie, poczym wszedłszy do poczekalni pierwszej klasy napisał bilecik do osobistości, od której przyjęciezależało, odszukał księżnę i wręczył jej list. Wie pan, że Wroński, ten sam właśnie& jedzie tym pociągiem rzekła księżna biorąc odKoznyszewa list i uśmiechając się znacząco i z triumfem. Słyszałem, że ma jechać, nie wiedziałem jednak kiedy.Jak to tym pociągiem? Widziałam go: jest tutaj.Odprowadza go tylko matka.Mimo wszystko& to jeszczenajlepsza rzecz, jaką mógł zrobić. O tak! Oczywiście.Podczas tej rozmowy tłum obok nich ruszył ku nakrytemu do obiadu stołowi.Rozmawiającyzbliżyli się również i wysłuchali wypowiedzianej donośnie mowy, którą wygłosił do ochotnikówpan z pucharem w ręku. Jest to walka za wiarę, za ludzkość, za naszych braci wołał corazgłośniej mówca. Moskwa, matka nasza, błogosławi was na ten wzniosły czyn.%7ływio!*%7ływio! Niech żyje! zawołał przez łzy na zakończenie.Wszyscy krzyknęli: %7ływio,, przyczym nowa ciżba wpadła do sali i o mały włos nie przewróciła księżnej.*%7ływio! Niech żyje! No, i cóż księżna na to powie! zapytał z promiennym uśmiechem Obłoński, który naglewychynął z tłumu. Dobrze, z ogniem gadał, prawda? Brawo! I Sergiusz Iwanycz także!& Panby powinien dorzucić kilka słów od siebie, ot, tak tylko, kilka słów otuchy.Pan by to tak dobrzezrobił dodał biorąc za rękę Koznyszewa i leciutko popychając go do przodu.Uśmiechał się przytym z szacunkiem i powściąganą czułością. To niemożliwe; właśnie wyjeżdżam. Dokądże to? Do brata na wieś. To spotka się pan tam z moją żoną.Pisałem już do niej, ale pan pierwej ją zobaczy; proszę,niech jej pan powie, że mnie pan widział, i że all right*.Już ona to zrozumie.A zresztą, niech panbędzie łaskaw powiedzieć jej, ze zostałem mianowany członkiem Komisji Zjednoczonych&Zresztą, ona i tak zrozumie! Wie księżna, les petites miseres de la vie humaine* zwrócił się doksiężnej, jakby się usprawiedliwiając. A Miagkaja, nie Liza, tylko Bibiche, posyła jednak nafront tysiąc karabinów i dwanaście sióstr miłosierdzia.Czy ja to już panu mówiłem? Tak, słyszałem niechętnie odrzekł Koznyszew. Właściwie szkoda, że pan wyjeżdża mówił dalej Stiepan Arkadjicz.Jutro wydajemyobiad dla dwóch odjeżdżających wolontariuszy: Dimer Bartniańskiego z Petersburga i naszegoWiesłowskiego.Obaj jadą.Wiesłowski niedawno się ożenił.Zuch chłopak! Prawda, proszęksiężnej? tu zwrócił się do damy.Księżna nic nie mówiąc spojrzała na Koznyszewa.To, że i Koznyszew, i jego towarzyszkamieli jakby ochotę pozbyć się go, bynajmniej nie frasowało Stiepana Arkadjicza.Przypatrywał sięz uśmiechem na przemian to pióru na kapeluszu księżnej, to otoczeniu, jakby usiłując sobie cośprzypomnieć.Ujrzawszy w pobliżu damę z puszką, przywołał kwestarkę i włożył do skarbonkibanknot pięciorublowy. Nie mogę spokojnie patrzeć na te puszki tak długo, jak mam pieniądze w kieszeni zauważył. A co państwo powiecie na dzisiejszą depeszę?! Zuchy ci Czarnogórcy, co! Co księżna mówi?! zawołał, gdy księżna oznajmiła mu, że tym samym pociągiem jedzietakże Wroński.Na sekundę smutek odmalował się na twarzy Stiepana Arkadjicza, lecz chwilępotem, gdy balansując z lekka z jednej nogi na drugą i poprawiając bokobrody wszedł dopomieszczenia, gdzie znajdował się Wroński, już nie pamiętał swych rozpaczliwych łkań nadtrupem siostry.Widział we Wrońskim tylko bohatera i kogoś, z kim łączyła go stara przyjazń. Mimo wszelkich jego wad zauważyła księżna do Koznyszewa, skoro tylko Obłoński ichopuścił należy mu oddać sprawiedliwość.To taka typowa rosyjska, słowiańska natura!Obawiam się jednak, że widok jego sprawi Wrońskiemu przykrość.Cokolwiek by się o nimsądziło, wzrusza mnie los tego człowieka.Niech pan z nim w drodze trochę porozmawia. O ile się do tego nadarzy sposobność. Nigdy mi nie był sympatyczny.Ale to tutaj jest ekspiacją wielu win.Nie tylko sam jedzie, alewystawił cały szwadron. Słyszałem o tym.Rozległ się dzwonek.Wszyscy tłumnie ruszyli ku drzwiom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]